14. Mark.

6.6K 298 3
                                    

Na dworze było słonecznie i ciepło, więc z miłą chęcią zrobiłam sobie mały spacer. Ktoś może powiedzieć, że w moim stanie nie powinnam chodzić i się przemęczać, ale ja nie potrafię przez długi czas siedzieć w miejscu.

Gdy po pół godzinie doszłam już do sklepu, zauważyłam, że na całe szczęście przy kasach nie ma kolejek. Nie ma co się dziwić – był sobotni poranek, więc ludzie chcieli się wyspać.

Nie to co ja. Jeśli ktoś się jeszcze nie domyślił, w nocy nie zmrużyłam oka. Nie potrafiłam zasnąć spokojnie, wiedząc że Nate jest w pokoju naprzeciwko korytarza. Tak blisko, a zarazem tak daleko.

Westchnęłam, otrząsając się z dołujących myśli i wzięłam koszyk, wchodząc między półki z produktami.

Właśnie próbowałam sięgnąć po makaron, który stał wysoko na półce, gdy usłyszałam, że ktoś za mną odchrząkuje.

- Może pomogę ? – odwróciłam się i zobaczyłam przed sobą wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę, z czarnymi jak heban, krótko przystrzyżonymi włosami i ciemnobrązowymi oczami. Na oko był w wieku Nate'a, może ciut starszy. Miał na sobie garnitur, co było dziwne, zważywszy, że znajdowaliśmy się w supermarkecie i była sobota. Bardziej pasował do jakiegoś biura, a nie do sklepu na zakupy.

- Jeśli pan może, to będę wdzięczna. – uśmiechnęłam się nieśmiało. Co by nie mówić, facet był przystojny. Czułam się przy nim niezręcznie.

- Ciekawi mnie, czemu robi pani zakupy sama ? – zapytał, podając mi pudełko – W tym stanie mąż powinien panią w tym wyręczyć.

Gdy to powiedział, cały mój dobry humor diabli wzięli.

- To chyba nie pana sprawa. – powiedziałam ostro i wyminęłam go.

- Przepraszam, nie chciałem być wścibski. – krzyknął, doganiając mnie – Obiecuję, że od teraz będę się zachowywał jak należy.

- Od teraz ? – zapytałam, nic nie rozumiejąc.

Podrapał się po karu i popatrzył na mnie nagle speszony.

- Pomyślałem, że może dałaby się pani namówić na kawę ? – zaproponował – Usiedlibyśmy w spokoju i poznali lepiej.

Mimo, że pomysł wydawał się kuszący, zdawałam sobie sprawę z tego, że w domu czeka na mnie mąż. Spędzając czas z nowo poznanym mężczyzną, czułabym się tak, jakbym go zdradzała.

- Przepraszam, ale spieszę się do domu. – odpowiedziałam.

Mina natychmiast mu zrzedła.

- To może chociaż da mi pani swój numer ? – naciskał – Może kiedyś uda nam się spotkać ?

- No dobrze. – zgodziłam się tylko po to, żeby w końcu się odczepił. Mężczyzna podał mi swoją komórkę, a ja zapisałam mu mój numer.

- Było mi miło, Melanie. – rzucił, spoglądając na wyświetlacz i uśmiechając się do mnie łobuzersko – A tak w ogóle, to jestem Mark.

- Mi też było miło, ale naprawdę muszę już iść. – powiedziałam przepraszająco.

- Jasne, rozumiem. To w takim razie do zobaczenia.

Kiedy szłam do kas, cały czas czułam na sobie jego wzrok. Jakby wypalał mi dziurę w plecach. Gdyby nie to, że mam męża, na pewno bym się z nim umówiła. A tak, nic z tego. Nie ma nawet takiej opcji.

Otrząsnęłam się z tych myśli i zapakowałam zakupy do torby, po czym za nie zapłaciłam i wyszłam z marketu, kierując się do domu.

Jakby tego jeszcze tylko brakowało, rozdzwonił się mój telefon. Z jękiem postawiłam torby na chodniku, po czym wyjęłam telefon z kieszeni i odebrałam.

- Tak ?

- Cześć, skarbie. To ja. – usłyszałam w słuchawce głos mojej mamy.

- Hej, mamo. – odpowiedziałam – Co słychać ?

- Jestem właśnie niedaleko waszego domu i pomyślałam, że wpadnę. – powiedziała. To by było na tyle z bycia sam na sam z mężem.

- Dobrze, ale teraz w domu jest tylko Nate, więc najwyżej cię wpuści. – odparłam niepewnie. Wiedziałam, że zaraz wstawi mi kazanie i nie myliłam się, bo po chwili usłyszałam:

- A ty gdzie jesteś ?

- Wracam właśnie z zakupów w markecie. – wyjaśniłam.

- Że co proszę ?! – krzyknęła oburzona – W twoim stanie ?!

- Mamo, ja jestem w ciąży, nie umieram. – przewróciłam oczami – Nic mi nie będzie.

- Ty nie powinnaś dźwigać. – ofuknęła mnie – Poza tym, co jeśli zaczęłabyś rodzić ?

Nie no, teraz to dowaliła z grubej rury.

- Mamo, po pierwsze, zakupy nie są wcale ciężkie. – tłumaczyłam spokojnie – Po drugie, nie zacznę wcale rodzić. Jestem w siódmym miesiącu, nie ósmym czy dziewiątym.

- To nie zmienia faktu, że nie powinnaś sama robić zakupów. Stój gdzie stoisz, zaraz tam będę.

- Czekaj, ale skąd wiesz, gdzie jestem ? – spytałam wmurowana.

- Skarbie, Dylan powiedział mi, jak dojść do najbliższego marketu od was. – wyjaśniła – Za chwilę jestem.

- Ale... - zaczęłam, ale mi przerwała:

- Nie ma żadnego ale ! Stój tam i koniec ! Słuchaj matki !

- Dobra, czekam. – jęknęłam i się rozłączyłam. Postawiłam torby na chodniku i usiadłam na schodkach, prowadzących do restauracji, która o tej porze w sobotę była jeszcze zamknięta, więc miałam pewność, że nie będę nikomu przeszkadzać.


Wróć do mnie (cz.III ,,Uratuj mnie")Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz