Z portalu społecznościowego dowiedziałam się, że nie jaki Bradley Simpson ma dzisiaj swoje dwudzieste drugie urodziny. Postanowiłam być miła i upiec dla tego kudłacza tort. Oczywiście czekoladowy. James podwiózł mnie pod kamienice bruneta. Weszłam na ostatnie piętro, po drodze zapaliłam świeczki i zadzwoniłam do drzwi.
- Wszystkiego najlepszego! - powiedziałam, a na twarzy chłopaka pojawił się wielki uśmiech. - Pomyśl życzenie - Brad po chwili zastanowienia zdmuchnął świeczki.
- Zapraszam na kawę i twój tort - ukłonił się. - Mam nadzieję, że jest jadalny - powiedziałam za nim chłopak spróbował.
- Ja też - zaśmiał się. - On - wskazał na ciasto. - O Boże Avi - wywrócił oczami. - On jest pyszny - krzyknął.
- Dziękuję.
- Genialnie pieczesz - oznajmił.
- Jakie plany na dzisiaj - zapytała i wzięłam sporego łyka kawy.
- Jadę z rodziną za miasto odwiedzić dziadków - odpowiedział. - A ty, co dzisiaj planujesz robić?
- Mamy z Jamesem nocny maraton filmowy... I wizytę i psychologa - dodałam.
Dwie godziny później
Wyszłam z mieszanymi uczuciami od pani psycholog. Niby powinno być lepiej, ale sama nie jestem pewna. Wracanie pamięcią do tego dnia jest trudne i nieprzyjemne, ale wiem, że bez tego nie dam rady. Terapia jest konieczna, bo bez niej zapadnę się coraz głębiej i głębiej. Najbardziej boję się dnia rozprawy. Tego, że będę musiała spojrzeć temu człowiekowi w oczy, mówić o tym wszystkim kolejny raz. Nie mogę sobie tego nawet wyobrazić. Nie chcę sobie tego wyobrażać.
Wieczorem
Nasz maraton filmowy nie wypalił, ponieważ James'a dopadła migrena, więc nie próbowałam go namawiać. Około godziny dwudziestej drugiej usłyszałam pukanie do drzwi.
- Bradley? - szepnęłam. - Nie jest trochę za późno na odwiedziny?
- Nigdy nie jest za późno na gorącą czekoladę - odpowiedział. I wyciągnął zza pleców saszetki.
- Poszedłeś na łatwiznę Simpson - zaśmiałam się.
- Jak chcesz mogę wypić je sam - odwrócił się na pięcie.
- Czekaj - przytrzymałam go za łokieć. - Wchodź - powiedziałam. - Ale tylko dla tego, że są twoje urodziny - dodałam. Chłopak wszedł do środka. Usiedliśmy na kanapie z kubkami pełnymi gorącej czekolady i zaczęliśmy rozmawiać.
Rano
Obudziły mnie pierwsze promyki słońca. Strasznie bolał mnie kark, a poduszka była dziwnie twarda i niewygodna. Powoli otworzyłam i zobaczyłam, że wcale nie spałam na moim łóżku. Spałam na kanapie, a obok mnie brunet. On też pomału się przebudzał, gdy do salonu wszedł mój przyjaciel.
- Nie patrzę, nie patrzę - zaczął się wygłupiać i zakrywać oczy. - Możecie się ubrać... Ja nic nie widziałem. Nic nie słyszałem.
- Chcesz być bardziej połamany James? - zapytałam poważnie, a on pokręcił przecząco głową. - To nie dawaj mi powodu do tego abym miała chęć ci przywalić.
- Dlaczego ty zawsze musisz być taka agresywna od rana - mruknął pod nosem.
- Uważaj na słowa, bo zamiast w moim łóżku nie będziesz spał nawet na kanapie, ale na wycieraczce.
- To może, że się będę zwijał... - wtrącił się Bradley.
- Zostań na śniadaniu. Robię moje popisowe danie... Owsiankę - oznajmił blondyn.
- Skoro tak - zaśmiał się drugi.
- Fu! - mruknęłam. - Wiesz, że nie lubię owsianki - skrzywiłam się.
- Wiem - wyszczerzył się. - To kara za bycie niemiłym od samego rana - podsumował McVey.
- Idę się wziąć prysznic - oznajmiłam.
- Brad nie chcesz jej pomóc?
- A ty chcesz mieć owsiankę na głowię? - zapytałam ze złością.
- Myślę, że Avalanche sobie poradzi - Simpson próbował wybrnąć z niezręcznej sytuacji. Jak tylko brunet wyjdzie zabije tego jełopa. Po kilkunastu minutach wyszłam z łazienki, jak nowo narodzona. Przebrałam się w świeże ubrania (media), a potem udałam się do kuchni zjeść to paskudztwo.
- Czy mogłabyś w końcu założyć coś, co nie jest szare albo czarne? - zapytał James.
- Mam różowe skarpetki - pokazałam. - One wyrażają moją duszę - dodałam. Chłopcy popatrzyli na mnie ze zdziwieniem.
- Chciałem ci oznajmić, że pojutrze ściągają mi gips.
- Koniec człowieka posągu? - zapytałam, a on przytaknął.
- Widziałem ostatnio ogłoszenie o pracę. Poszukują barmana w barze na sąsiedniej ulicy.
- Barman? Całkiem nieźle - stwierdził Brad.
- Też tak myślę. Robota całkiem dobra i pewnie zarobki są niezłe.
- Nie sądzisz, że powinieneś zostać jeszcze w domu? Gdy ściągnąć ci gips będzie potrzebna rehabilitacja - popatrzyłam na James'a, a on wywrócił swoimi niebieskimi oczami.
- Wiem Av, ale muszę ją też opłacić, a to, co ty zarabiasz nie wystarczy. Po za tym chciałbym cie trochę odciążyć - powiedział.
- Właśnie Avalanche. Mój wujek chciał dzisiaj z tobą porozmawiać. Wiem, że dzisiaj masz wolne, ale prosił żebyś przyszła do niego do biura - oznajmił. Spojrzałam na niego przerażona. O nie. Mam nadzieję, że on nie chcę mnie zwolnić. - Spokojnie - uśmiechnął się. - To będzie raczej dobra wiadomość.
Godzinę później
Stawiłam się w biurze mojego szefa. Słowa Brada trochę mnie uspokoiły, ale tylko trochę.
- Dzień dobry - przywitałam się.
- Witaj - uśmiechnął się. - Siadaj Avalanche - z bijącym sercem spoczęłam na wygodnym fotelu. - Mam dla ciebie dobrą wiadomość. Jedna z naszych recepcjonistek zaszła w ciąże i udała się na urlop. Co oznacza, że zwolniła się jej posada. Dlatego dostaniesz awans - oznajmił, a ja otworzyłam usta ze zdziwienia. - Będziesz teraz zarabiać siedem funtów na godzinę, w weekendy osiem. Pracujesz pięć dni w tygodniu od godziny siódmej do piętnastej lub od piętnastej do dwudziestej drugiej. Wiąże się to też ze zmianą uniformu. Obowiązuję elegancki strój, najlepiej biała koszula i czarna spódnica - świetnie - pomyślałam. Znów będę musiała iść na zakupy. - Mam nadzieję, że się zgadasz.
- Pan się jeszcze pyta? - uśmiechnęłam się.
- Doskonale - klasnął w dłonie. - To twój grafik - podał mi kartkę.
- Bardzo panu dziękuję - uścisnęłam jego dłoń i wyszłam z gabinetu.
Ja:
Musimy iść na zakupy.
Anastasia:
Avalanche wszystko w porządku?
Ja:
Nigdy nie było lepiej.
-------------------------------------------------------------------------------------
Witam po dłuższej przerwie :)
Pewnie już zauważyliście, że wczoraj dodałam nowy rozdział AG&EB
Myślałam nad tym żeby pisać rozdziały na zamianę do tych dwóch opowiadań, ale jeszcze zobaczę, czy to wypali, bo wiecie niedługo koniec wakacji i będzie trzeba powrócić do piekła... znaczy szkoły.
Kocham i do następnego ♥
CZYTASZ
Sun&Moon - Bradley Simpson Fanfiction
FanfictionOn był, jak dzień. Ona była, jak noc. On żył w mgliste poranki. Ona w środku nocy. On był słońcem. Ona była księżycem. On nigdy nie widział ciemności. Ona światła. Byli przeciwnymi duszami. To było niemożliwe. Ale Słońce i Księżyc zderzyli się ze...