Rozdział 32

1.9K 160 13
                                    

- Alec, zostajesz przez kilka dni sam w domu! - Usłyszawszy krzyk Izzy z salonu, nalał szybko sobie soku do szklanki, po czym ruszył do pomieszczenia, gdzie usiadł naprzeciwko matki i siostry, pytająco na nie spoglądając.

- Dlaczego? - spytał, zauważając, że te nie spostrzegły jego miny, co w ich przypadku było zrozumiałe, bo one nie zawsze potrafiły czytać z jego min.

- Jadę do taty na kilka dni, a mama musi coś akurat załatwić w Los Angeles, więc podwiezie mnie do niego - odparła spokojnie brunetka, popijając gorącą czekoladę.

Lightwood słysząc słowo "tata" zagryzł mocno wargę, by nie wszczynać niepotrzebnie kłótni, która w ich przypadku i tak skończyłaby się na krzyku Maryse i szlabanie na słuchaniu jego ukochanego zespołu, a co gorsza: mogła mu nawet zabronić wyjazdu na wyczekiwany od dłuższego czasu koncert, który zbliżał się nieobliczalnie wolno - co go niewyobrażalnie wkurzało.

- Kiedy jedziecie? - spytał, spoglądając na cichą Maryse, która czując wzrok syna na sobie odchrząknęła i odparła rzeczowo, wywołując u niego mimowolny uśmiech. Bo cóż, to było mu nawet na rękę, wiedząc, że właśnie dzisiaj ma wpaść do niego pewien nachalny nastolatek, który jak się domyślał dotrzymuje swojego złożonego słowa, a brak domowników w domu nie przysporzy mu problemów z tego powodu.

¤¤¤¤¤

Nadeszła godzina wyjazdu rodziny. Kobiety były już spakowane i gotowe do wyjazdu, więc Alec jako dobry syn i brat pomógł zapakować walizki do bagażnika, po czym przytulił każdą z nich na do widzenia.

- Nie imprezuj mi tu braciszku! - zachichotała brunetka, całując go w policzek, co ten skomentował przewróceniem oczami i prychnięciem, obrywając za to mocno w ramie.

- O! Widzę, że ktoś tu musi więcej poćwiczyć - stwierdził spokojnie, rozsmarowując ramię, które musiał przyznać trochę go zabolało, ale przecież nie przyzna tego przy Isabelle. - Jak wrócisz zabieram cię na trening do Hodge'a.

- Okey, ale i tak wiem, że cię to zabolało, słabiaku! - zachichotała, wsiadając do samochodu, gdzie zapięła pasy i mrugnęła do niego, życząc mu w myślach udanego wieczoru z jej przyszłym "bratowym".

Tak, słyszała rozmowę chłopaków, co oczywiście ją niezmiernie ucieszyło, bo według niej idealnie do siebie pasowali, co chyba wszyscy zauważyli oprócz ich samych. Śmieszne, że oni byli aż takimi ślepcami w stosunku do siebie i swoich uczuć. Bo już po ich ciągłym przytulaniu i spojrzeniu można było to zauważyć. A ci kretyni przebywali ze sobą coraz więcej czasu, w ogóle tego nie zauważając. No, ale za jakiś czas pewnie któryś z nich przejrzy na oczy i weźmie sprawy w swoje ręce, kim oczywiście będzie Bane, bo jej brat nawet jak to zauważy to i tak nic nie zrobi. Tego jest stuprocentowo pewna. Zna brata i wie, że ten rzadko bierze sprawy w swoje ręce, nawet wtedy gdy na czymś mu naprawdę zależy. Woli już cierpieć w samotności niż przyznać się do uczuć, bojąc się ośmieszenia w oczach innych. I tu właśnie według niej jest największy problem. Alec zbyt poważnie przejmuje się opinią innych, co z każdą nową sytuacją rujnuje mu życie i psychikę, która przy Magnusie stopniowo się polepsza. Magnus jest jego "lekiem", którego jak codziennie nie przyjmie to staje się znów opryskliwy i zmierzły, dlatego choć jedno ich spotkanie ratuje jej i innych życie od "strasznego" Aleca. Jej brata, który właśnie uśmiecha się do niej szczerze, co również jest wyczynem Bane'a - za co jest mu niezmiernie wdzięczna.

- Jedźcie ostrożnie! - Usłyszała czarnowłosego, do którego pomachała intensywnie, po czym pogłośniła radio, przygotowując się do długiej i męczącej przed nimi podróży.

Za to Alec odwrócił się w stronę drzwi i ruszył do opustoszałego domu, w którym spędzi sam ze sobą pięć dni. Co go trochę zmartwiło, bo nie lubił zostawać sam w tak dużym budynku bez żadnej żywej mu istoty.

Nie! Wcale nie bał się duchów. Co to, to nie! On jest przecież dorosłym, stu osiemdziesięcio centymetrowym mężczyzną, którego każdy w szkole się boi. Dlatego więc nie przystaje mu się bać jakiś nieistniejących, wymyślonych stworów, które z opowieści straszą zawsze w nocy...

Wzdrygnął się lekko, zabierając czyste ubrania z pokoju, w którym zadecydował, że weźmie długą kąpiel, po czym pójdzie szybko spać - co też po godzinnym pobycie w łazience, uczynił, kładąc się na miękkim dobrze znanym mu materacu i odpłynął w objęcia Morfeusza, kompletnie zapominając o odwiedzinach pewnego seksownego nastolatka.

Nastolatka, który właśnie w tej chwili - czyli godzinę po zaśnięciu Lightwooda - zjawił się pod czarnowłosego domem.

Zafiksowany Bane wziął drobny kamień i rzucił nim wprost w okno niebieskookiego, chcąc dać tym znać żeby ten otworzył mu drzwi lub okno. Było mu wszystko jedno czym, by do niego wszedł, byle tylko znalazł się blisko niego i mógł przytulić go do siebie.

Uwielbiał ich bliskość to musiał przyznać, dlatego kiedy po kilkukrotnym uderzeniu kamykami w zamknięte okno nastolatka nie dostał żadnej odpowiedzi wypuścił ze świstem powietrze i rozejrzał się po piętrowym budynku.

- Ech, czyli zostaje mi druga opcja - westchnął, drapiąc się po szyi, spoglądając na rosnące drzewo w pobliżu okna jego Anioła.

¤¤¤¤¤

- Cholera! - Wybudził go ze spokojnego snu stłumiony wrzask dochodzący spod... jego okna?

Zaskoczony jak i przerażony przełknął głośno ślinę, zarzucając na siebie kołdrę, próbując się schować i uspokoić.

- Wiedziałem, że duchy istnieją! - mruknął pod nosem, modląc się w duchu, by zostawiła go ten okropna zjawa w spokoju.

Nie chciał dziś umierać i to w taki sposób! Miał jeszcze tyle przed sobą. Był młody, niewinny i samotny. Chciał doświadczyć wszystkiego w swoim życiu: począwszy od prawdziwej miłości, wspólnej starości z ukochaną osobą, a co dla niego teraz najważniejsze - wymarzonego koncertu w Los Angeles.

- Cholerny but!

- Bierz, co chcesz! Tylko błagam daj mi trochę pożyć! - krzyknął wstrząśnięty, kuląc się w sobie.

- Alec?! Otwórz te okno! - Usłyszawszy dziwnie podobny mu głos, otworzył powoli oczy i ostrożnie wyjrzał zza swojej skrytki. - Błagam, bo dłużej nie wytrzymam!

- Magnus? - chlipnął cicho, podchodząc powoli do okna, które po chwili otworzył i omal nie zemdlał, zauważając wiszącego na jego parapecie bruneta.

- Alexandrze, mógłbyś mi pomóc? - spytał coraz słabszy chłopak, który dzięki natychmiastowej reakcji Lightwooda został wciągnięty do bezpiecznego pokoju kolegi. - Dzięki! - wydyszał, posyłając po chwili oniemiałemu błękitnookiemu lekki uśmiech. - Alec? - spytał zmartwiony, zauważając jego trzęsące się dłonie i spływające po policzkach łzy.

- Tty...

- Spokojnie! - Podszedł szybko do chłopaka i mocno go przytulił, gładząc uspokajająco jego plecy. - Ciii, spokojnie...

- Ty kretynie! Mogłeś zginąć, gdyby nie ja, idioto! - krzyczał wstrząśnięty Alec, który po chwili zaczął go lekko uderzać w brzuch. - Idiota! Kretyn, co ja bym bez ciebie zrobił, Magnus?! - wrzasnął głośno wybuchając jeszcze większym płaczem, szokując tym nastolatka.

- Kochanie, uspokój się proszę - mruknął cicho Bane, biorąc go na ręce, po czym usiadł z nim na łóżku, wciąż tuląc go do swojej piersi.

- Uspokoić?! Serio! - krzyknął zdenerwowany czarnowłosy, spoglądając w jego oczy. - Magnus, jesteś... - przerwał, zdając sobie sprawę, że powie coś czego potem będzie żałował.

- Kim jestem?

- Głupi i lekkomyślny - odparł pierwsze co mu przyszło na myśl - co nawet w tym przypadku było trafionym spostrzeżeniem. - Jak mogłeś narażać życie w taki sposób? I to po co? By tylko spełnić swoje zdan...

- To wszystko dla Ciebie, idioto! - pomyślał brunet, namiętnie całując zaskoczonego Lightwooda w usta.

####

Przepraszam za błędy, ale po prostu padam zmęczona :(
Dziś trochę dłuższy rozdział i znów przesłodzony xD No, ale taka już moja wena :D

Dziękuję za gwiazdki, komentarze i tak liczne czytanie tego czegoś.
Do następnego!

Poskromić Złośnika // MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz