Rozdział 14

2.3K 200 19
                                    

- Co cię tak znowu śmieszy? - spytał, otwierając szklane drzwi, przez które po chwili wyszli, udając się na dziedziniec szkoły.

- To przed chwilą była ta twoja słynna mordercza mina? - zachichotał, uważnie patrząc na zaskoczonego bruneta, który tylko pokiwał głową i mruknął coś niezrozumiałego pod nosem. - Wiesz, nie obraź się, ale to wyglądało jakbyś miał potrzebę fizjologiczną. - Buchnął szczerym śmiechem, próbując przybrać fałszywy uśmiech, ale mu nie wyszło, kiedy znów zobaczył tą minę. - Błagam, przestań, bo zaraz tu wykituję!

- Przecież ja nic nie robię - odparł z uśmiechem na ustach, podziwiając urodę chłopaka, który ze szczerym śmiechem wyglądał zjawiskowo. - Masz ładny śmiech. Wiesz, taki świeży i naturalny.

- Nie prowokuj mnie, tęczusiu - ostrzegł już spokojniejszy, siadając na jednej z pobliskich ławek i wymownie spojrzał na swojego towarzysza, który powoli ruszył w jego stronę. - Może byś przyspieszył swoje ruchy. Wiesz, ja nie mam dzisiaj zbyt dużo cierpliwości...

- A powiesz mi kiedy ją masz? Bo jakby nie spojrzeć znamy się z trzy, cztery tygodnie i nigdy nie grzeszyłeś spokojem - stwierdził z uśmiechem, siadając zbyt blisko niego. - Więc, kiedy byłeś dla mnie miły? - spytał, zadziornie się uśmiechając i gładząc powolnymi ruchami jego kolano - co niezmiernie drażniło coraz bardziej wściekłego chłopaka.

- Po pierwsze: znamy się od pierwszej klasy, głupku - zaczął, powoli przybliżając się do niego. - Po drugie: przeważnie, gdy cię nie ma w pobliżu jestem cierpliwy i raz byłem dla ciebie miły, kiedy omal nie przestrzeliłem cię strzałą - szepnął, będąc w zasięgu ust chłopaka. - A po trzecie i to najważniejsze: nigdy i to przenigdy nie macaj mojego kolana! - krzyknął wprost w jego usta, które po chwili wydały z siebie głośny śmiech.

- Jesteś przezabawny, groszku! - mówił, między napadami śmiechu. - Wiesz, może i znamy się od początku liceum, ale nie tak naprawdę, jak teraz. Co do tamtej sytuacji na boisku to może i byłeś cierpliwy, ale z początku omal mnie nie pobiłeś i zabiłeś. A kolano... - przy ostatnim zdaniu wybuchł jeszcze większym śmiechem, kuląc się na ławce. - Hah nie mogę!

- Pomóc ci? Wiesz ja tam wiem co jest dobre na ten twój głupkowaty śmiech - stwierdził spokojnie, przez co rozkojarzony chłopak pokiwał energicznie głową.

- Naprawdę? - dopytał dla pewności, powstrzymując się od przewrócenia oczami, że może istnieć tak naiwny chłopak jak on. - No okey, to zamknij na chwile oczy - poprosił, co ten automatycznie wykonał wciąż się śmiejąc. Lightwood tylko pokręcił z rozbawieniem głową, po czym złapał chłopaka na pannę młodą i z biegiem ruszył w stronę pobliskiej fontanny, do której wrzucił zaskoczonego Bane'a. - I co, lepiej?! - zachichotał, widząc jego wściekłą minę, którą psuło szczękanie zębami.

- Przegiąłeś Alexandrze! - Wstał wkurzony z wody, poprawiając przylegającą, mokrą koszulkę oraz wcześniej idealnie uczesane włosy, które w tej chwili zasłaniały mu w połowie widok swojego oprawcy.

- To ty przegiąłeś! - wrzasnął, zaciskając dłonie w pięści, które już wołały, by przyłożyć temu pajacowi.

- Co?! - Wytrzeszczył oczy. - To nie ja wrzuciłem cię do lodowatej wody, tylko dlatego, że śmiałem się z twojego komentarza! - Wyszedł ostrożnie z wody, zmierzając prosto w stronę Lightwooda.

- Masz rację, ale to nie ja użyłem twojego pełnego, znienawidzonego imienia, którego mówiłem ci byś nie wymawiał!

- Ach racja, całkiem zapomniałem, że twoje imię jest zakazane w całym obrębie miasta. Nie... w całym stanie! - ryknął zirytowany zachowaniem nastolatka, który tylko pokręcił powoli głową, zaciskając mocno usta w cienką linię. Musiał się uspokoić, tu i teraz!

Wiedział, że Magnus kiedyś przy nim wybuchnie. To było wiadome, bo kto normalny wytrzymałby jego towarzystwo? On tylko przysparzał same kłopoty i wściekał się za byle drobnostkę - z czym starał się walczyć, co mu raz wychodziło lepiej, a raz gorzej. Ale się starał i to się liczyło. Dlatego, widząc stojącą naprzeciwko niego postać, zamknął szczelnie oczy i oddychał głęboko, starając się nieco uspokoić i zacząć racjonalnie myśleć.

Za to Bane, który widział jego stan, odetchnął dwa razy głęboko i powoli podszedł do niebieskookiego, przyciągając go do szczelnego uścisku. 

- Przepraszam nie chciałem cię wkurzyć - szepnął spokojnie, powoli gładząc jego napięte mięśnie pleców, które z każdym dotykiem rozluźniały się, a oddech stawał spokojniejszy.

- To ja przepraszam - mruknął w jego mokrą koszulkę i niepewnie objął go w pasie. - Nie powinienem wrzucać cię do wody i krzyczeć na ciebie za wypowiedzenie mojego głupiego imienia.

- Ono nie jest głupie, groszku - westchnął, czując błądzące dłonie na swoich biodrach, które z wprawą masowały je, wywołując u niego przyjemne ciarki rozchodzące się po całym ciele.

- Taa, ono jest koszmarne...

- Raczej wspaniałe i indywidualne, takie jak ty, ptysiu.

- Przestań używać tych przesłodzonych zdrobnień - burknął, przenosząc swoje dłonie na jego kręgosłup, gdzie również po chwili drażnił go powolnymi ruchami w górę i w dół - przysparzając tym u Bane'a szybsze bicie serca.

- A ty przestań macać moje plecy...

- A co, podoba ci się? - zachichotał, zatrzymując ręce tuż nad paskiem spodni, gdzie miał odkryty kawałek pleców.

- Dziwny jesteś, groszku... W jednej chwili jesteś radosny, później zirytowany, zadziorny, poważny, wściekły, spokojny, a na koniec czuły - stwierdził Bane, odklejając się od niego.

- Ale i tak za to mnie lubisz, tęczusiu. - Mrugnął do niego, co ten również zrobił i pociągnął Lightwooda na ławkę.

- Oj i to nie wiesz jak bardzo - westchnął, dźwigając plecak z ziemi. - A to jest dowód, mój złośniku. - Uśmiechnął się szeroko, wyciągając z wnętrza zielony karton.

- No chyba żartujesz! - zachichotał, biorąc od niego swój ulubiony sok. - Kupiłeś mi sok porzeczkowy? Ty jesteś na prawdę dziwny, człowieku - mruknął, przyciągając go do krótkiego uścisku. - I za to cię prawie lubię.

- Prawie?! - burknął, uderzając go w ramię. - Groszku, nie da się kogoś prawie lubić!

- Oj, da się! - zachichotał, odkręcając zakrętkę. - Chcesz, tęczuciu? - mruknął, na co ten pokiwał głową. - Szkoda, bo nie dostaniesz...

- Alec! - krzyknął oburzony, co wywołało promienny śmiech Lightwooda oraz chłopaków, którzy obserwowali całe zajście z okna.

Poskromić Złośnika // MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz