ANA
Siedziałam samotnie przy małym stoliczku, gapiąc się na równie mały parking. Jak na stację benzynową i zakład mechaniczny, był tu mały, a nawet znikomy ruch. Klientów brakowało, a ja coś czułam, że to nie jest jednorazowa sytuacja. Biznes szedł ku upadkowi, a Ignacio niedługo zostanie bez grosza przy duszy. Oczywiście, o ile jest to jego jedyny interes na życie. Wyobraziłam go sobie ubranego w elegancki garnitur, z czerwoną muszką i kapeluszem. Siedział na szerokim fotelu, z puchatym kotem na kolanach. Głaskał zwierzę powoli, nie patrząc przy tym na członków jego gangu, czekających na kolejny rozkaz.
Ta wizja, jednak mi nie pasowała do Ignacio. Włoch nie wyglądał mi na kolejnego Ojca Chrzestnego, czy tym bardziej potężnego szefa mafii. Od razu wróciłam myślami do Luisa. Jasnowłosy gangster szykował już pewnie plany jak się mnie pozbyć. Czerpał radość wymyślając tortury jakimi mnie skaże, gdy mnie dopadnie. Dopilnuje, bym nie umarła za szybko, ten dupek lubi się na początku pobawić swoją ofiarą. Nie raz byłam świadkiem jego dokonań. Dobrym przykładem była sytuacja z moją lodówką. Właśnie! Moja lodówka! Przecież Gerard też tam był i to widział. A co jeśli on już wie, że pracuję dla tego zwyrodnialca. Na pewno ma dobre znajomości, by uzyskać takie informację. Przez głowę przeszła mi przerażająca myśl, że wielkolud mógł od początku dla niego pracować. Po co by, jednak zabierał mnie z miasta?
Oparłam się plecami o krzesło, a dłońmi rozmasowałam, zimne czoło. To nie miałoby sensu. Szczególnie, że to on był moją ostatnią deską ratunku. Lecz, czy na pewnowie na co się pisze? Jak duże niebezpieczeństwo niesie dla niego moja obecność przy nim? Czy jest na tyle dobry, aby oszukać samego diabła? Musiałam mu powiedzieć o wszystkim, o tym w jak czarnej dupie oboje teraz siedzimy. Obawiałam się, jednak, że prawda mogłaby zniszczyć nasze dotychczasowe relacje, a odrzucenie z jego strony przerażało mnie jeszcze bardziej.
Ręce zaczęły mi się trząść, a w gardle poczułam nieprzyjemną suchość. Wstałam więc z mojego miejsca, po czym ruszyłam do półki z napojami. Trunki stojące w chłodnej lodówce wyglądały zachęcająco. Najbardziej kusiła mnie strona z alkoholami, ale po dzisiejszych wymiotach postanowiłam sobie je darować. Zamiast to chwyciłam za butelkę z Coca-Colą*. Ciemny płyn z bąbelkami otrzeźwił mnie od środka. Potrzebowałam porządnej dawki cukru, żeby przerwać panikę, która pęczniała w mojej głowie. Strach bez wątpienia nie pomoże mi teraz w przeżyciu. Krótka lekcja motywacyjna, została przerwana, przez podejrzany hałas na dworze. Czyżby już wrócili? Podeszłam szybko do okna, chowając się zaraz, widząc dwóch zamaskowanych mężczyzn. On już tu jest?! Skuliłam się za krzesłem, obserwując uważnie każdy ich ruch. Nie wyglądali mi na bandziorów. Jeden z nich wysoki i szczupły, prawie anorektycznie, o dwóch patykach zamiast rąk. Drugi za to o połowę niższy i o wiele tęższy. Obaj poruszali się jak przekarmione pingwiny, niż wyszkoleni mordercy.
Nie byli od Luisa, więc od kogo?
Byli uzbrojeni, wysoki trzymał łom, a niższy podręczny scyzoryk. Pewnie to jakieś gówniarstwo myślące, że wzbogaci się obrabiając już i tak upadający biznes. Młodzież w dzisiejszych czasach jest mniej ambitna.
Przyglądałam się, jak „fantastyczna" dwójka zakrada się od strony garażu, gdzie dziś miało być naprawiane auto Gerarda. Podeszłam bliżej drugiego okna, by móc ich lepiej słyszeć. Szyba nie okazała się być zbyt gruba, żebym mogła podsłuchać ich rozmowę.
- Jesteś pewny, że go nie ma?- zapytał jeden z nich.
- Jestem pewien, widziałem jak z kimś wyjeżdżał, tym swoim starym gratem. Raczej za szybko nie wróci.
Tu konwersacja się przerwała, a sami złodzieje rozpoczęli włam do budynku. Słyszałam jak ciężko dysząc, otwierali drzwi garażowe. Obaj wyglądali jak parodia złodziei. Nie mogłam się powstrzymać od cichego śmiechu, który mimowolnie wyrwał się z moich ust. Po chwili, jednak zdałam sobie sprawę, że jeżeli tych dwóch gówniarzy okradnie Ignacio, to ja także na tym ucierpię. W tym przypadku, przedłużeniem naprawy samochodu.
CZYTASZ
LUPUS - ZAKOŃCZONE (W TRAKCIE KOREKTY)
WerewolfWystarczy jeden atak, aby wzbudzić gniew i zamieszanie w całym stadzie. Tym bardziej, jeśli ofiarą okazuje się sama córka Alfy. Czarna magia uderza w małe i spokojne miasto, które oprócz pięknego krajobrazu, nie szczyci się żadną popularnością wśró...