Marzec (1)

456 48 0
                                    

Gdy tego dnia Terencia weszła do pokoju wspólnego Ślizgonów, od razu usłyszała głośną wymianę zdań między Marcusem a Lucjanem na temat zbliżającego się meczu między Puchonami a Gryfonami.

— Czego nie rozumiesz w znaczeniu słowa „nielegalne"? — spytał Lucjan wyraźnie już zirytowany postawą kapitana drużyny. Wziął się pod boki, aby wyglądać na większego, ale wciąż brakowało mu kilku centymetrów i paru kilogramów do kapitana drużyny.

— Przed meczem i tak nikt nie sprawdza mioteł! — Ręce Marcusa poszybowały w górę. Musiał być mocno zdenerwowany, skoro tak gestykulował. 

Kasjusz Warrington siedział przy stole, na którym leżały plany boiska oraz pergaminy pełne tabelek i wykresów. Wszystko to musiało dotyczyć quidditcha, bo kilku członków drużyny pochylało się nad nimi w milczeniu. Terencia podeszła bliżej i przyjrzała się niezbyt skomplikowanej strategii, którą musiał zaplanować jej brat. Kasjusz nanosił poprawki piórem z zielonym atramentem, choć gdyby robił to zwykłym, również każdy zauważyłby jego dużo precyzyjniejsze i dokładniejsze linie. Brak przynależności do drużyny nie oznaczał całkowitego wykluczenia Ślizgona z meczu.

Pod tym względem Slytherin odznaczał się dużą jednorodnością. Prawie wszyscy kochali quidditch, wielu chłopców poza kibicowaniem oferowało swój czas i pomysły na udoskonalenie reprezentacji domu Węża, a dziewczęta dopingowały skład. Niestety nie miały wiele do powiedzenia na temat strategii i to nie dlatego, że ich głos w tej sprawie niekoniecznie się liczył. Deficyt panien żywo zainteresowanych sportem istniał od początku założenia Slytherinu, a na przestrzeni lat w drużynie znajdowały się około cztery dziewczęta.

— To zwykłe oszustwo — kontynuował Lucjan. — Też wolałbym, żeby wygrali Puchoni, bo łatwiej ich pokonać, ale nie można majstrować przy miotłach. Dobrze o tym wiesz. Odbiorą nam punkty, jeśli komuś coś się stanie. Chcesz się pożegnać z Pucharem Domów?

Flint do tej pory przechadzał się po pokoju, ale po słowach kolegi podszedł do stołu i uderzył dłońmi o blat. Kałamarz z zielonym atramentem lekko podskoczył. Przestraszeni Ślizgoni znajdujący się najbliżej aż drgnęli, a szczególnie Terencia, która do tej pory śledziła pociągłe kreski biegnące od jednej trybuny do drugiej, ale pomiędzy bramkami. 

— Wolę się pożegnać z Pucharem Domów niż z Pucharem Qudditcha. Ci przeklęci szlamolubcy trenują co wieczór po kolacji! Sprzęt to nie wszystko, Bole. Trzeba być sprytnym. — To powiedziawszy, dotknął palcem wskazującym swojej skroni.

— I tak nie ma okazji do zrobienia czegokolwiek przy tych miotłach — zauważyła cicho Terencia. — Są albo w pokojach graczy, albo w schowkach w ich przebieralni. Tam zawsze ktoś się kręci, a Gryfoni zbierają się na trybunach nawet podczas treningu.

— Racja — przytaknął jej Peregrine Derrick, który stał obok krzesła Kasjusza, gniotąc w dłoni kauczukową podobiznę złotego znicza. — Tyle par oczu, że ktoś na pewno by to zobaczył.

Marcus westchnął rozdrażniony i zabrał ręce ze stołu. Odwrócił się od pozostałych i pomaszerował na kanapę, mrucząc coś po drodze o zdaniu kapitana. Higgs, który do tej pory wylegiwał się w fotelu obok i udawał, że nie interesuje go quidditch, posłał Terencii złośliwy uśmiech. Widocznie sprzeciw drużyny wobec kapitana cieszył go szczególnie, tak jak każde nieszczęście, które spotkało Marcusa.

Blondynka wzruszyła jedynie ramionami. Spieszyła się na śniadanie, choć w głowie układała sobie wszystkie informacje. Właściwie cały dzień przygotowywała się do odzyskania dziennika Toma i nawet natarczywy Terence nie był w stanie skierować jej myśli na inny tor.

Zbliżała się godzina kolacji, a blondynka miała ochotę już teraz przystąpić do realizacji planu. Z drugiej strony marzyła, by ktoś zrobił to za nią. Pójście do wieży Gryffindoru było jak pakowanie się w paszczę lwa. Ale nie istniało inne wyjście.

Dziennik Toma Riddle'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz