Maj(1)

447 45 1
                                    

I tak zaczął się maj.

Wieczorem, dzień po odwołaniu rozgrywek, wszyscy uczniowie mieli się zgromadzić w pokojach wspólnych swoich domów. Podobno opiekunowie dostali polecenie, aby coś obwieścić, a takie rzeczy nie działy się bez powodu. Więc wszyscy czekali na Severusa Snape'a z niecierpliwością. Stół, na którym zalegały plany taktyk i statystyk dotyczących quidditcha, został oblężony przez drużynę. Kanapę i fotele zagarnęli dla siebie prefekci wraz ze starszymi Ślizgonami, a co młodsi musieli zadowolić się miejscami przy mniejszych stolikach i przy kominku.

Atmosfera nie była tak ciężka, jak w pozostałych domach. Ślizgoni jako jedyni nie mieli się czego obawiać ze strony dziedzica. W końcu musiał być to jeden z nich. Należeli do czystokrwistych rodzin lub przynajmniej mieli jednego z rodziców czystej krwi. Nie mogło ich spotkać nic złego, skoro potwór należał do założyciela ich domu i najwidoczniej polował tylko na szlamy oraz ich miłośników.

Terencia wolała usiąść w gronie drużyny i ich pomocników, z dala od wygłaszającej plotki i teorie Queenie Holmes. Dziewczynie jak zwykle buzia się nie zamykała, na co Adrian Pucey czasem reagował tylko rozdrażnionym westchnieniem. Za to Elizabeth Rowle bardzo chciała znaleźć się bliżej Kasjusza Warringtona, ale niestety została zaciągnięta przez koleżankę z dormitorium prawie na środek pokoju, gdzie służyła jej właściwie tylko do przytakiwania.

Tom nie odzywał się za wiele, tak samo Terencia, która czuła z jego strony kiełkującą konsternację. Od przedmeczowej informacji o kolejnym ataku coś go jakby poruszyło, ale Ślizgonka nie potrafiła powiedzieć co takiego. Wolała jednak dać mu czas. Może sam wreszcie dojdzie do wniosku, że nie ma sensu czegokolwiek przed nią ukrywać.

Wreszcie drzwi do Salonu Ślizgonów otworzyły się, co zasygnalizował dźwięk przesuwanej ściany. Severus Snape jak zwykle sunął przed siebie niczym ponury nietoperz, idealnie wpasowując się w niezbyt pozytywną scenerię tworzącą pokój wspólny domu węża. Rozmowy niemal natychmiast ucichły i tylko Queenie dokańczała coś szeptem do Elizabeth. Gdy ponury profesor z niezmiennie kamiennym wyrazem niezadowolenia na twarzy stanął pośród uczniów, skupił na sobie uwagę każdego. W ciszy usłyszeli szum jeziora na sklepieniu i tykanie zegara gdzieś w kącie.

— Dyrektor wraz z gronem pedagogicznym podają do waszej informacji nowe zasady. Wszyscy uczniowie mają wracać do swoich salonów najpóźniej o szóstej wieczorem. Na każdą lekcję uczniów odprowadzać będą nauczyciele. Wyjątków nie przewiduję. — Po tych słowach wybuchło niemal powstanie, które miało być wyrazem buntu wobec nowych zasad. Bo jak to tak, przecież ich to w ogóle nie powinno dotyczyć! 

To nie wszystko — zauważył Tom niezbyt pocieszony. I faktycznie raban został przerwany przez Mistrza Eliksirów.

— Cisza! — rozkazał profesor, nieco się przy tym krzywiąc. — Jeszcze coś. Jeżeli osoba odpowiedzialna za ataki nie zostanie pochwycona, Hogwart zostanie zamknięty.

Te słowa ugodziły w Riddle'a do tego stopnia, że naraz w głowie Terencii pojawił się obraz jego wspomnień. Ten sam pokój wspólny, podobna pora, ale inny profesor, który mówił niemalże to samo, co Snape. Hogwart zostanie zamknięty. Potem pojawiła się scena z gabinetu dyrektora Dippeta. Tom, który mówił, że nie ma gdzie się podziać, nie mogą zamknąć szkoły!

Mój drogi chłopcze, musisz zrozumieć, że byłbym głupcem, gdybym pozwolił ci pozostać w zamku po zakończeniu semestru. Zwłaszcza w świetle ostatniej tragedii — mówił Armando we wspomnieniu, a stojący przed jego biurkiem Tom wyglądał na coraz bardziej rozczarowanego.

Terencia zrozumiała, że wizja zamknięcia szkoły dla tamtego Riddle'a we wspomnieniu musiała brzmieć jak wyrok. Przecież wtedy nie tylko nie pozbyłby się reszty szlam z Hogwartu, ale musiałby wrócić do sierocińca i nigdy nie dokończył swojej edukacji, a tym samym mógł zapomnieć o posadzie w Ministerstwie Magii. Mury zamku były mu domem o wiele bardziej niż innym uczniom. 

Dziennik Toma Riddle'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz