Gerard
Droga minęła szybko bez większych zaczepek ze strony Willa. Zbliżając się do domu Alfy, odczuwałem nieprzyjemną mieszankę żalu i gniewu... od kilku dni dobrze mi znaną. Obawiałem się tego spotkania, szczególnie że na posesji znajdowało się przynajmniej dziesięć innych aut. Wszystkie z nich sugerowały, że w środku przebywają ważne głowy wilków z watahy. Większość z nich, tak jak i ja zajmowała się brudną robotą wiążącą się z morderstwami, choć reszta też nie miałaby problemu z eliminacją wroga. Zaparkowaliśmy przy starym, ale dobrze utrzymanym Mustangu, którego właściciel był ścigany w sześciu stanach i całej Rosji, głównie przez wysoko położonych szefów mafii. Skurczybyk był zdecydowanie najlepszy w swoim fachu, a cena za jego głowę wynosiła tyle, co za małą wyspę na Karaibach. Sytuacja u Marka musiała być zajebiście poważna, jeżeli nawet on został ściągnięty. Jack i Will również zwrócili uwagę na ciemnego klasyka, znów patrzyli na mnie, jak na delikatne jajo.
- Przecież nie przyjechał po mnie - prychnąłem w ich stronę. Nie wyglądali na przekonanych. Olałem ich, odwracając się i podążając w stronę głównych drzwi. Przed pociągnięciem klamki poczułem dziwny dreszcz, coś jakby przeczucie. Ewidentnie coś było nie tak, bardzo nie tak. Cała nasza trójka wgramoliła się do środka, na co wszystkie dotychczasowe głosy umilkły. Całkowicie w centrum uwagi weszliśmy do ogromnego salonu. Ogromny stół mieszczący dokładnie dwanaście miejsc został całkowicie zapełniony. Reszta gości podpierała ściany, co też i my uczyniliśmy. Mark nie przywitał się z nami, a właściciel Mustanga przyglądał mi się w zamyśleniu, stojąc po drugiej stronie pokoju. Nie pozostając dłużnym, przyglądałem mu się tak samo intensywnie. Uśmiechnął się, oblizując dolną wargę, pasowało mu, że czuję się przy nim nieswojo.
Novio Cornet, mężczyzna nie wiele starszy ode mnie o latynoskim wyglądzie i zapewne pochodzeniu. Dołączył do stada niedługo po moich narodzinach, a jego popularność w zbrodniach wzrosła diametralnie. Alfie, pasowało, że jego wataha powiększy się o kolejnego silnego wilka, a porzucone szczenie wreszcie odnalazło dom. Ckliwa historyjka o niebanalnej fabule. Czarne loki Novio w połowie zakrywały dwie długie blizny ciągnące się od czoła, aż po sam podbródek. Obie przechodziły przez lewe oko, przez co niektórzy uważali, że stracił na nie wzrok... rany po dwóch ostrych pazurach. Jego znakiem rozpoznawczym oprócz auta, była czarna, skórzana kurtka pilotka z białym, wełnianym kołnierzykiem. Pod nią nie nosił nic, wiecznie z nagą klatką piersiową i złotym medalikiem na szyi.
- Moi mili. - Mark dopiero teraz zabrał głos. Przeniosłem spojrzenie na niego, wyglądał o wiele gorzej niż ja. Zacząłem się zastanawiać, co jeszcze mogło się wydarzyć podczas mojej nieobecności. - Ponieważ, jesteśmy już w komplecie, chciałem ogłosić smutną wiadomość. - Głos Alfy się załamał, był na granicy psychicznej wytrzymałości. Mój wewnętrzny wilk wył w mojej głowie z całej siły. Doskonale przeczuwał, co mężczyzna chce powiedzieć. - Wczorajszej nocy dostałem wiadomość od lekarzy, zajmujących się moją córką. Lily odeszła podczas swojej walki z nieznanym wirusem... - Mimo tej ciężkiej rozmowy, z jego oczu nie wypłynęła ani jedna łza. - ... moja mała dziewczynka została zamordowana.
- O kurwa. - Will szepnął pod nosem. Byli z tego samego rocznika, znali się bardzo dobrze, a nawet kiedyś ze sobą chodzili. Byłem pewny, że nie tylko mój wilk rozpoczął właśnie pieśń bólu. Nawet Novio wydawał się przybity, o ile można go było osądzać o jakiekolwiek emocje.
Mark z mocno ściśniętą pięścią ciągnął temat dalej.
- Byłem pewny, że do tego czasu uda nam się namierzyć istotę odpowiedzialną za tę zbrodnię, niestety... - spojrzał w moją stronę, jego rozczarowana mina była bardziej bolesna od jakiegokolwiek ciosu. - ... wróg okazuje się być zbyt silny. Zostałem zmuszony, aby was wezwać i prosić o pomoc. Chodzi tu o bezpieczeństwo całego stada, każdemu z nas grozi niebezpieczeństwo. Nie wiadomo, ile czasu nam zostało, ale ta istota znów zaatakuje. Nie wiedząc czemu, obrała nas sobie za cel, a ja nie pozwolę, by ktokolwiek z tej watahy podzielił los Lily.
Najlepszą odpowiedzią z naszej strony była cisza, która sugerowała, że każdy zrozumiał wydany rozkaz.
- Nie interesuje mnie jakich metod użyjecie! Chcę dostać ciało tego skurwysyna! Koniec obrady! - ostatnie słowa wykrzyczał resztkami sił. Żal przejął kontrolę nad jego ciałem i wilkiem. Mimo swojej pozycji, jego siła musiała być teraz o wiele słabsza. Od zarania dziejów najgorszym rywalem wilkołaka były jego własne emocje. Na szczęście Mark jeszcze z nimi walczył.
Mieszkanie stopniowo pustoszało, również chciałem wyjść, jednak znajoma siła Alfy kazała mi zaczekać. Mimo takiej straty był jeszcze w stanie manipulować moim wilkiem?! Nie doceniłem go.
- Idźcie, niedługo do was dołącze. - rzuciłem w stronę chłopaków, którzy czekali, aż się ruszę. Kiwnęli potwierdzająco głową, a Will poklepał mnie po ramieniu. Najwyżej wyniosą moje szczątki.
W całym domu zostałem już tylko ja i Mark, salon wydał się nagle dwa razy większy. Alfa wskazał miejsce naprzeciwko siebie, jednak odmówiłem. Wtedy poczułem w sobie silniejszy nakaz, który zmusił mnie, bym usiadł. Jakby wszystkie mięśnie mojego ciała znalazły sobie nowego właściciela. Atmosfera zrobiła się jeszcze bardziej nieprzyjemna niż na początku spotkania. Twarz Marka także zmieniła swój wyraz. Od nowa stał się władczym liderem stada, a nie kochającym ojcem, który właśnie stracił swoje dziecko.
- Doszły mnie słuchy, że wyjechałeś z miasta, a nawet kraju. - ton był jednolity, nie zdradzał gniewu lub jakiegokolwiek wyrzutu. - Miało to związek z napadami na naszą watahę? - Nie do końca brzmiało to, jak pytanie, ale i tak musiałem odpowiedzieć.
Nie mogłem skłamać, od razu by wiedział.
- Nie. - krótka odpowiedź, bez większych wyjaśnień. Markowi to nie wystarczało.
- Chcesz mi powiedzieć, że uciekałeś od swoich obowiązków?
- Nie. - przynajmniej nie kłamałem, choć do końca szczery też nie byłem.
- Masz, chociaż jakiś trop? Minęło już trochę czasu od naszego ostatniego spotkania. Myślałem, że do tego momentu przyniesiesz mi głowę tego potwora.
Też miałem taką nadzieję, jednak sprawy trochę bardziej się pokomplikowały.
Nie mogłem mu tego powiedzieć, dopytywałby się skąd te komplikacje, a nie miałem zamiaru mówić mu o Anie.
Naciskał mnie, bym wypaplał mu wszystko. Używał swojej pozycji, aby namącić mi w głowie wystarczająco do wyjawienia wszystkiego co wiem. Niestety dla niego, ja również byłem w niekorzystnej sytuacji, a rosnąca we mnie z każdym dniem irytacja już porządnie wyprała mi mózg.
Mów.
Jego głos odezwał się w moich myślach. Był natarczywy i bardzo wkurzony. Zamknąłem mocno oczy, czując rosnące fale bólu. Walczyłem, by się nie poddać. Spokojnie mogłem stwierdzić, że ten atak był niczym w porównaniu ze stratą ukochanej. Tamten dzień zostanie już zapamiętany do końca moich dni. Po kilku minutach rozgrywki między nami wyparłem go ze swojej głowy, nie ukrywał, że jest w lekkim szoku.
- Niczym nie zaszkodziłem stadu i przyrzekam z całego serca, że jak tylko dopadnę tego chuja, to własnoręcznie rozszarpię go moimi zębami!
Mark przyglądał mi się w milczeniu. Nie oczekiwał takiej odpowiedzi, ale wiedział, że mówię wyłącznie prawdę. Skrzyżował ręce na swojej piersi, nadal wymuszając we mnie uległość. Nie doczekał się kolejnych słów z moich ust. Głośno wstałem od stołu, kierując się do wyjścia. Przestał naciskać, kiedy powoli się od niego oddalałem. Właśnie straciłem jego zaufanie, co odczuje także reszta stada. Moja pozycja właśnie straciła swój wysoki poziom. Jeśli się nie pośpieszę, to wkrótce mogę stracić także życie, a tego bym nie chciał. Miałem przed sobą misję do wykonania!
Otwierając główne drzwi, usłyszałem, jak Mark zwraca się do mnie.
- Zastanów się Gerardzie, czy nadal walczysz dla stada, czy już tylko dla siebie.
Nie byłem w stanie odpowiedzieć na to pytanie, bo sam nie byłem pewien.
PS
Zaskoczeni szybkością wstawienia nowego rozdziału?!
Ja też!
Wpadłem na niego, gdy z nudów na elektronicznym wykładzie, zacząłem rysować nową postać do opowiadania :)
Pozdrawiam wszystkich moich nowych czytelników i tych starszych weteranów, którzy już pewnie mają mnie dość ;)
Do następnego!
CZYTASZ
LUPUS - ZAKOŃCZONE (W TRAKCIE KOREKTY)
WerewolfWystarczy jeden atak, aby wzbudzić gniew i zamieszanie w całym stadzie. Tym bardziej, jeśli ofiarą okazuje się sama córka Alfy. Czarna magia uderza w małe i spokojne miasto, które oprócz pięknego krajobrazu, nie szczyci się żadną popularnością wśró...