Rozdział 8

2.3K 224 30
                                    

- Alexandrze, pobudka! - Słysząc głos swojej matki przewrócił oczami i zacisnął zęby, by już z samego rana nie wszczynać awantury. - Alex...

- Słyszę! - warknął w stronę drzwi i z niechęcią opuścił swoje ciepłe łóżko, kierując się w stronę szafy. - Czas zacząć kolejny nudny dzień - westchnął, wkładając czarne otarte jeansy, bokserkę i oczywiście luźny sweter.

Ubrany podążył do łazienki umyć się i uczesać włosy, które i tak rozczochra, tworząc swój artystyczny nieład. Nieład, który ubóstwia, dlatego że inni go nie znoszą oraz co najważniejsze, dzięki niemu boją się go i trzymają się z dala od jego osoby. Ale jak to w życiu bywa - zdarzają się wyjątki, które jakimś dziwnym trafem same podchodzą do niego i zagadują jak gdyby nic. Nie boją się go, nie odpędza ich swym głupim, złośliwym gadaniem, wyśmiewaniem czy morderczym spojrzeniem. Po prostu znoszą go, co mu się zaczyna podobać, lecz jak taka myśl pojawia mu się w głowie, to od razu się reflektuje i przybiera swoją wyuczoną postawę. Postawę, dzięki której staje się silniejszy i pewniejszy siebie. Nie chce być słabym i nieśmiałym nastolatkiem, ba! On nie może być znów słaby i niezdarny jak sprzed laty. Nie może i koniec! Obiecał to sobie i zamierza dotrzymać słowa nawet jeśliby to go dużo kosztowało, to nie złamie się i nadal będzie walczyć. Dla siebie i Isabelle, dla której skoczy nawet w ogień byleby była szczęśliwa i bezpieczna...

- Alec, uważaj trochę. - Z rozmyślania wyrwał go głos brązowookiej, na którą omal nie wpadł na schodach.

- Sorry, zamyśliłem się.

- Spoko, nic się przecież nie stało - odparła, wchodząc na piętro. - Aha! Jeszcze jedno. Mama prosiła byśmy zrobili zakupy, bo ona nie ma czasu!

- Zrób sama, ja nie mam dziś na to ochoty.

- O nie, mój drogi! - krzyknęła wściekła, schodząc parę stopni w dół, by mieć na niego dobry widok. - Zawsze tak mówisz. A ja nic ci nie mówię, bo po prostu nie chcę się z tobą kłócić.

- No to zrób to co zwykle i idź do sklepu na mały shopping....

- Nie! Dzisiaj to ja mam swoje humorki i za nic w świecie się ich nie pozbędę. Więc radzę ci zacisnąć zęby i ruszyć ten chudy tyłek do sklepu, bo inaczej... bo...

- Bo, bo? Dalej Isabelle dokończ swoją groźbę - odparł z rozbawieniem, przeczesując przez palce niesforne kosmki włosów.

- Zmuszę cię do randki z jakimś przystojniakiem. Czy lepiej, pójdziesz ze mną na imprezę.

- Hah, siostrzyczko nie rozśmieszaj mnie proszę - zachichotał, podchodząc do komody na której leżała lista i pieniądze. - To wcale nie jest groźba, wiesz jakbyś nie wiedziała dla nastolatków jest to prędzej przyjemność i codzienność.

- Ale nie dla ciebie, mój bracie! - krzyknęła, zatrzaskując drzwi od swojego pokoju.

Zirytowany zachowaniem siostry, odetchnął głęboko i wyszedł z mieszkania, kierując się w stronę pobliskiego sklepu. Miał do rozpoczęcia zajęć ponad godzinę, więc wolał załatwić te głupie zakupy rano niż po szkole, która z pewnością znów go wykończy i zniszczy dobry humor na cały dzień.

¤¤¤¤¤

- Ech, więcej się nie dało? - burknął, spoglądając na zapisaną kartkę A4. Zmęczony tylko patrzeniem na bazgroły matki, pokręcił powoli głową i ruszył w głąb całkiem dużego oraz dobrze wyposażonego sklepu.

Musiał załatwić to szybko, więc czytał co drugie słowo, zgarniając produkty z przepełnionych półek, których dzięki swojej taktyce miał coraz mniej do przebycia.

Po dwudziestu minutach chodzenia tam i z powrotem, stanął pod ostatnim regałem i spojrzał na najwyższą półkę.

- Bezmózgie kretyny! Jak oni mogą robić takie wysokie regały w sklepie?! - krzyknął zirytowany pod nosem, próbując dosięgnąć głupiego soku w kartonie. Widząc, że nawet stanie na palcach mu nie pomaga, odszedł od mebla i rozejrzał się po przedziale. - No to do dzieła. - Uśmiechnął się lekko i bezceremonialnie położył jedną nogę na pustej półce, próbując wspiąć się na dość zadowalającą wysokość - co po czasie udało mu się i z szerokim uśmiechem chwycił upragniony porzeczkowy sok. - Nareszcie! - krzyknął cicho i z entuzjazmem wyciągnął obie ręce ku górze, zapominając o swojej dotychczasowej sytuacji. - Jasny gwint! - wrzasnął, lecąc do tyłu na pewnie twardą i wypłytkowaną podłogę, która za chwile nie będzie w takim dobrym stanie, tak jak on sam. Dlatego wiedząc, że za moment upadnie boleśnie na ziemię, zamknął szczelnie oczy i zacisnął zęby, czekając na swój upokarzający koniec, który o dziwo nie nastał.

Zdziwiony, a zarazem trochę uspokojony, otwarł powoli oczy, które po chwili omal nie wyskoczyły mu z gałek, kiedy zauważył, że jest metr nad ziemią, a co gorsza... jest w szczelnych objęciach znajomego mu chłopaka. Wkurzającego, dość irytującego, niekiedy intrygującego bruneta o brązowych tęczówkach, które z zawzięciem wpatrywały się w jego osobę.

- Witaj Alecu.

Poskromić Złośnika // MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz