Obiecuję

284 31 21
                                    

Godzina 21

Wracałam z pobliskiego supermarketu i poczułam czyjś wzrok na sobie, co nie wróżyło nic dobrego. Postanowiłam się nie odwracać. Zaczęłam udawać, że rozmawiam z kimś przez telefon. Czułam się przez to bezpieczniej. Do domu dotarłam cała i zdrowa, ale nie mogłam się pozbyć uczucia strachu. Może po prostu mi się zdawało? A co jeśli jednak nie? Po zamykałam wszystkie okna w mieszkaniu, a potem dokładnie za kluczyłam drzwi. Na wszelki wypadek zabarykadowałam je sofą. Była ciężka i ledwo udało mi się ją przesunąć. Pomimo tych wszystkich zabezpieczeń nie czułam się pewnie. Wręcz przeciwnie, zaczynałam panikować. Całą noc przesiedziałam z szeroko otwartymi oczami. Dopiero nad ranem, gdy zrobiło się nie co jaśniej zasnęłam.


Kilka godzin później

Byłam nie wyspana i bardzo zmęczona. Ciągle towarzyszył mi strach. Rano nie mogłam nic przełknąć, więc wypiłam tylko mocną kawę. James'a wypuszczają w tym tygodniu. Jego stan z dnia na dzień coraz bardziej się poprawia. Wychodzi za trzy dni, czyli w piątek. Muszę jeszcze spakować jego rzeczy. Co oznacza odwiedzenie dzielnicy South z czego nie jestem zadowolona...

Ubrałam czarne jeansy, szarą przekładaną przez głowę bluzę i trampki. Pogoda tego lata w Anglii nie jest za ciekawa. Pojechałam metrem, bo było dużo tańsze niż taksówka. Po dziesięciu minutach byłam już na odpowiedniej ulicy. Przełknęłam głośno ślinę, a na mojej twarzy pojawiła się pokerowa mina. Skierowałam się do naszego starego pokoju. W środku panował jeszcze większy bałagan niż przedtem. Zaczęłam wrzucać rzeczy James'a do torby. Starałam się robić to, jak najszybciej, bo raczej nie chciałam wpaść na jednego z moich byłych "sąsiadów" albo na samego Matthew'a.

- A kto postanowił nas odwiedzić? - usłyszałam za plecami. Chyba, jednak nie uniknę konfrontacji z nim.


Następnego dnia Bradley POV.

Rano dzwonił do mnie mój wujek i poinformował mnie, że Avalanche nie przyszła dziś do pracy. Trochę zaniepokojony zadzwoniłem do niej, ale nie odebrała, nie dopisywała też na moje SMS-y. Po pół godziny prób skontaktowania się z nią postanowiłem sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku. Pewnie siedziała wczoraj do późna w szpitalu, bo poszła odwiedzić James'a i przez to zaspała. Przynajmniej miałem nadzieję,  że tak właśnie było. Po kilku minutach znajdowałem się już pod kamienicą w której mieszkała brunetka. Zapukałem w drzwi, ale nikt mi nie odpowiedział. Przesunąłem  więc kwiatka, który stał obok wycieraczki i wyciągnąłem z pod niego klucze. Gdy wszedłem do środka Avalanche leżała na kanapie. Miała otwarte oczy i tępo patrzyła się w jeden punkt.

- Av? Wszystko w porządku? - zapytałem. Powoli do niej podszedłem, ale dziewczyna ani drgnęła. Chciałem dotknąć jej ramienia, ale ona automatycznie się wzdrygnęła i przymknęła oczy. Ukucnąłem przy niej. - Avalanche co się stało? - po policzku dziewczyny spłynęła tylko pojedyncza łza. Chwilę patrzę na nią w ciszy, a ona w końcu pęka. Dopiero teraz to zauważyłem. Ma siniaki na twarzy i nadgarstkach oraz porwane ubrania. - Av... - chciałem ją przytulić, ale ona odsunęła się gwałtownie.

- Ja... - powiedziała słabym i zachrypniętym głosem. - On... - z jej ust wypadały pojedyncze słowa. Podniosła się do pozycji siedzącej. Usiadłem obok niej.

- Avalanche spójrz na mnie - poprosiłem. - Czy ktoś zrobił czy krzywdę? - zapytałem łagodnie. Brunetka pozwoli potrząsnęła głową. - Kto to był?

- Matthew - powiedziała ledwo słyszalnie i zaczęła się trząść gdy tylko wypowiedziała jego imię.

- On zmusił cie do czegoś prawda? - Avalanche w tej chwili już nie płakała ona szlochała jak małe dziecko, a jej drobnym i zbesztanym ciałem zaczęło rzucać na wszystkie strony. Wyglądało to jak napad paniki. Złapałem ją za ramiona i z całej siły przytuliłem. Wyrywała się, ale po chwili przestała i bezwładnie opadła na moje ciało. Siedziała z czołem opartym na mojej piersi dobre dziesięć minut, a potem zaczęła mówić.

- Poszłam wczoraj po rzeczy James'a do dzielnicy South. Matthew mnie zobaczył. Tak bardzo się wyrwałam - ściszyła głos. - Krzyczałam, ale nikogo nie było. Stwierdził, że James już mu nie płaci za moją nietykalność i, że po tym już nawet nie musi oddawać reszty pieniędzy - pokręciła głowa. - On najpierw włożył... - podniosła się i z ukosem spojrzała na mnie. - Rękę - przełknęła ślinę. - Całą rękę - zaczęła się trząść i płakać. - Dotąd - pokazała na miejcie za nadgarstkiem, a ja poczułem jak robię się czerwony od złości. Zrobiło mi się niedobrze. Moje oczy stały się szkliste, czułem to. - Potem dopiero... - nie dokończyła. Odważyła się w końcu spojrzeć mi w oczy z których chwilę potem popłynęły łzy. Nie mogłem ich zatamować,  po prostu popłynęły. Avalanche spojrzała na mnie lekko zdziwiona. Przybliżyła się i kciukiem otarła je. Mocno ją przytuliłem. Poczułem jak kładzie głowę z zagłębieniu mojej szyi i ciężko oddycha. - W prawnej chwili do pokoju wszedł Connor - dodała. Spojrzałem na nią zdziwiony. - Tak ten Connor. W pewnym sensie mnie uratował. W każdym sensie.

- Nie pozwolę cię już nikomu skrzywdzić i dotknąć w niewłaściwy sposób. Nigdy, rozumiesz? - ująłem jej twarz w dłonie i spojrzałem po raz kolejny prosto w jej oczy. - Obiecuję - dziewczyna przytaknęła i spuściła głowę. - Musisz iść z tym na policję. Zawiozę cię - oznajmiłem. - Ale najpierw pojedziemy do szpitala żeby sprawdzili czy wszystko w porządku.

- Okay... - szepnęła. - Najpierw pójdę do łazienki chce zmyć z siebie wczorajszy wieczór - próbowała wstać, ale natychmiast złapał się podbrzusza. Nie zastanawiając się chwyciłem ja w ramiona i zaniosłem do prysznica. Potem zaniosłem ją po schodach i pomogłem wejść do szpitala.



Godzinę później

Avalanche nadal badają nic nie chcą mi powiedzieć, bo nie jestem jej rodziną. W końcu po kolejnych sześćdziesięciu minutach zobaczyłem, jak brunetka powoli wychodzi z gabinetu ginekologicznego. Usiadła obok mnie na plastikowym krzesełku.

- Co powiedział lekarz? - zapytałem.

- Nie chcę o tym rozmawiać - odpowiedziała bardzo cicho. - Wezwali policję żebyśmy nie musieli jechać na komisariat. Powinni być za parę minut - dodała po chwili. - Nie mów James'owi - poprosiła. - Zrobi coś głupiego.

- Sama mu powiesz, kiedy będziesz chciała - zapałem Av za rękę, ale ona po chwili wzięła dłoń i objęła się ramionami. Siedzieliśmy w ciszy dopóki nie przyjechała policja.



Dwie godziny później

Aresztowano tego sukinsyna Matthew'a po tym jak Avalanche złożyła zeznania. Trwało to dosyć długo. Widać, że dziewczyna była zmęczona.

- Zawieziesz mnie do domu? - poprosiła.

- Myślę, że lepszym pomysłem będzie, jak trochę pomieszkasz u mnie - zaproponowałem. - Rozmawiałem z psychologiem i powiedział, że to będzie najlepsze wyjście. Będziesz czuła się bezpieczniej - brunetka przytaknęła. - Pojedziemy jeszcze tylko po twoje rzeczy.

- Dziękuję - uśmiechnęła się słabo, ale nieszczerze.





------------------------------------------------------------------------------------

Nawet nie wiecie, jak ciężko pisało mi się ten rozdział.

Opiszcie swoje wrażenia.

Kocham i do następnego (7/8.08)

Sun&Moon - Bradley Simpson FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz