Rozdział 42

1.3K 121 71
                                    


Ana

Obudziłam się z wielkim bólem u podstawy czaszki. Porywacz nie patyczkował się, gdy uderzył mnie w tył głowy. Momentalnie straciłam przytomność, przez co teraz czułam pod palcami olbrzymiego guza. Rozmasowałam obolałe miejsce, podnosząc się do pozycji siedzącej. Minęło dobre kilka minut, zanim mój wzrok przyzwyczaił się do ciemnego pomieszczenia, które oświetlała wyłącznie pojedyncza świeczka, postawiona zaraz obok łóżka, na którym leżałam. Po lepszym rozpoznaniu okazało się, że znajdowałam się na dmuchanym materacu, w pokoju, którego ściany przypominały wnętrze jaskini. Choć nie zdziwiłoby mnie, gdyby się okazało, że to jest WNĘTRZE JASKINI!

Doskonale wiedziałem przez kogo się tu znalazłam, ale byłam lekko zmieszana dlaczego mnie tu przywlókł. Szczerze mówiąc, spodziewałam się szybkiej śmierci, a nie długiego transportu do nieznanej, czarnej dziury. Czyżby Luis szykował dla mnie coś więcej? W sumie szybka śmierć nie byłaby w jego stylu. Niechętnie przypomniałam sobie incydent z lodówką. Chory dupek!

Wstałam z materaca, choć dziwne zmęczenie w moim ciele wolałoby, abym tam została. Zbyłam to pragnienie, wysilając się do zrobienia kilku kroków w stronę drzwi. Po drodze zdążyłam się potknąć o dziwne pudła i inne pierdoły. Świeczka, którą zabrałam z małego stoliczka, paliła moją dłoń rozgrzanym woskiem. Przynajmniej ból pomagał mi się skupić. Stanęłam przed drzwiami, które składały się z powieszonego koca, spełniając funkcję bardziej ozdobną niż ochronną. Odsunęłam materiał, za którym zobaczyłam długi, wąski korytarz. Po obu stronach na ścianach powieszone zostały pochodnie, które oświetlały ciemny tunel. Niepewnie ruszyłam przed siebie, czując drobne problemy z oddychaniem. Tlen tutaj był gęstszy, a sama temperatura niska. Na moich rękach pojawiła się gęsia skórka. Doszłam do miejsca, gdzie korytarz dzielił się na trzy części, każda z nich wyglądała jednakowo. Skręciłam w lewo mając nadzieje, że wybrałam odpowiednią drogę do wyjścia. Niestety dla mnie korytarze zaczęły się co chwila rozdwajać, tworząc labirynt. Wyglądało na to, że mój porywacz miał całkowicie przemyślaną kryjówkę. Byłam zagubiona wśród tych tuneli, a nawet nie widziałam, czy nie krążę cały czas w kółko.

— Cholera! Jest tu jakaś mapa?!

— Myślę, że mapa i tak, by ci zbytnio nie pomogła. Patrząc na twoje rozeznanie w terenie, to nawet z wielkimi kierunkowskazami byś stąd nie wyszła. — Kąśliwy komentarz dobiegł zza moich pleców. Odwróciłam się natychmiast w stronę rozmówcy. Wysoki mężczyzna opierał się nonszalancko o ścianę. Od razu rozpoznałam jednego z podwładnych Luisa i przy okazji oprawcy, który mnie tu zaciągnął. Był wyższy o głowę od samego szefa, a ciemnorude włosy miał związane w kitkę. Piwne oczy przyglądały mi się uważnie, lustrując każdy mój krok.

— Luis wspominał, że wpadniesz.— Jego szkocki akcent drażnił moje uszy. Tym bardziej, że wiedziałam, do czego jest zdolny jako prawa ręka swojego przełożonego.

— Po czym to wywnioskował? — warknęłam pod nosem, w stronę mężczyzny, którego imienia nie pamiętałam. Szkot uśmiechnął się pod nosem, odrywając się od ściany. Podszedł do mnie bliżej, choć ubrany cały na czarno, wyglądał jak płynący w moją stronę cień. Stanął kilka kroków ode mnie, po czym pochylił się w moją stronę. Miał wysportowaną sylwetkę pływaka, która przy mojej posturze wydawała się o wiele potężniejsza. Złapał ze mną kontakt wzrokowy, którego nie starałam się uniknąć. Choć w ostatnich chwilach swojego życia, chciałam przynajmniej sprawiać wrażenie odważniejszej niż jestem.

— Ten twój niewyparzony język... Gdyby nie dziwne upodobania Luisa twoją osobą, już dawno byłabyś moja.— zaciągnął się powietrzem, wyczuwając pewnie coś więcej niż samą wilgoć pomieszczenia. — Na pewno zająłbym się tobą lepiej niż ten niewykastrowany wilk.— słowa wymawiał powoli przeciągając końcówki. Przyglądał mi się jeszcze przez parę sekund, gdzie pod koniec wypuścił głośno powietrze przez nos. Ten powalony zboczeniec, stawał się coraz bardziej niebezpieczny. Choć nigdy nie przykuwał mojej większej uwagi, teraz był w jej całkowitym centrum. Bałam się na jakikolwiek ruch, by nie pobudzić go do dalszych działań. Jak daleko będzie mógł się posunąć po takim wyznaniu?— Musimy się pośpieszyć, kazałaś szefowi długo na siebie czekać.

LUPUS - ZAKOŃCZONE (W TRAKCIE KOREKTY)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz