Rozdział 22

2.5K 192 24
                                    

ANA

Koniec tygodnia zbliżał się niemiłosiernie szybko, a ja wciąż odczuwałam brak potrzebnej mi gotówki. Co prawda nie narzekałam na nową pracę, a nawet zaczynałam doceniać natłok obowiązków w barze. Jack był wymagający, ale jedno musiałam mu przyznać — wiedział, jak mnie zmęczyć na tyle, bym nie była w stanie zadręczać się niepotrzebnymi myślami. Zapewne nie był to jego główny cel, ale i tak byłam mu za to wdzięczna.

W środku lokalu panował chwilowy spokój. Jack przeliczał towar na nowe zamówienie, a Alex klasycznie zapowiedziała, że dziś się raczej spóźni. Świetnie — pomyślałam. Koleżanka z pracy była akurat wsparciem, które szczerze potrzebowałam. Dziś był dzień, kiedy chciałam poruszyć temat mojego wynagrodzenia. Alex miała być moją podporą, skrzydłowym, a najbardziej to rozpraszającym elementem, który wpływał zadziwiająco pozytywnie na wiecznie rozzłoszczonego Jegora. Nie wiem, skąd ta dziewczyna miała w sobie ten talent, jednak chciałabym, aby dzieliła się swoją wiedzą z innymi. A najlepiej głównie ze mną.

Dłubałam widelcem w kilkudniowej lazanii, zastanawiając się nad odpowiednimi argumentami, aby dostać pensję wcześniej. Alex po głębszym zapoznaniu się z moją niskokaloryczną dietą o uroczej nazwie „bieda", postanowiła wspaniałomyślnie otworzyć charytatywną organizację, mającą na celu dokarmianie współpracowników. Zaczęła delikatnie, od nadprogramowych kanapek, których wykonywała dla siebie zbyt wiele. Wydawała się wtedy urocza i przyjacielska, więc grzechem było nie skorzystać z tak kuszącej propozycji, jednak to był tylko błąd. Nie musiałam długo czekać, gdy pewnego wieczoru przyjechała z walizką pełną racji żywnościowej dla wojska. Do tej pory nie sądziłam, że wyglądam na tyle źle, aby trzeba było mnie dokarmiać.

Powinnam popracować nad własnym wyglądem.

Jack teatralnie chrząknął, wybudzając mnie z transu. Spojrzał na mnie wymownie, podnosząc do góry brwi. Gdy od razu nie zareagowałam, machnął ręką, abym się posunęła. Najwidoczniej pan mroczny hrabia, potrzebował przejścia wielkości autostrady, by się za mną przecisnąć za bar.

Przewróciłam oczami, doświadczając z rana pierwszych oznak zmęczenia od specyficznych natręctw szefa. Wyprostowałam się, choć według mnie wcale nie było to potrzebne. Jack wyłącznie wymamrotał coś niezrozumiale pod nosem, zaglądając zaraz do szafek pod ladą. Nie rozstawał się przy tym z notesem, w którym zapisywał wszystkie braki.

Zdenerwowana przegryzłam dolną wargę, wyglądał na zajętego. Może to nie był dobry dzień na ciężką rozmowę? Jednak żaden inny nie był wcale lepszy, potrzebowałam kasy na już!

Mimo smacznej, choć zimnej lazanii, nie miałam dziś apetytu. Czułam za to ogromny ucisk w żołądku, nakręcający mnie jeszcze większym stresem. Rozmowa była nieunikniona, nawet jeśli od samego początku mogła być skazana na straty. Nie spuszczałam wzroku z Jacka, który zawzięcie przestawiał szklane butelki.

— Szefie? — wyszeptałam, nagle tracąc głos. Było to na tyle ciche, że nie sądziłam, że mnie usłyszał. Jack jednak uniósł podbródek, przenosząc znużone spojrzenie na mnie.

Teraz, albo nigdy!

— Pracuję tu już prawie tydzień, a my nadal nie poruszyliśmy tematu moich zarobków i pomyślałam, że może chciałbyś...

Mężczyzna przerwał moją wypowiedź, podnosząc dłoń do góry. Zanotował coś szybko, burknął kilka słów do siebie pod nosem, po czym wyprostował się z gracją. Zbliżył się, zmniejszając między nami i tak niewielki już dystans. Przełknęłam głośniej ślinę, obserwując, jak opiera się bokiem o ladę. Był mocno zbudowany, a cienka koszulka wyłącznie podkreślała linie mięśni, które w tym momencie były napięte. Przez głowę przeszła mnie szybka myśl, że tymi rękami, mógłby mnie z łatwością połamać. To stwierdzenie mnie przerażało.

LUPUS - ZAKOŃCZONE (W TRAKCIE KOREKTY)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz