GERARD
Nie planowałem tu przyjechać, a nawet myślałem nad milionami wymówek, aby znaleźć się wystarczająco daleko od przeklętej, waniliowo—pomarańczowej mieszanki zapachowej. Aromatyzowany słodką nutą, czułem się, jak na dziale świeczek w Ikei. Mdłe powietrze, rozdrażniało czuły nos, a ciasna przestrzeń między naszą dwójką jedynie zaostrzała moje dzisiejsze poirytowanie. Co prawda, poranny telefon od Jacka dość mocno uświadomił mnie o wczorajszej obietnicy względem dziewczyny, jednak nadal mogłem to po prostu olać.
Więc dlaczego się tu znalazłem?
Zmrużyłem w zamyśleniu brwi, skupiając się na drodze. Widok znajomego lasu uspokajał mnie myślą, że jestem u siebie. Znajome tereny, bezpieczna przestrzeń, która z dnia na dzień została przerwana. Po prostu ot tak, jakby sprawdzała naszą umiejętność poradzenia sobie z trudnym problemem.
Nikt nie był przygotowany, choć mogłem się domyśleć, że większość z nas podświadomie czuła, że na istoty takie jak my, zawsze czyha zagrożenie. Bezpieczna przystań stopniowo przemieniała się w pułapkę bez jakiejkolwiek drogi ucieczki. Kolejne ataki były jedynie kwestią czasu, tak samo jak wybuchy przesączonych strachem wilków. Szczególnie gdy w grę wchodziła magia.
Pradawna moc, obejmowała każdego z nas — począwszy od pojedynczego drzewka, a kończywszy na potężnym magu. Demony w naszych ciałach również były magiczne. Czczone przez naszych przodków i pielęgnowane przez nas samych. Ta świadomość dorzucała kolejne ogniwo do stosu lęku. Kto miał do czynienia z magią, ten wiedział, jak potężne zniszczenie ze sobą niosła. Panika więc była w pełni zrozumiana, lecz niekorzystna dla watahy. Przerażone drapieżniki były jeszcze gorsze od tych rozwścieczonych. Te pierwsze stawały się o wiele bardziej nieprzewidywalne.
Westchnąłem jedynie, zerkając na pasażerkę. Z zaskoczeniem przyłapałem ją, jak również się mi przyglądała. Speszona zajęła się skubaniem paznokci.
— Wszystko w porządku? — zapytała, przerywając ciszę. Wyglądała na zdenerwowaną, a przy tym niepewną czy powinna zadać to pytanie.
— To znaczy?
— Byłeś dziś taki...— Ruchy dłońmi stały się mocniejsze. Z paznokci przeszła na skórki, wyrywając odstające z nich. — niespokojny.
— Hmm... — mruknąłem — Problemy w pracy — dodałem szybko, aby nie brnąć dalej w ten temat.
W jaki sposób miałem jej wytłumaczyć problemy watahy i nagły atak, stawiający wszystkich w gotowości do obrony, a w innym przypadku ucieczki? W sumie nikt też nie powiedział, że ona sama była bezpieczna. Nie znamy sprawcy — równie dobrze współpracować przy tym mogli zwyczajni ludzie.
Ta niewiedza była tak wielką słabością, że aż czułem, jak wewnętrzny wilk warczał z irytacji. Przyznawałem mu racje, również się tak czułem.
— Rozumiem — Przytaknęła głową, zaciskając zaraz usta w wąską linię.
Było coś więcej, coś, co ją nurtowało. Widocznie moja odpowiedź nie była dla niej w pełni satysfakcjonująca.
Musiałem przyznać, że jej potrzeba wiedzy na mój temat była bardzo... Jakby to ubrać w słowa? Urocza? Miła? Nie licząc Willa, czy miejscami Jacka, choć tu było trudno porównywać go do idealnego towarzysza rozmów, to nie posiadałem nikogo, z kim mógłbym porozmawiać na mój temat. Nawet nie byłem przekonany, czy takiego kompana potrzebowałem, aż do teraz.
Interesujące — pomyślałem. Ta kobieta faktycznie była fascynująca.
— Mam jeszcze jedno pytanie — wydusiła z siebie, nie potrafiąc się powstrzymać.
CZYTASZ
LUPUS - ZAKOŃCZONE (W TRAKCIE KOREKTY)
Hombres LoboWystarczy jeden atak, aby wzbudzić gniew i zamieszanie w całym stadzie. Tym bardziej, jeśli ofiarą okazuje się sama córka Alfy. Czarna magia uderza w małe i spokojne miasto, które oprócz pięknego krajobrazu, nie szczyci się żadną popularnością wśró...