ANA — Oda do dawców plemników
Odetchnęłam z ulgą, układając się na wygodnym łóżku. W głowie miałam mieszankę myśli, począwszy od ostatnich słów Gerarda, a kończąc na dzisiejszym prezencie od Louisa. Jeśli to nie był znak, aby uciec stąd na drugi koniec półkuli, to nie wiedziałam, co gorszego powinno się zdarzyć w moim życiu, żebym jeszcze tej samej nocy wsiadła do ostatniego pociągu w kierunku pod nazwą „na koniec świata, gdzie myszy jaja składają".
Tak, potrzebowałam chwili przerwy, bądź poważnej wizyty u specjalisty od chorób psychicznych.
Otworzyłam jedną z paczek czipsów, którą odkryłam w pierwszej reklamówce. Parsknęłam śmiechem, widząc apteczkę pełną niezdrowego żarcia. Widocznie Wielkolud pomyślał nawet o przekąskach — uśmiechnęłam się mimowolnie na widok pomarańczowego soczku w kartonie.
— Głupek — skomentowałam, otwierając wspomniany napój.
Pociągnęłam porządny łyk, zaglądając w kolejną z siatek. Była to różowa torebka ze sklepu z bielizną. Wspomnienia momentalnie wróciły do żenujących zakupów, gdy pełna nerwów, wybierałam najtańsze gacie z działu promocyjnego. Całe szczęście Gerard był wtedy... właśnie, co on wtedy robił?
Sok pociekł mi po brodzie, gdy zerknęłam do środka.
Nie wierzę! — pomyślałam. — Po prostu nie wierzę! Skąd on wiedział, jaki noszę rozmiar stanika?!
Przerażona chwyciłam stringi w szkarłatnym kolorze, na co na mojej twarzy pojawiło się brzydkie skrzywienie.
A majtki?! Boże, przecież on wykupił pół sklepu z bielizną. — spojrzałam sceptycznie na ubogie względem ceny zużycie materiału. — No dobra, wykupił jedynie tę bardziej erotyczną część sklepu. Jednak nadal ze mną tego nie konsultował!
Samo spojrzenie na dolną część bielizny sprawiało, że robiło mi się słabo. W dodatku nie z powodu podniecenia, lecz z ogromnego wkurwienia. Ręce opadają!
Wspaniałomyślny Gerard, kupił mi całą paletę barw stringów. Kiedy on to w ogóle zrobił? — zastanowiłam się przez chwilę, analizując dokładnie każdą godzinę, którą spędziliśmy razem od wejścia do galerii. Zaskoczona, otworzyłam szerzej oczy, wpatrując się tępo na korytarz.
— Dlatego ekspedientka, tak się do mnie uśmiechała! — wykrzyknęłam na pusty pokój.
Cholerna, wytapetowana jędza miała w tym swój udział. Niech tylko ją spotkam na ulicy, a wsadzę jej to kolorowe gówno w dupę. — machałam dłońmi, przedstawiając, jak intensywnie sprzeciwiam się niewinnej kasjerce.
Tylko dlaczego, zdawałam sobie sprawę, że to ja będę zmuszona do noszenia tych szatańskich majtek?!
— Zajebiście — mruknęłam niezadowolona pod nosem. — Nic tylko klaskać z zachwytu — dodałam z przekąsem.
Teraz już doskonale wiedziałam, skąd u Gerarda potrzeba natychmiastowego pożegnania. Inaczej kazałabym mu założyć te wszystkie gacie na jego wielce przystojny ryj!
Wstałam od łóżka, kierując się w stronę kuchni. Z wielką nadzieją, przejrzałam dosłownie wszystkie zakamarki w poszukiwaniu czegoś mocniejszego, co ukoiłoby moje nerwy na tyle, by w spokoju móc dojść do reszty zakupów.
Pieprzony Wielkolud! — krzyknęłam w duchu, doszukując się na wpół pustej butelki dwudziestoletniej whisky. Zadowolona pociągnęłam porządny łyk. Alkohol rozgrzał moje gardło, rozluźniając napięte mięśnie. Wróciłam do kolorowej paczki pełnej falbankowej bielizny. Nie, to zdecydowanie nie był obraz na trzeźwą głowę. Pociągnęłam kolejna spory haust, biorą w rękę garść staników.
CZYTASZ
LUPUS - ZAKOŃCZONE (W TRAKCIE KOREKTY)
مستذئبWystarczy jeden atak, aby wzbudzić gniew i zamieszanie w całym stadzie. Tym bardziej, jeśli ofiarą okazuje się sama córka Alfy. Czarna magia uderza w małe i spokojne miasto, które oprócz pięknego krajobrazu, nie szczyci się żadną popularnością wśró...