Rozdział 6

2.7K 203 15
                                    

- Wychodzę na dziesięć minut do sekretariatu. Proszę kończcie swoje prace w ciszy i nie chodźcie po szkole! - Nauczyciel podniósł głos na zbuntowaną młodzież, która na chwilę zamilkła, by już po minucie znów zrobić hałas.

Po wyjściu nauczyciela, Magnus skomentował zachowanie kolegów przewróceniem oczami, wciąż zajmując się swoim dziełem. Nie wiedział jeszcze, co to jest i do czego mu się przyda, ale robił to, bo po pierwsze: chciał dostać dobrą ocenę; po drugie: miał dość słuchanych epitetów, którymi obrzucali go bliscy; po trzecie i najważniejsze: chciał to podarować niebieskookiemu, by się mu przypodobać i oczywiście, by ten znalazł jego cechę użytkowalności. Domyślał się, że chłopak przy tym upokorzy go i wyzwie od idiotów, że robi coś, a nie wie co. No, ale nic na to nie poradzi, że chce zobaczyć jego szczery uśmiech i tą jeszcze nie widzialną w jego oczach iskrę. Iskrę, która da mu nadzieję, że chłopak otworzy się przed nim i pokaże prawdziwą twarz Alexandra Lightwooda, a nie fałszywą, wiecznie opryskliwego nastolatka. Ale jakiego seksownego...

Potrząsnął głową, odrzucając nadchodzące - brudne - myśli dotyczące czarnowłosego. Aby znów nie odpłynąć, wziął kolejną potrzebną część projektu i zabrał się za jej lutowanie. Wykonywał wszystko bardzo dokładnie i jak na niego zbyt delikatnie. Każdą rzecz przykładał, obracał, ustawiał pod innym kątem, sprawdzając czy aby na pewno pasuje artystycznie, przez co dobierał coraz mniej prętów, dysków, puszek, czy czego tam znalazł lub podwędził zagadanemu sąsiadowi. Lubił zwracać uwagę paplom czy śmieciarzom, lecz teraz nie zbyt chciało mu się to robić. Bo jakby to zrobił, to umyślnie, by pomógł tym nic nie myślącym nastolatkom. Przez niego, a raczej dzięki niemu, wystraszeni wróciliby do pracy i tym samym dostaliby dobre oceny.

A on tak szczerze nie chciał tego, bo jakby tu powiedzieć: nie lubił pomagać ludziom takim jacy mają go gdzieś i wymyślają coraz głupsze plotki o nim. Więc po co ma im pomagać nie mając z tego nic dobrego? No właśnie, nie ma powodu tego robić.

Dlatego woli milczeć i słuchać tych głupot wypowiadanych przez durnych nastolatków, a później z uśmiechem na ustach patrzeć na te zrzędne i niezadowolone miny.

- Cześć. - Słysząc skądś mu znany głos, oderwał wzrok od rzeźby i podniósł w zapytaniu brew, widząc znów tego samego chłopaka co kilka dni temu.

- Mamy dla ciebie propozycję. - Dopiero po wtrąceniu drugiego nastolatka zauważył, że było ich dwóch. Dwóch dziwnie szczęśliwych chłopaków. Jak tak na nich spojrzał to pierwsza myślą, która mu się nasuwała...

- Jesteście parą? - spytał zaciekawiony, czy jego skojarzenie było trafne, ale widząc ich rozszerzone oczy i otwarte usta, machnął ręką i wrócił do pracy.

Simon, bo ten jako pierwszy wrócił do normalnego stanu, dźgnął łokciem brzuch Santiago i wymownie na niego spojrzał. Ale widząc, że ten nie wie o co mu chodzi, odetchnął głęboko i zaczął:

- Wiemy, co chcesz zrobić z Aleciem Lightwoodem...

- Skąd to wiecie? I co wam to do tego? - mruknął, wściekle na nich spoglądając.

- Szczerze? - Po raz pierwszy od dłuższego czasu odezwał się brunet, a otrzymując potwierdzenie głową, wziął głęboki wdech i zaczął: - Tak naprawdę to był nasz pomysł z tą randką. My to zaplanowaliśmy, a Sebastiana wkręciliśmy, bo on ma hajsu jak lodu, a ja, powiedzmy szczerze jestem biedny jak mysz kościelna. Dziesięć dolców to nic przy pięćdziesięciu, co nie?

Nie liczą się pieniądze, tylko człowiek wy durnie! - krzyknął w myślach oburzony, że wszyscy na tym chorym świecie patrzą wyłącznie na kasę. Dla niego większe znaczenie ma okazywanie czułości bliskim osobom, rozmowa z drugim człowiekiem, który nie chce go w jakikolwiek wykorzystać czy po prostu wywoływanie szczerego uśmiechu. Bo uśmiech w tym szarym, nudnym i zabieganym świecie jest czymś wyjątkowym.

Ale przecież im o tym nie powie. Wyszedłby jeszcze na jakiegoś dziwaka lub gorsza - miłego! A on już dobrze wie, że to by się dla niego źle skończyło. Straciłby złą reputację czego skutkiem byłoby włażenie mu na głowę...

Simon, widząc dziwną minę Bane'a i smutnego Santiago, odchrząknął wymownie, próbując tym samym zwrócić całą uwagę na siebie.

- Raphael ma rację. - Posłał mu pokrzepiający uśmiech, który z nie wyjaśnionych im przyczyn wywołał u nastolatka rumieńce i nieśmiały uśmiech. - Ale nie o tym. Jesteśmy tu, by ci pomóc w "oswojeniu" Aleca. - Zrobił cudzysłów w powietrzu i kontynuował, a raczej miał zamiar, bo zanim otworzył usta brunet się odezwał.

- Oswoić możesz zwierzę, a nie człowieka! - burknął wściekły, posyłając mu swoje "łagodne" spojrzenie.

- Przepr...

- Ale wybaczam, bo wiem, że jesteście jeszcze młodzi i napaleni na wszystko co się rusza - mówił, spoglądając raz na Lewisa, a raz na Santiago. - Więc... mówcie, co chcieliście i wychodźcie, bo w tej chwili nie mam na was czasu.

- Tak jak wspominałem pomożemy ci z Aleciem. Raphael wypyta o niego jego siostrę. Wiesz, powie co on lubi, jaki ma typ i takie tam różne. A ty to wszystko wykorzystasz i zdobędziesz go.

- To wszystko? - spytał, bo cóż to był dobry pomysł. Zważywszy na to, że wie tylko jedną rzecz, której niebieskooki nie lubi. No dwie, gdyby do romansideł doliczyć Sebastiana Verlaca.

- Tak... to my już idziem...

- Jeszcze jedno! Wiesz, dasz nam numer telefonu, bo nie za bardzo mamy się z tobą skontaktować.

- Ech, niech wam będzie - mruknął, wyciągając telefon z kieszeni. - Macie. - Podał zapisany na kartce swój numer, po czym tak jakby ich tu nie było wrócił do swojego zajęcia. A zadowoleni nastolatkowie, mruknęli podziękowania i szybko opuścili pomieszczenie, zostawiając zajętego Bane'a, sam na sam ze swoim wynalazkiem.

Poskromić Złośnika // MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz