Szesnaste urodziny zdecydowanie należały do jednych z najgorszych w życiu Terencii. Z samego rana usłyszała od współlokatorek życzenia. Musiała odczekać, aż Queenie i Elizabeth opuszczą dormitorium. Wtedy wreszcie mogła spokojnie pomniejszyć nierozpakowane prezenty i schować je do kufra leżącego pod łóżkiem. Nawet nie zaglądała do środka. Nie interesowały ją w tamtym czasie rzeczy tak trywialne. A mówiąc trywialne, miała na myśli wszystko, co nie było związane z Tomem.
Od samego rana musiała się borykać z nieobecnością chłopaka w swoim umyśle i życiu codziennym.
Posłusznie odwiedziła panią Pomfrey w Skrzydle Szpitalnym jeszcze przed śniadaniem, aby zażyć eliksir wzmacniający. Następnie udała się do Wielkiej Sali. Tam rozciągnęła usta w fałszywym uśmiechu i przyjęła życzenia od swojego brata, a później prawie całej drużyny Ślizgonów.
Ku lekkiemu zdziwieniu blondynki, Terence nie pojawił się na śniadaniu, by pogratulować jej kolejnego przeżytego roku oraz życzyć bardzo udanego życia w dużym skrócie. Ale wcale się tym nie przejmowała. Liczył się tylko Riddle.
Zaskoczeniem nie były standardowe miłe słowa, które kierował do niej profesor Snape po lekcji Eliksirów. Ostatecznie robił to co roku. Urodziny wszystkich swoich wychowanków miał wpisane do magicznego kalendarza, dzięki czemu orientował się komu tego dnia przyznać dodatkowe punkty. Niektórzy odnosili wrażenie, że mistrz Eliksirów tylko szuka okazji, by przyznać Slytherinowi kolejne punkty, a Gryffindorowi odjąć.
Zmierzając na kolejną lekcję tego dnia, Terencia usłyszała jak ktoś ją woła. Z drugiego końca korytarza. Osoba ta nie posiadała ciała jako takiego. Postać unosiła się nad ziemią dobrych kilka stóp i miała charczący głos, na którego dźwięk Irytek uciekał w popłochu.
— Panno Flint! Witaj — rzekł Krwawy Baron, gdy jego łańcuchy przestały rzęzić.
— Dzień dobry, Baronie. Wszystkiego najlepszego z okazji kolejnych urodzin.
Terencia obawiała się ducha prawie tak samo, jak reszta uczniów Hogwartu, ale też nie zrobił jej nic złego i chciał tylko złożyć życzenia. Jak co roku.
— I tobie również, moja droga. Obyś była chlubą naszego domu i przyniosła mu jak najwięcej sławy, kiedy już zakończysz edukację.
— Dziękuję, Baronie. Wybacz mi, ale muszę się spieszyć na lekcję. Udanego dnia. — Może gdyby dziewczyna odrobinę się postarała, cała jej wypowiedź nie brzmiałaby tak okrutnie sztucznie. Ale Krwawy Baron był już martwy od setek lat i nie robiło mu to różnicy.
***
Po zajęciach Ślizgonka udała się do dormitorium. Od wejścia w oczy rzuciła jej się klatka Ramona wraz z nim w środku, a widok ten należał do rzadkich. Ramon natychmiast zatrzepotał skrzydłami, gdy pojawiła się jego właścicielka i wyciągnął nóżkę w jej stronę. Ktoś przywiązał do łapki sowy maleńką karteczkę z notatką.
„Po kolacji przy wejściu na schody prowadzące do hangaru."
I nic więcej. Nawet pierwszej litery imienia czy nazwiska. Terencia była zaintrygowana. Może to Harry Potter postanowił za namową Toma oddać jej dziennik? Może Tom też za nią tęskni? Może już jest w stanie wyjść z Komnaty Tajemnic?!
Te i podobne myśli kołatały się w głowie dziewczyny aż do wieczornego posiłku. Nie potrafiła skupić myśli na niczym innym. Oczekiwanie dłużyło się w nieskończoność. Przy stole siedziała jak na szpilkach.
— Hej, co tak patrzysz na te drzwi? Czekasz na kogoś? — zapytała niespodziewanie Queenie.
— Wcale nie patrzę na drzwi. Wydaje ci się — obruszyła się blondynka i spojrzeniem wróciła do swojego pustego talerza.
CZYTASZ
Dziennik Toma Riddle'a
FanfictionIgnorowanie kanonu: głównie część druga. Co się stanie, gdy czarownica czystej krwi wejdzie w posiadanie czarnomagicznego przedmiotu? Niefortunne spotkanie w księgarni było początkiem problemów Terencii Flint. Tajemniczy dziennik z chłopcem uwięzion...