Luty (3)

436 39 5
                                    

Nie trzeba było długo czekać, aby po szkole rozeszła się dobra wiadomość, jakoby mandragory zaczęły już dojrzewać. Dodatkowo fakt, że od dłuższego czasu nie doszło do żadnego ataku, nieco poprawił atmosferę, co dało się wyczuć zwłaszcza na posiłkach w Wielkiej Sali.

Nawet na jednej z lekcji Obrony Przed Czarną Magią Lockhart pozwolił sobie na wplatanie do swojego wykładu przechwałek dotyczących Komnaty, potwora i samego dziedzica Slytherina.

— Bo widzicie, tak jak wampir, który zrozumiał, że nie warto ze mną zadzierać i lepiej przerzucić się na sałatę, tak osoba odpowiedzialna za ataki musiała pojąć, iż wykrycie i pokonanie jej jest dla mnie dziecinnie łatwe. 

Terencia miała ochotę rzucić na niego porządnego Cruciatusa, ale stwierdziła, że już niedługo i tak utrze mu nosa. Kiedy odzyska Toma, znów dojdzie do ataków, a to będzie niczym policzek wymierzony Gilderoyowi. Na razie jednak musiała poczekać z realizacją swojego planu, ponieważ Queenie bacznie się jej przyglądała.

Od pamiętnego poranka, który zakończył się w Skrzydle Szpitalnym, panna Holmes obserwowała Terencię. Blondynka czuła jej wzrok na sobie, gdy rano wstawała, gdy szła na śniadanie i jadła w Wielkiej Sali, gdy ważyła nieporadnie eliksiry na lekcjach i kiedy w Pokoju Wspólnym pisała zadanie na Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami. Jednym słowem Ślizgonka czuła się osaczona.

Podczas kolacji przed dniem zakochanych, Queenie zagadnęła koleżankę z dormitorium.

— Zauważyłam, że ostatnio dużo rozmawiałaś z Higgsem — zaczęła dość odważnie, ponieważ wilk, o którym była mowa siedział zbyt daleko, by móc usłyszeć jej słowa. — Masz zamiar spędzić z nim walentynki?

Panna Flint pobladła, wyprężyła się jak struna i obdarzyła koleżankę najchłodniejszym spojrzeniem, na jakie było ją stać. 

— To nie powinien być twój interes, z kim spędzam walentynki.

Zapał Queenie nieco przygasł, ale nie został ugaszony. Dziewczyna jakby skurczyła się w sobie, a ton jej głosu z protekcjonalnego przeszedł w łagodny.

— Po prostu pytam. Wiesz, że rodzice nie byliby zadowoleni, a Marcus obdarłby cię ze skóry, gdybyś...

— Dość — przerwała stanowczo blondynka. — Nie chcę więcej słuchać tych paranoidalnych paternostrów. Mam nadzieję, że przyswoiłaś tę wiedzę.

Gdyby ich relacja była zdrowsza, Queenie obraziłaby się śmiertelnie za takie słowa. Jednak ją bardzo cieszyła taka nagła poprawa samopoczucia koleżanki, która wyrażała się we wrogiej postawie wobec świata.

Obie dziewczęta wróciły do konsumpcji, a Terencia w spokoju przysłuchiwała się narzekaniom drużyny Slytherinu na to, że Gryfoni zajęli im tego wieczoru boisko. Najgłośniej zaś narzekał Marcus i tym właśnie przyciągał uwagę każdego w promieniu pięciu metrów w każdą stronę od niego.

W pewnej chwili Ślizgonka zauważyła Seamusa Finnigana beztrosko zmierzającego ku wyjściu z Wielkiej Sali. Zdecydowanie Terence odwalił kawał dobrej roboty.

***

Walentynkowy dzień zaczął się naprawdę obrzydliwie. Kiedy Terencia weszła na śniadanie, okazało się, że Wielka Sala została udekorowana na różowo. Na ścianach wisiały róże, a z sufitu spadały ich płatki w kształcie serduszek, które w zetknięciu z jakąkolwiek przeszkodą rozbijały się i znikały w chmurze różowego pyłku. Półmiski z jedzeniem, serwetki, a nawet sztućce zostały zaczarowane tak, aby wyglądały na bardziej różowe.

Ale dalej nie było lepiej. Podczas lekcji Zielarstwa do cieplarni wszedł jeden z krasnoludów przebrany za kupida i nie zważając na pracę uczniów nad kłaposkrzeczkami, zaczął roznosić kartki. Kartki, które oczywiście musiał przeczytać na głos.

Dziennik Toma Riddle'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz