ANA
Nie poszłam do auta. To znaczy, faktycznie ruszyłam w jego stronę, jednak po głębszym namyśle wróciłam do pustej ławki, przy której jeszcze parę minut temu doświadczyłam masażu, godnego tajskich rąk. Kto by pomyślał, że tak duże i szorstkie dłonie, są w stanie być delikatne, przekazując sobą tyle pieszczot. Drgnęłam na samą myśl. To był jedynie przyjacielski gest, zlitowanie się nad taką łamagą, jak ja. Oczywiście mógł po prostu wręczyć mi maść w rękę, bym sama to zrobiła, zapewne jednak uznał, że byłam na tyle ślamazarna, że nie poradziłabym sobie także z tym.
Czy powinnam być zła? W zamyśleniu dotknęłam czoła, pocierając miejsce przy skroniach. Z niewiadomych mi przyczyn wróciłam do miejsca, przy którym się z nim rozdzieliłam, czekając niczym wierny piesek. Nie byłam psem, więc dlaczego tak uparcie nie chciałam być teraz sama?
Zerknęłam na sprawcę całego zamieszania. Krem faktycznie zaczynał działać, kostka zbladła, a sama opuchlizna zdawała się być odrobinę mniejsza. Ból również był znów do zniesienia. Może nie było z nią tak źle, jak zdawało mi się na samym początku.
Łyknę paracetamol i będę zdolna do pracy — zadowolona stwierdziłam w myślach, okłamując się kolejny raz w ciągu jednego dnia. Sama myśl, że nie byłabym zdolna do zarobienia ostatniej kwoty, napawała mnie lękiem. Byłam bliska końca, systematycznie spłacałam dług ojca, nawet nie spóźniając się z dostarczeniem gotówki o dzień. Należności w mafii porównywałam do zwykłego obciążenia w banku. Sprawowałam się nienagannie, grzecznie wyliczając ostatnie odsetki, jakie trzymały mnie pod kluczem, z tą różnicą, że instytucja finansowa nie groziła mi bronią za niewypłacenie się o umówionej porze.
Miałam nóż przy gardle i to zbyt dosłownie.
Na co reagowałam jak? Chodzeniem po centrum handlowym!
Wspaniały zmysł przetrwania Ano, z zachwytu brakowało jedynie owacji na stojąco.
Naburmuszona na samą siebie i swoje głupie pomysły, prawiłam w głowie kazania, których celem było doprowadzenie mnie do porządku. Marzenia. Moja życiowa historia była idealnym przeciwieństwem do instruktażu pod tytułem „Jak uczyć się na błędach". Gdybym posiadała tę tajemną wiedzę, to raczej nie skończyłabym na pieprzonej ławeczce, ze skręconą kostką oraz długiem. Oczywiście nie zapominajmy o uroczym bonusie w postaci umarlaków w lodówce!
Cóż... życie. Przecież co druga osoba ma takie same problemy, co ja, prawda?!
Jakież miałam szczęście, że jeszcze nie pierdolnęłam od tego dobrobytu.
Od niechcenia, spojrzałam na dalszy plan, dostrzegając pomiędzy ludźmi ciemną postać. Znajomo potężny mężczyzna, zbliżał się w moim kierunku na tyle szybko, że zapewne u mnie byłby to co najmniej trucht. W rękach trzymał niezliczoną ilość reklamówek, torując nimi przejście między pozostałymi klientami sklepów. Lustrując jego skrzywioną ze złości twarz, o mało nie wypuściłam kluczy do jeepa. Był zły, nawet bardzo.
Kiedy złapaliśmy kontakt wzrokowy, poczułam, że przy zdrowych zmysłach powinnam właśnie wstać i uciekać. Jednak chwilę temu także uznaliśmy, że brakowało mi tej piątej klepki odpowiadającej za zmysł przetrwania.
Czy Louis byłby zły, gdybym fiknęła nie z jego ręki? W sumie moje zwłoki nadal mogłyby się idealnie wkomponować do i tak już pełnej lodówki. Według mnie powinni wybrać spuchnięta stopę, może pobyt w chłodziarce zniwelowałby te nabrzmiałe palce.
Reszta ciała najlepiej do kremacji — rozmyślałam nadal, obserwując zbliżającego się do mnie Gerarda. — Dbajmy o środowisko, z prochu wytworzymy diament i uroczyście wsadzimy go w dupę Louisa. Pewnie będzie zachwycony moją ostatnią wolą, wydaję się być mężczyzną, który kocha oryginalne prezenty.
![](https://img.wattpad.com/cover/98304246-288-k625430.jpg)
CZYTASZ
LUPUS - ZAKOŃCZONE (W TRAKCIE KOREKTY)
WerewolfWystarczy jeden atak, aby wzbudzić gniew i zamieszanie w całym stadzie. Tym bardziej, jeśli ofiarą okazuje się sama córka Alfy. Czarna magia uderza w małe i spokojne miasto, które oprócz pięknego krajobrazu, nie szczyci się żadną popularnością wśró...