Rozdział 31

2K 183 72
                                    

ANA

  Podobała mi się ta zabawa w „Rodzinkę". Pozwoliła mi ona na chwilę oddechu i relaksu w wymyślonym przeze mnie świecie, gdzie miałam zarówno męża, jak i zbliżające się dziecko. Chociaż te parę kilometrów mogłam żyć jak normalna dziewczyna, ze zwykłymi zmartwieniami, czy marzeniami. Choć muszę przyznać, że zaskoczyła mnie wcześniejsza płynność we własnej wypowiedzi, jakbym od początku wiedziała, że tego właśnie chcę... ustabilizowania.

Spojrzałam na wielkoluda, który obserwował mnie z miejsca obok. Jego ciemne jak noc oczy przeszywały moje ciało sprawiając, że czułam się całkowicie naga w jego towarzystwie. Rozebrana aż do kości, bez żadnej bariery bezpieczeństwa. Tylko ja i on, stojący władczo przed moją bezbronną osobą. Niczym drapieżnik, czekający, by zadać ostateczny cios, który miał zakończyć cierpienie ofiary.

Nie wytrzymałam tego spojrzenia, strach i pożądanie, które mnie ogarnęło, było zbyt silne. Odwróciłam szybko głowę z powrotem w stronę okna, by ukryć czerwone policzki, oraz przyśpieszony oddech. Jak na miesiąc miodowy, zbyt cnotliwie reagowałam na wymyślonego męża, który natarczywie wypalał mi dwie dziury na karku. Ścisnęłam mocniej nogi, a rękami objęłam się w talii, mając głupią nadzieję, że wytworzę pole siłowe, które pozbędzie się tego gorącego uczucia,w niektórych partiach ciała. Gerard chyba chcąc mnie dobić, położył swoją masywną dłoń na moim udzie. Przyjemny dreszcz spłynął po moim kręgosłupie, zmuszając mnie do bliższego kontaktu z chłodną szybą. Chciałam ją zrzucić, lecz ciekawskie oko jednej z sióstr obserwowało nas całą drogę. Bałam się brać głębsze wdechy, by przypadkiem owa ręka nie powędrowała niżej. Wielkolud, uznał jednak moje milczenie za cichy znak akceptacji do kolejnych czynności. Na przykład takich jak powolne głaskanie, które wyżerało mi dziurę w już rozgrzanym udzie. Na ratunek przybiegła mi Miley, rozpoczynając kolejną żmudną konwersację. Odwróciła pytaniem uwagę Gerarda, dzięki czemu niezauważalnie pozbyłam się jego kończyny.

-Chłopiec, czy dziewczynka?- zapytała jak gdyby nic, nie wiedząc, że właśnie mi pomogła.

-Słucham?- odpowiedział pytaniem.

-Wasze dziecko. Znacie już płeć?- wskazała palcem na mój nieistniejący brzuch.

Uśmiechnęliśmy się sztucznie, udając przy tym zatroskanych rodziców.

-Chłopiec.

-Dziewczynka.

Powiedzieliśmy jednocześnie. Był to błąd, który blondynka wyłapała od razu. Musiałam szybko zmienić temat.

-Daleko jeszcze do tego mechanika? Czuję, że muszę pójść do toalety.- Zaskoczona Miley, spojrzała w stronę siostry na co tamta warknęła pod nosem.

-Jeśli pobrudzi mi tapicerkę, to nie ręczę za siebie.- Po czym zmieniła ton głosu, znów na ten przesadnie słodki.- Jeszcze dziesięć minut skarbie, wytrzymaj.- Ostatnie słowo wypowiedziała z naciskiem, przyciskając nogą pedał gazu. Samochód z głośnym wyciem przyśpieszył, a ja cieszyłam się z mojej słabej gry aktorskiej.

Nadal ze sztucznie wykrzywionymi ustami, kiwnęłam twierdząco głową. Reszta drogi minęła w milczeniu, bez zaczepek Gerarda i bez dziwnego uczucia, które tak szybko jak się pojawiło, równie śpiesznie wyparowało. Choć czułam, że jeszcze nie raz do mnie wróci.

xxx

Punkt mechanika, okazał się być niewielką stacją benzynową z doczepionym garażem, gdzie na szczycie widniał duży, neonowy napis „Witajcie u Ignacio".

-Mało kreatywnie.- pomyślałam na głos

-Napis godny włoskiej pizzeri, prawda?- odpowiedział wielkolud, który wyszedł zaraz za mną z żółtego garbusa. Wyciągnął się jak kot po długiej drzemce, a ja wraz z bliźniaczkami przyglądałam się jego atletycznej sylwetce. Wzrok stanął na dłoniach, które jeszcze nie tak dawno rozgrzewały mnie w aucie. Wielkolud zauważył moje bezpodstawne gapienie się, na co uśmiechnął się zawadiacko, puszczając do mnie oczko. Przewróciłam oczami, odwracając się na pięcie w stronę dziewczyn. Tamte nadal obserwowały darmowy pokaz wybujałego ego Gerarda.

LUPUS - ZAKOŃCZONE (W TRAKCIE KOREKTY)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz