Rozdział 21

2.8K 204 32
                                    

GERARD

Złapałem się mocniej za kuchenny blat, dysząc przy tym, jakbym przebiegł maraton. Głowa pulsowała niemiłosiernie karząc mnie prawdopodobnie za wszystkie grzechy, które do tej pory popełniłem. Nie ukrywam, było ich sporo, nie należałem do świętoszków.

Następna fala uderzyła mnie na tyle mocno, abym pożałował wcześniejszych myśli.

Będę grzeczny! Obiecuję że w ramach rekompensaty do końca życia będę przeprowadzał staruszki przez ruchliwe ulice!

Znów ta sama fala!

Dobra, dobra! Będę przeprowadzał je przez wszystkie ulice, nie tylko te ruchliwe. Jak już je chwycę za dłoń to zaprowadzę aż pod Wielki Mur Chiński!

Zwierzę wewnątrz mnie jęknęło, łącząc się ze mną przy tej mało przyjemnej chwili. Wyciągnąłem rękę po kolejną tabletkę na ból głowy, a raczej jej garść. Jeszcze tego brakowało, aby wilk dostał migreny! Łyknąłem wszystko naraz popijając wodą. Od razu poczułem silne mdłości. Ludzkim lekarstwom zawsze towarzyszyły jakieś skutki uboczne, które miały zły wpływ na organizm istot zmiennokształtnych.

Oczywiście wszystko było zależne od organizmu. Przykładowo Will miewał jedynie lekkie uczucie zgagi. Dla mnie były to niekończące się nudności przez cały dzień. Momentalnie zatkałem usta, aby nie wyrzucić z siebie świeżo połkniętych pigułek. To będzie cud, jeśli się nie zrzygam. Ból towarzyszył mi od przebudzenia, przez co nie ruszyłem nic do jedzenia. Może to i lepiej — pomyślałem. — Po co marnować jedzenie, które i tak moje ciało miało w planach nie strawić.

Przez głowę przeszła mi myśl, że czułem się podobnie, jak przy mojej pierwszej przemianie. Mimo wielu lat treningów, akceptacji własnego organizmu oraz ciągłej walki z potworem, które łączyło ze mną duszę, nie byłem w stanie zapomnieć o moim pierwszym spotkaniu z Wilkiem. Wysoka gorączka, częste wymioty i to ciągłe uczucie czyjeś obecności. Wzdrygnąłem się na samą myśl. Nie, to nie czas na wspomnienia, a już napewno nie na te.

Zapełniłem szklankę wodą, po czym ruszyłem z nią prosto w stronę kanapy. Delikatnie zgiąłem się, siadając na miękkich i ubitych poduchach. Obraz przed moimi oczami zawirował niebezpiecznie.

— Szlag — wysyczałem jedynie przez zaciśnięte zęby.

Zamknąłem oczy, masując miejsce dookoła nich. Miałem cichą nadzieję, że ten cały syf przejdzie mi w szybkim czasie, a jednak patrzcie, przeliczyłem się... dochodziło już południe. W dodatku zacząłem odczuwać dreszcze, a skórę oblał zimny pot. Zrezygnowany z jakiejkolwiek chęci do życia, rozłożyłem się po całej długości na sofie. Zawartość szklanki, którą wciąż trzymałem w prawej dłoni wylałem sobie na twarz. Ulga była chwilowa, niewarta zachodu. Do rozpalonego czoła przyłożyłem szkło, które ochłodziło mnie nieco dłużej. Nie pamiętałem kiedy zasnąłem.

***

LAS, ZWŁOKI, CHŁOPIEC, KREW...

Taki widok ukazał mi się przed oczami. Mrugnąłem kilkakrotnie, skupiając całą swoją uwagę na chłopcu. Blada, a raczej sina skóra, popękane usta i pusty wzrok, utkwiony prosto na mojej twarzy.

Kim on był? Czy go znałem? Głos w głowie krzyczał, że tak. Próbował mi wszystko sobie przypomnieć, jednak nie było to takie proste. Wspomnienia były zamazane, brudne i zbyt chaotyczne, abym był w stanie je sobie dokładnie poukładać.

Skup się! Spojrzałem na niewinną twarzyczkę dziecka, które zastygło w strachu. Wilk nie reagował, w środku mnie jak i na zewnątrz panowała niezwykła cisza. Chciałem się obrócić, jednak moją uwagę zwrócił nagły trzask. Chłopiec ruszył się, a raczej nie on sam, a wyłącznie jego kończyny, jakby mimo braku życia ciało chciało przejść ostatnią przemianę.

LUPUS - ZAKOŃCZONE (W TRAKCIE KOREKTY)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz