Nastał poranek. Dotychczas pokrążony w mroku pokój został oświetlony pierwszymi promieniami słońca, które niemiłosiernie padało na spokojną, pogrążoną w śnie twarz błękitnookiego, który po chwili czując ciepło na twarzy, otworzył powoli oczy i przeklął pod nosem.
- Cholerne, cudowne słońce - mruknął, przecierając zaspane oczy i spojrzał na zegar wiszący naprzeciw niego. - Dobra, trzeba iść pobiegać - westchnął, zrywając się z ciepłego łóżka i ruszył do szafy, biorąc z niej potrzebne rzeczy, po czym wszedł do łazienki, gdzie dziesięć minut wystarczyło, by należycie przygotować się do rozpoczęcia dnia.
- Od razu lepiej! - Uśmiechnął się szeroko, zakładając słuchawki i wychodząc na świeże powietrze, gdzie odetchnął głęboko i ruszył swoją codzienną ścieżką w tylko w sobie znanym kierunku.
Bieg tak samo jak łucznictwo zawsze dawało mu uczucie spokoju i błogiego relaksu, przy którym mógł pobyć sam ze sobą, nie martwiąc się swoimi problemami i osobami, które na ogół wkurzały go codziennie przez pół dnia tylko swoją obecnością. Dlatego uwielbiał biegać, bo dzięki temu jeszcze nie zwariował i mógł uwolnić się choć na chwilę ze swojej wewnętrznej klatki, która tylko przy sporcie otwierała się, przy tym uwalniając tego prawdziwego Aleca, a nie udawanego. Przez sport pokazywał siebie w całej swojej okazałości. Nie krył się za ironicznym uśmieszkiem; mrożącym krew w żyłach, zimnym wzrokiem; idiotycznych odzywkach, które poniżały jego rozmówcę oraz za zaciskaniem pięści, które już z przyzwyczajenia wiedziały kiedy mają się naprężyć i uwolnić swoją całą złość na poszkodowanej osobie. I choć były ich tylko dwa przypadki to zawsze i to zawsze żałował swojego postępowania, chcąc cofnąć się w czasie i zapobiec tym sytuacją, nawet jeśli jednemu się naprawdę należało...
Potrząsnął głową, pozbywając się przykrych wspomnień i przyspieszył swój bieg, chcąc jak najmocniej zmęczyć się i poczuć w końcu, że żyje, a nie wegetuje w tym wielkim świecie, gdzie nie istnieje nawet jedna osoba, przy której mógłby się otworzyć i pokazać swoją prawdziwą twarz, nie martwiąc się nadchodzącym jutrem...
- Raphael, ale żeś się schlał! - Usłyszał znajomy mu głos, więc ciekawy czy dobrze odgadł osobę, ruszył w stronę dochodzących głosów, które z każdym krokiem stawały się coraz bardziej zrozumiałe i głośne.
- Co ty gadasz? To tylko... tylko mało piw! - odparł, zataczając się w lewo, gdzie gdyby nie stalowy uścisk szatyna wpadłby na ścianę pobliskiego sklepu spożywczego.
- Taa, od kiedy pięć piw to mało?
- Nie wymądrzaj się tylko prowadź mój ogierze! - wykrzyknął, uwalniając się z objęć, po czym jak gdyby nic skoczył od przodu na chłopaka, mocno tuląc się do niego. - Jaki jesteś cieplutki! - zachichotał, cmokając odkrytą skórę szyi, w którą po chwili skrył swoją zaczerwienioną twarz.
- Ech, co ja z tobą mam - mruknął, trzymając go tak mocno jakby za chwilę miał się od niego odkleić.
- Same superlatywy!
- Ach tak?
- No jasne! - odparł, spoglądając w brązowe tęczówki przyjaciela. - Dzięki mnie nie nudzisz się sam w domu. Chodzisz ze mną na imprezy...
- Raphael, my nie byliśmy na żadnej wspólnej imprezie.
- Ale pójdziemy! - burknął i kontynuował: - Masz z kim grać w gry, szczerze pogadać, bo wiesz ja zawsze jestem dla ciebie i tylko dla ciebie! Nikt się nie liczy tylko ty, mój kochany prymusie! - zachichotał, przysuwając swoją twarz bliżej Lewisa, który przez bliskość z brunetem przełknął ślinę, próbując nie patrzeć na te pełne - z pewnością - słodkie usta.
- Raphael...
- Masz piękne oczy, wiesz? - spytał, patrząc prosto w nie, wciąż przybliżając się tak, by w końcu zetknąć ze sobą nosy, które mogły bez żadnego problemu wyczuć wciąż krążący po ich organizmach alkohol zmieszany z ich perfumami.
- Przest... - przerwały mu usta, przylegające do jego warg, które po chwili zachłysnęły się powietrzem i oddały pocałunek, wpijając się w nie z tak wielką zażartością, że Santiago z trudem za nimi nadążał.
Chłopcy tak bardzo zajęci sobą i obezwładniającym ich uczuciem, nie zauważyli nawet, że stoją na środku ulicy i prawie rozbierają siebie nawzajem.
Santiago, chcąc doświadczyć więcej tego uzależniającego, dotychczas nie znanego mu stanu, oderwał się od niego i stanął na proste nogi, by po chwili znów wbić się w te ciepłe i delikatne w dotyku usta, które aż błagały, by zająć się nimi należycie. Dlatego starał się jak mógł wypieścić je tak jak nigdy nikt inny.
Simon, czując lekkie skubanie i zaciąganie warg jęknął cicho, przyciągając chłopaka za szyję bliżej siebie. Chciał go dogłębnie poczuć, poznać czułe miejsca, a co najważniejsze nasycić się tą chwilą, bo z pewnością drugiej szansy już nie dostanie. Dlatego czerpał z niej tyle ile mógł, do czasu, kiedy ręka Santiago wpełzła pod jego koszulkę badając jego lekko umięśniony tors.
- Nie, Raphael. - Oderwał się od chłopaka, spoglądając na jego całą w rumieńcach twarz, opuchnięte wargi, które były seksownie zagryzane przez zęby oraz oczy, w których kryło się jedynie pożądanie.
- Nie podobało ci się? - mruknął smutno, bawiąc się rękoma, które po chwili zostały uwięzione pomiędzy ciepłymi, ciut mniejszymi dłońmi.
- Podobało mi się i nawet nie wiesz jak bardzo, lecz nie powinno się to stać.
- Dlaczego?!
- Jesteś pijany...
- Nie jestem! Simon weź nie gadaj głupot tylko choć tu do mnie! - Przyciągnął go do kolejnego pocałunku, którego po chwili przerwał szatyn. - Simon...
- Chodź, jest już późno - mruknął, unikając jego zbolałego wzroku i pociągnął go w stronę Lightwooda, który z uśmiechem na ustach oddalił się od nastolatków, postanawiając w końcu wrócić do domu.
- Ach, ci zakochani! - Zaśmiał się, skręcając w pierwszą od lewej, uliczkę.
#####
Trochę Saphael'a nie zaszkodzi. Przepraszam, że tak mało na razie Maleca, ale już od kolejnego rozdziału będzie go coraz więcej ;))
CZYTASZ
Poskromić Złośnika // Malec
FanficAlexander Lightwood to zbuntowany nastolatek, do którego nikt się nie zbliża. Co się stanie, gdy do jego liceum dojdzie chłopak gotowy postawić mu się poprzez zbliżenie się do jego siostry? Informacje: * Magnus jest wyższy od Aleca. * Inspirowane f...