Rozdział 9

2.4K 216 21
                                    

- Witaj Alecu. - Słysząc jego jak zawsze zachrypnięty głos - który już w pierwszej chwili, nie wiadomo dlaczego, przyprawił go o przyjemne dreszcze - zagryzł mocno wargę i automatycznie spojrzał w jego brązowe oczy. Oczy, w których spodziewał się zobaczyć rozbawienie i pogardę na jego zachowanie, lecz jak tylko zetknęły się ich spojrzenia, a w nich kryła się ulga i jakaś dziwna iskra, odwrócił szybko wzrok i odchrząknął wymownie.

- Ekhm! Możesz mnie puścić?

- Mi też miło cię widzieć, Magnusie - odparł sobie brązowooki i zamiast postawić Aleca na ziemi, przyciągnął go bliżej siebie, tak by poczuć jego szybko bijące serce, które ze wściekłości omal nie wyskoczyło na zewnątrz. - No dobra, sorry za to, ale musiałem po prostu. - Uśmiechnął się promiennie, poprawiając swój chwyt, kiedy zobaczył wściekłe spojrzenie niższego. Wiedział, że Lightwood jest zły za niespełnienie jego woli, a nie jego gadkę, ale przecież mógł zagrać głupiego i trochę się z nim podrażnić. Bo błękitnooki musiał dostać jakąś karę za narażenie swojego życia na rzecz głupiego soku. A przytulas w jego przypadku sprawdzał się idealnie - nie dość, że wkurzał chłopaka, to siebie uszczęśliwił z powodu możliwości bycia bliżej niego bez zbytniego narażania się. No oczywiście do czasu, bo choćby chciał to nie mógł trzymać go tak w nieskończoność...

- Hej, słuchaj mnie! - Lightwood uderzył go z całej siły w bok, przywracając go tym samym do stanu rzeczywistości. - Puść mnie w końcu! - syknął wprost w jego zaskoczone oczy.

- Poproś grzecznie, a może rozważę to. - Uśmiechnął się wyzywająco, po czym dla pewności, że są sami, rozejrzał się dookoła. - No dalej, powiedz to - wyszeptał mu do ucha, specjalnie dotykając jego płatek ustami.

- Przestań mnie wkurwiać, tęczusiu! - Odchylił głowę jak najdalej od niego i zaczął się szarpać, bo z pewnością nie zdąży na lekcję jak dalej będzie w tym durnym sklepie z tym irytującym gnojkiem.

- Mam imię, groszku - odparł, zacieśniając swój stalowy uścisk, który niestety z każdą minutą słabł na sile, przez co ich bliskość stawała na włosku i była bliżej końca niż dotychczas.

- A ja nie jestem warzywem, idioto! - Szarpnął się na tyle, by wydostać jedną nogę z objęcia, którą od razu pochwycił chłopak, starając się nie popuszczać uścisku.

- Ej, tylko nie tak brzydko, Aniele...

- Nie anieluj mi tu, groszkuj i co tam jeszcze, tylko puszczaj, bo nie dość, że spóźnię się na zajęcia to jeszcze ty wylądujesz w szpitalu, a potem na policji za przetrzymywanie siłą bezbronnej osoby!

- No nie, teraz to naprawdę przegiąłeś! - mruknął lekko podenerwowany Bane, przybliżając twarz bliżej jego gorących, rumianych policzków.

- Co ty robisz?! - wrzasnął z pewnością na cały sklep, czując ciepłe usta na swoim odkrytym obojczyku, co mógł dla ich dobra przemilczeć. Lecz już kradzieży ostatniego soku porzeczkowego i to jego ulubionego nie mógł zbyć tak łatwo, ba! Nie chciał nawet tego robić. Bo kto normalny o zdrowych zmysłach bezprawnie oraz bezczelnie kradnie ostatni, zaklepany sok z rąk kupującego? Z jego rąk! Z tych, którymi za chwile udusi tego bezczelnego, zidiociałego głupca na miejscu. - Ty dupku, oddawaj mi to! - Znów krzyk wydostał się z jego wnętrza, które wzbudzone aż tak bardzo, pomogło mu bez jakichkolwiek starań wydostać się z jego objęć i jak w transie zabrać... wyszarpać swoją własność z teraz lekko drżących dłoni, które z ostrożnością i refleksem uchroniły wstrząśniętą twarz przed nadchodzącym atakiem. - Jeszcze raz to zrobisz to na jednym razie się nie skończy!

- A czego mam nie robić? Wiesz, nie wiem, czy ci chodzi o sok czy o...

- O wszystko! - Po raz ostatni podniósł głos, lecz słabiej, bo od bezustannego krzyku gardło go rozbolało. - Na Anioła, jeszcze tabletki muszę kupić - westchnął, odchodząc od zaskoczonego chłopaka, który wiedząc, że przez ten wybryk spartaczył sprawę na całego, przetarł czoło i ruszył do innego sklepu odkupić swój błąd. Miał nadzieję, że ostatni, bo kolejny na pewno skończyłby się dla niego katastrofą. Nie dla Aleca, tylko dla niego, bo co jak co, ale on nie pobiłby go za głupi sok czy co tam innego, ba! On w ogóle nie zdobyłby się na użycie pięści w stronę tego coraz bardziej interesującego nastolatka. Kogoś innego z pewnością, by grzmotnął za pyskowanie czy próbę obicia twarzy, lecz Lightwooda nie. Może dlatego, że z każdą nową sytuacją coraz bardziej cenił go. Lubił za postawienie mu się. Za to, że nie bał się go, bo cóż każdy w szkole, a nawet w dzielnicy omijał go szerokim łukiem, bojąc się nawet z nim przywitać czy spojrzeć w jego stronę. A ten z pozoru zwykły nastolatek bez żadnego za-jąkania zwyzywał go od idiotów i omal nie pobił za wyrwanie mu soku. Nie za malinkę, spoczywającą na jego delikatnej, kuszącej mlecznej skórze obojczyka, która z każdą kolejną myślą przyciąga go bliżej siebie, by skosztować ją jeszcze raz i jeszcze, dopóki się nią zaspokoi na tyle dobrze, by oderwać się od niej bez chęci natychmiastowego przylgnięcia do niej. Ech, może jeszcze będzie mieć okazję skosztowania jej jeszcze raz, bez wkurzania chłopaka... Dobra, mniej myślenia, a więcej czynów. Przecież samym rozważaniem nie zdobędzie aprobaty Lightwooda, u którego w tej chwili nie ma nawet szans.

- Alexandrze, mam nadzieję, że przekonam cię do siebie - mruknął, wychodząc z pakunkiem ze sklepu.

Poskromić Złośnika // MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz