Rozdział 40

1.5K 121 0
                                    

- Alec! Na Anioła, ja tylko powiedziałam prawdę, a Ty aż tak się zdziwiłeś, że zapomniałeś o jeździe autem! - krzyknęła brunetka, przykuwając spojrzenia małej grupki osób znajdujących się w pobliżu. W tym jej przyjaciół oraz Bane'a, którzy zaskoczeni jej stanem, podeszli szybko do nich i przywitali się, ostrożnie ją tuląc.

- Wszystko w porządku, Izzy? - spytała rudowłosa, która jako jedyna z ich paczki wiedziała o jej strachu nierozważną jazdą samochodem.

Brunetka tylko pokiwała głową, po czym uśmiechnęła się szeroko do jej drugiego ukochanego shipu, który zaskoczony jej zmianą humoru posłał jej lekki uśmiech i spojrzał na siebie ukradkiem, sprawdzając czy tylko jednego z nich to zdziwiło - co niestety dla nich Izzy zauważyła i mylnie rozpoznając ich spojrzenia zachichotała cicho, przyciągając tym z powrotem ich uwagę.

- Jacy słodcy! - pisnęła uradowana i poprawiła na swoim ramieniu plecak wpadając na pewien pomysł, który nawet by wypalił, gdyby tylko nie jeden, lecz duży problem - nie miała prawka, a Aleca z pewnością by w to nie wciągnęła z powodu jego długo-oczekiwanego koncertu... Ale cóż nadzieja zawsze była, więc ignorując uśmiechy przyjaciółek i pytające spojrzenia chłopaków, wyprostowała się i ruszyła w stronę budynku.

- Isabelle, zaczekaj! - Słysząc za sobą głosy przyjaciół zwolniła krok i spojrzała na Simona.

- Simon czy Ty przypadkiem nie masz prawka? - spytała błagając w duchu, by miała rację, co na szczęście dla niej potwierdził szybko chłopak, rzucając jej pytające spojrzenie, na które automatycznie odparła: - To super! W takim razie w maju jedziemy na trzydniowy wypad nad morze - oznajmiła rzeczowo, wchodząc do klasy, w której mieli mieć zajęcia.

- Trzydniowy wypad nad morze? - spytał zaskoczony brunet, siadając obok Lewisa na ich wspólnej ławce. - Isabelle ja nie wiem czy będę mógł...

- Jedziesz i kropka! - przerwała mu, patrząc poważnie w jego oczy, które po chwili intensywnej bitwie na wzrok, zamknęły się na chwilę, po czym ze zmęczonym westchnięciem spojrzały na przyjaciela. Przyjaciela, który uśmiechnął się lekko i delikatnie pogłaskał jego zimną dłoń.

- Okey, jadę, ale ten wypad ma być w pierwszym lub drugim tygodniu - zastrzegł, odwracając wzrok od hipnotyzujących tęczówek chłopaka, który zadowolony z tej informacji uśmiechnął się szeroko i ścisnął odrobinę mocniej dłoń nastolatka.

- Dobrze, to w takim razie wyjedziemy w pierwszym tygodniu...

- A gdzie konkretnie?

- A jasne! Do Los Angeles. Wiecie mam tam rodzinę i mały domek, w którym bez problemu będziemy mogli mieszkać - stwierdziła brązowooka, uśmiechając się szeroko do zadowolonych przyjaciół, którzy pokiwali w zrozumieniu głowami i odwzajemnili uśmiech, który po chwili namysłu zniknął z ust zaniepokojonej Mai.

Jeszcze chwilę temu zadowolona z wyjazdu dziewczyna, odetchnęła głęboko i porozumiewająco spojrzała na przyjaciółkę, która dobrze wiedząc o co chodziło, wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się lekko, odzywając się po chwili:

- Spokojnie, z mamą akurat w tej sytuacji nie będzie znacznego problemu - oznajmiła, bujając beztrosko nogami w powietrzu. - Wiesz, mam argumenty, które są za mną, a nie przeciwko. Po pierwsze: będziemy tam trzy dni, ojciec będzie miał nas "na oku", jedzie z nami tylko dwóch, niegroźnych chłopaków i najważniejsze: Alec również będzie w tym samym mieście co my, tylko, że znając go będzie spał w hotelu, a nie z nami lub u ojca.

- No to czemu nie jedziemy z nim?

- Oj, Simon! To proste. Jest nas pięciu, a z Aleciem - i Magnusem - będzie nas więcej. A samochód tylko pomieści pięć osób... No chyba, że masz siedmioosobowe auto... - przerwała i spojrzała na niego oczekująco, a nie otrzymując odpowiedzi kontynuowała: - No widzisz, musisz niestety prowadzić, bo na razie jako jedyny masz prawko, słońce. - Mrugnęła do niego zadowolona i zeskoczyła z ławki, po czym udała się wraz z Clary do łazienki.

- A propos prawka - westchnął po chwili ciszy brunet, patrząc tępo na duży zegar wiszący nad tablicą. - Za tydzień mam egzamin, a kompletnie mi to nie idzie - stwierdził załamany, przypominając sobie poprzednie nieudane egzaminy oraz nieznośne i wkurzające jazdy, które na samą myśl wywołują u niego nieprzyjemne ciarki, a co gorsze - trzęsące się dłonie, które jak na zawołanie dały mu o tym znać.

Lewis widząc stan nieświadomego chłopaka, wziął w swoje dłonie te większe i uwięził je w szczelnym uścisku, co jakiś czas uspokajająco je gładząc.

Może to idiotyczne, ale jego stan spowodowany tylko i wyłącznie głupim oraz na ogół banalnym egzaminem tak go zmartwił, że nawet słysząc dzwonek i głos nadchodzącej nauczycielki nie przeszkodził mu w długim i dość czułym uścisku, którego po krótkim cmoknięciu bruneta policzka przerwał zszokowany nastolatek, zeskakując szybko z ławki na wolne krzesło.

- Ekhm! Panie Lewis czy mógłby Pan usiąść jak cywilizowany, młody człowiek na krześle? - Usłyszał nad sobą głos zniecierpliwionej kobiety, która po jego kiwnięciu głową klasnęła w dłonie i podeszła do tablicy pisząc na niej temat lekcji. A uspokojony i mniej czerwony Santiago, szarpnął delikatnie rękaw bluzy szatyna i szepnął do niego cicho:

- Simon złaź z ławki, bo jeszcze Ci da uwagę lub co gorsze dla Ciebie weźmie Cię do odpowiedzi. - Wystarczyło tylko jedno słowo, a ten szybko zerwał się z miejsca i usiadł tuż obok zadowolonego Raphaela, który po chwili niemal nie zemdlał zszokowany i roztrzęsiony na miejscu. A to tylko przez jedno, proste zdanie śmiertelnie wypowiedziane przez przyjaciela siedzącego obok:

- W sobotę Raphael jedziemy na małą przejażdżkę, a Ty prowadzisz.

- N-nie ma mowy, Simon!

- No właśnie, nie ma mowy, Raphi... - mruknął szatyn, nieznacznie pochylając się w jego stronę, przez co ten przełknął ślinę i zagryzł wargę patrząc wprost w brązowe, poważne, ale ciepłe oczy Lewisa.

Cholera! Jakie masz piękne, orzechowe oczy, których nawet jedno spojrzenie wyczynia ze mną co tylko chcesz! I na dodatek to wykorzystujesz to mały, seksowny draniu... Zaraz seksowny?! - Zamrugał zszokowany swoimi myślami i spuścił wzrok na swoje dłonie.

- ...i dlatego nauczę Cię jeździć - zakończył pewny swego nastolatek, który spojrzał na spokojnego przyjaciela i uśmiechnął się dumny, że chociaż raz ten go posłuchał i prawie bez żadnych protestów przystał na jego propozycję.

Bo cisza to zgoda czyż nie?... Ech nie ważne, to i tak dla niego nie miało znaczenia, bo i tak postawiłby na swoim i siłą zaciągnąłby go do swojego auta.

#####

Większość zdecydowała, więc o to pierwszy rozdział. Następny pojawi się niedługo😉

Poskromić Złośnika // MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz