Listopad (3)

684 50 6
                                    

Tom, ja nie chcę. Nie potrafię.

W porządku. Zamknij oczy i pozwól, że ja się tym zajmę — odpowiedział chłopak w jej głowie. Był taki spokojny, taki pewny siebie, a ona mu tego zazdrościła.

Miałam ci się odwdzięczyć — przypomniała mu Terencia.

I zrobiłaś to. A teraz spróbuj zasnąć, a ja odprowadzę cię do dormitorium.

Blondynka westchnęła i zrobiła tak, jak chciał. Próbowała nie myśleć o tym, co miało zaraz nadejść. Kiedy zamknęła oczy, dom gajowego i kurnik zniknęły. Zostały już tylko wspomnienia słów Toma. „Unieszkodliwić kurczaki. Bazyliszka może zabić pianie koguta.” Za to ją mogła zabić myśl, że odebrała życie niewinnemu stworzeniu gołymi rękami. Właściwie, gdyby zrobiła to za pomocą różdżki, niczego by to nie zmieniło. A tak przynajmniej na Toma spadł obowiązek uciszenia kur, nie na nią.

Nic nie widziała. Nic nie słyszała. Nie czuła swoich dłoni zaciskających się na opierzonych szyjach. Była w pewnego rodzaju transie, w którym to chłopak z jej głowy przejmował kontrolę nad ciałem. Nawet czarował, bo przecież musiał wyciszyć wnętrze drewnianego kurnika. Złapanie gdaczącego zwierzęcia nie było takie trudne, skoro ono nie bało się ludzi. 

Na ułamek sekundy Terencia uniosła powiekę, ale później natychmiast zacisnęła oczy. Ten widok zbyt mocno ranił jej serce. Kurczaki leżące na ziemi i na swoich gniazdach, pierze latające w powietrzu i dryfujące po podłodze, krew na piórach, na podłodze, na ciałach. Na jej małych dłoniach. Wszystko skąpane w mroku nocy, a jednocześnie tak widoczne.

Przez to, co ujrzała, tak się rozemocjonowała, że znów panowała nad ciałem. Zrobiła krok w tył, ale niefortunnie trafiła na ciało jednego z martwych kurcząt. Przewracając się, znów miała otwarte oczy, choć bardzo tego nie chciała. Spotkanie z podłogą tylko przysporzyło jej bólu.

Tom, nie — pisnęła i już wiedziała, że zaraz zacznie płakać. Poczucie winy rozrosło się do gigantycznych rozmiarów. To, co robiła, wyglądało nagle na niewłaściwe, nie na miejscu, złe. Jednak nie istniało inne rozwiązanie. Nie w tamtej chwili.

Spokojnie. Jutro już niczego nie będziesz pamiętać. Dla twojego dobra. 

Po chwili poczuła wielkie zmęczenie i naprawdę zasnęła. Jej sny odbiegły w stronę Komnaty Tajemnic i Toma czekającego tam na nią. Zresztą jak co noc, od kiedy ujrzała go po raz pierwszy. Ale on nie widział tych snów, prawda?

***

Kiedy Terencia odsłoniła kotary, ze zdumieniem stwierdziła, że łóżko Queenie jest puste. Zwykle dziewczyna nie wychodziła tak wcześnie z pokoju, a przynajmniej nie bez przyjaciółki.

— Już sobie poszła?

Elizabeth także już nie spała i siedziała przy stoliku, czytając książkę. Posłała blondynce uważne spojrzenie. Pokiwała głową.

— A to dziwne — mruknęła dziewczyna i wstała z łóżka.

Zaczęła wyciągać z szafy potrzebne rzeczy. Nie pamiętała właściwie, jak się znalazła w dormitorium, ale nie przeszkadzało jej to. Miała taki piękny sen. Niespodziewanie jej współlokatorka się odezwała.

— Ej, Terencia, chciałam cię o coś spytać.

Dziewczyna przestała na chwilę przyglądać się zawartości swojej garderoby i popatrzyła na koleżankę. To dziwne, że Elizabeth miała zamiar rozmawiać.

— Wiesz, Queenie się obraziła, ale to nie znaczy, że zostawiła mnie w spokoju. Nadal uważa się za moją przyjaciółkę. Ja... Chciałam pogadać, ale znasz ją. Ma długi język. Pomyślałam o tobie, tylko musiałam znaleźć okazję, żeby spytać. Widzisz...

Dziennik Toma Riddle'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz