Rozdział 46 (część I)

1.2K 103 24
                                    


Gerard

Minął tydzień od ataku, który jak się dowiedziałem, był związany z Aną. Siedziałem u siebie w biurze, skanując mapę całego stanu. Sprawdziłem już całe miasto i jego pobliskie okolicę odkąd wróciłem z Azji. Ewa zgodziła się na współpracę, razem z Jackiem i Willem. Nie była zadowolona z tej decyzji, ale wiedziała, że w zaistniałej sytuacji nie ma wiele do mówienia. Chciałem zapalić kolejnego papierosa, jednak zrezygnowałem, doświadczając nagłą niechęć do nikotyny. Od porwania Any czułem się fatalnie, zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Miałem obolałe mięśnie, a wewnętrzny wilk skamlał w mojej głowie, powodując wyłącznie ból głowy. Brak skupienia przyśpieszał za to ataki gniewu, które kończyły się łamaniem kolejnych mebli w moim domu. Nocami, zamiast spać, przeszukiwałem las, nie licząc, który to już raz z kolei. Zdesperowany szukałem jej zapachu, jakiegoś najmniejszego śladu, który zaprowadziłby mnie do Any. Nawet wizje były przeciwko mnie! Gdy potrzebuje choć jednej wskazówki, to wszystko milczy!

Rzuciłem pustym kubkiem w stronę drzwi, wiedziałem, że stał tam Will, który bez problemu chwycił przedmiot. Nie miałem nikomu nic za złe. Will wykorzystywał swoją firmę ochroniarską, a Jack i Ewa, przeszukiwali las przy pomocy magii. Czułem jedynie, że najbardziej zbędną osobą jestem JA, co tylko potęgowało mój gniew!

Spojrzałem w jego stronę zmęczonym wzrokiem. Przyszedł prosto po kąpieli, która przydałaby się także mi. Długie, mokre włosy, opadały mu na ramiona. Pojedyncze krople spływały wprost na mojego kota, którego trzymał w drugiej ręce. Zarówno on, jak i kot patrzyli na mnie z politowaniem.

— Kurwa! — krzyknąłem, odwracając się w przeciwną stronę. Okno, które tam się znajdowało, ukazywało mi czubki drzew. Przyglądałem im się teraz pusto. Z każdym dniem bałem się coraz bardziej, że ją stracę, szczególnie ostatni incydent dał mi do myślenia. Przecież ona jest człowiekiem! Wystarczy jedno mocniejsze uderzenie, które mogłoby doprowadzić do jej śmierci. — Kurwa!

Słyszałem, jak Will do mnie podchodzi. Odłożył puste naczynie z powrotem na biurko, a kota na moje kolana. Puchata kulka rozłożyła się po całej długości moich ud. Przez nażarty bebech, wyglądała na małego grubaska. Prychnąłem, słysząc, jak zaczyna mruczeć. Zdziwiłem się, że te wibracje, działały kojąco na moje chaotyczne myśli. Zanurzyłem rękę w czarnej sierści, co nasiliło mruczenie. Czasami miałem wrażenie, że mój kot doskonale radzi sobie sprawę z rozczytywaniem moich emocji. Podobnie, jak Will, który przyglądał mi się badawczo.

— Wyglądasz jak gówno — sprecyzował krótko.

— Jak na to wpadłeś Sherlocku. — Kąśliwa uwaga nie zrobiła na nim większego wrażenia. Lewy kącik ust powędrował w górę, jednak zaraz szybko opadł.

— Mamy problem Gerard, choć najbardziej będzie dotyczył on ciebie. — zamilkł, opuszczając głowę. Mokre włosy zasłoniły jego twarz.

— Co chcesz przez to powiedzieć? — zapytałem spokojnie, lecz jego czujne ucho, pewnie wyłapało gniew temu towarzyszący.

— Miałem telefon od Marka...

Automatycznie chwyciłem swój telefon, który wyciszony, leżał spokojnie na drewnianym blacie. Ekran wyświetlił mi dziesięć nieodebranych połączeń od Alfy. Szlag!

— ... chce, byśmy do niego przyjechali.

Nie był to najlepszy moment na takie schadzki. Nie wiedziałem także, co mógłbym mu powiedzieć na temat poszukiwanych sprawców. Będzie się dopytywać o poszlaki, a wszystkie powiązane były z Aną. Wypuściłem głośno powietrze z płuc.

LUPUS - ZAKOŃCZONE (W TRAKCIE KOREKTY)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz