Grudzień (2)

677 49 11
                                    

Zarówno Marcus, jak i jego siostra wpisali się na listę pozostających w Hogwarcie na czas świąt. Profesor Snape wyglądał na zaskoczonego tym faktem, ale wyraził to tylko przez lekkie uniesienie brwi. Rzadko komentował zachowanie i wybory swoich podopiecznych. To było w nim dobre. Ślizgoni uczyli się samodzielności i rozwiązywania problemów na własną rękę. Z drugiej strony, gdy ktoś miał kłopot, nie bardzo wiedział, co począć. W końcu zwrócenie się do nauczyciela czy innego ucznia było okazywaniem słabości, a przecież Dom Węża ma kształtować ludzi bez wad. Przynajmniej tak powiedział dziadek Kyrion, a Selwynowie tylko mu przytaknęli.

Okres bożonarodzeniowy oznaczał, że wolnego czasu będzie co niemiara. Terencia, martwiąc się o stan psychiczny brata, postanowiła umilić mu czas lekturami. W końcu nie miał z kim ćwiczyć gry w Quidditcha, bo z drużyny został w Hogwarcie tylko Draco. Marcus nie posiadał żadnych innych zainteresowań, ale za to o samej dyscyplinie sportowej mógłby czytać z nie mniejszą pasją niż tą, z jaką grał. Zatem znalezienie stosu ksiąg dotyczących Quidditcha zajęło Terencii całe przedpołudnie.

Kiedy wreszcie szesnasta książka trafiła na stolik, Terencia ułożyła wszystkie dzieła w trzy wieże i w każdą stuknęła różdżką, używając zaklęcia Wingardium Leviosa. Czuła zmęczenie, jakby właśnie przebiegła kilometrowy maraton. Udała się do wyjścia z biblioteki pod groźnym spojrzeniem pani Pince, a książki lewitowały za nią. Kobieta przypominająca sępa najwyraźniej bała się, że z jakiegoś powodu Terencia przestanie stosować zaklęcie na tych cennych skarbach. Upadek książki na posadzkę oznaczałby niechybne roztrzaskanie się jej.

A co ty czytałeś, kiedy byłeś w Hogwarcie? — zapytała Ślizgonka, schodząc po schodach na niższe piętra.

Czytałem wszystko, co praktyczne. Z opowiadań i bajek niewiele się można dowiedzieć. Nie znałem świata magicznego i zasad w nim panujących, więc musiałem się dowiedzieć wszystkiego w jak najkrótszym czasie. Nie dało się zaspokoić mojej ciekawości, póki jako prefekt nie zacząłem korzystać z działu ksiąg zakazanych.

Po plecach dziewczyny przeszły ciarki, gdy Tom wspomniał o dziale ksiąg zakazanych. Szybko przypomniał jej się incydent z drugiego roku, gdy Marcus z pomocą kolegów wypożyczył wrzeszczącą książkę o tytule "Dzieła doktora Tillotsona" i podrzucił ją do pokoju Terencii. Było to możliwe, gdyż schody do dormitorium dziewcząt w Slytherinie nie zapadały się tak, jak w Gryffindorze, gdy wszedł na nie jakiś chłopak. Dom Węża kształtował ludzi dobrze wychowanych, toteż wierzono w ich dobre maniery. Gdy dwunastoletnia Terencia otworzyła książkę, ta wydała z siebie mrożący krew w żyłach krzyk, a dziewczynka z płaczem pobiegła do profesora Snape'a. Nauczyciel wystosował do państwa Flint list i to miała być kara za to, co zrobił Marcus. Kolejny tydzień Terencia nie mogła spać, bo w myślach wciąż słyszała przerażające wycie i płakała w poduszkę. Nigdy nie próbowała dostać pozwolenia na wejście do działu ksiąg zakazanych.

Całe wspomnienie ukazało się w głowie Terencii tak, że i Tom mógł je zobaczyć. Blondynka aż złapała za poręcz schodów, aby nie upaść.

Och, tak mi przykro, Terencio. Cóż, niektóre książki są obłożone zaklęciami, aby młodsi uczniowie ich nie czytali.

Jednak Ślizgonka tylko potrząsnęła głową.

To przeszłość, w której byłam słaba. Nie ma co rozpamiętywać. — Dziewczyna zaczęła iść korytarzem na pierwszym piętrze w stronę kolejnych schodów.

Mijała właśnie łazienkę Jęczącej Marty, gdy nagle coś ją tknęło. Przyjrzała się uważniej drzwiom, spod których wylatywały delikatne opary i znikały tak szybko, jak się pojawiały. Na pierwszy rzut oka trudno było je zauważyć, ale nie umknęły bystremu spojrzeniu Terencii.

Dziennik Toma Riddle'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz