GERARD
Cisza, która po niej pozostała, nie trwała zbyt długo. Jack nie miał zamiaru zostawić tej sytuacji bez długiej i wykańczającej mnie dyskusji. Kiedy dziewczyna zniknęła z pola widzenia, czułem, jak przemawia przez niego rozwścieczony wilk.
— Coś ty kurwa wymyślił, Gerard? Przecież ona nie wytrzyma tu nawet godziny. — Złapał się za starannie wygoloną brodę, dobierając kolejne słowa, mające za zadanie mnie dobić. — Kto normalny zatrudnia człowieka do baru, gdzie szefem jest wilkołak?! Nie mówiąc już o klientach! Ona zejdzie na zawał, jak zobaczy wampira albo zmiennokształtnego. — Jack wypluwał słowa niczym karabin maszynowy.
Zdawałem sobie sprawę, że ten cyrk nie należał do najprzyjemniejszych. Nigdy bym nie pomyślał, że przyprowadzę tu zwykłego człowieka, tym bardziej że sam nim nie byłem. Nie posiadałem nic na swoją obronę, a drapieżnik, który we mnie siedział, cieszył się, jak głupi, że zabawka, którą sobie wypatrzył, bezpiecznie oddychała niedaleko niego.
Dawałem mu maksymalnie tydzień — to i tak sporo, jak na takiego bezdusznego potwora.
— Na pewno coś wymyślisz... zresztą, jak zawsze.— wymamrotałem ciszej, aby nie doprowadzić go jeszcze bardziej do granic cierpliwości, na której już dawno balansował.
Jack spojrzał na mnie lodowatym wzrokiem, którego nienawidziłem. Dodatkowo jego wilk sprawiał, że owy wzrok zamieniał w kamień śmiertelników samym swym wyglądem. Gdyby nie nasza długoletnia znajomość, mógłbym podejrzewać, że posiadał w sobie cień magii.
— Nie mogłem jej tak zostawić na pastwę losu. Ona potrzebuje pracy, a ty barmana. Co w tym złego?
— Co w tym złego?! Co w tym złego?! No nie wiem, może to, że jest człowiekiem, który nie ma pojęcia o istotach paranormalnych?! Trzeba było na wstępie pochwalić się, kim tak naprawdę jesteś! Może coś w stylu: Cześć, jestem Gerard, samotny, odpowiedzialny oraz ciężko pracujący młody mężczyzna o szlachetnym sercu. Jeśli szukasz poważnego i stałego związku, napisz, a na pewno zadzwonię, abyśmy mogli poznać się bliżej... A. i oprócz tego zmieniam się w niebezpiecznego wilka, ale to wyłącznie szczegół. — Resztę zdań wysyczał przez zaciśnięte zęby.
— Przyznam, że fragment z wilkiem, brzmiał naprawdę dwuznacznie.
Oczy błysnęły, a ja wiedziałem, że dziś nie wyjdę stąd w jednym kawałku.
— Skąd może wiedzieć, że akurat ta osoba jest wampirem. Przecież zmiennokształtny nie przyjdzie do baru w postaci kota, czy też dzika. — odpowiedziałem, próbując się jakkolwiek bronić. Moje argumenty nie były mocne, jednak tylko na takie było mnie teraz stać.
Jack prychnął, oznajmiając, że to on ma tu rację.
Zdecydowanie ją miał, tylko że nie chciałem mu tego przyznać.
— Nie rozumiem, dlaczego się tak dąsasz. Fakt, że przyprowadzenie tu człowieka, nie należało do najbystrzejszych z moich pomysłów, ale przetrzymanie jej tutaj przez parę dni nie powinno być problemem, prawda?
Właściciel baru wyłącznie spiorunował mnie wzrokiem. Prawą ręką sięgnął do kieszeni spodni, aby wyciągnąć paczkę papierosów. Wybrał jednego, bawiąc się nim między palcami. Jack charakteryzował się tym, że nie ukrywał swojego uzależnienia. Otwarcie wypalał przy klientach kilka paczek szlugów w ciągu dnia, dymiąc po zamkniętym pomieszczeniu na prawo i lewo. Nigdy też nie próbował tego rzucić. Zazwyczaj na każdą sugestię o zdrowym trybie życia reagował rzutami w ruchomy cel. Najczęściej były to szklane butelki, które akurat miał pod ręką.
CZYTASZ
LUPUS - ZAKOŃCZONE (W TRAKCIE KOREKTY)
Hombres LoboWystarczy jeden atak, aby wzbudzić gniew i zamieszanie w całym stadzie. Tym bardziej, jeśli ofiarą okazuje się sama córka Alfy. Czarna magia uderza w małe i spokojne miasto, które oprócz pięknego krajobrazu, nie szczyci się żadną popularnością wśró...