Na początku chciałabym wyjaśnić, że shot nie jest mojego autorstwa. Autorką tego cuda jest @flambreeze. Zachęcam was do zajrzenia na jej profil - pisze opowiadanie o Larrym i co prawda ma dopiero jeden rozdział, ale zapowiada się naprawdę ciekawie.
No, to tyle ode mnie 😋****
ACHTUNG
Wiek bohaterów w tym os nie oddaje ich rzeczywistego wieku.
Wyszedłem z klasy, po drodze pakując do torby podręcznik i zeszyt, w myślach będąc już poza murami tego cholernego liceum. Tym bardziej chciałem z niego wyjść, zważając na to, iż tego dnia bynajmniej nie mogłem zaliczyć do najlepszych, jakie mi się w życiu przytrafiły.
Idąc do szkoły wdepnąłem w całkiem sporą kałużę, skutkiem czego do teraz mam mokre buty. Zapomniałem zeszytu na fizykę, czego na szczęście pani Williams nie zauważyła, ale u pana Marcusa już tak bardzo mi się nie poszczęściło- koleś ma chyba jakiś radar w oczach, momentalnie kierujący jego wzrok w stronę ławki ucznia, który akurat zapomniał projektu z domu. W dodatku mój jedyny długopis się wypisał, a moja wspaniała klasa oczywiście nie była na tyle łaskawa, by użyczyć mi jakiegoś innego, choćby cholernego rysika, przez co pół matmy siedziałem bezczynnie, nie będąc nawet w stanie niczego zanotować. W dodatku teraz pan Carter nie wyglądał na specjalnie przychylnego co do mojej oceny semestralnej i, jakżeby inaczej, nie raczył odpuścić mi ostatniego sprawdzianu, z którego pół klasy dostało jedynki. Nawet nie zgodził się, żebym poprawił go w przyszłym tygodniu. "Louisie Tomlinsonie, zupełnie nie zdajesz sobie sprawy ze swojej sytuacji. To się dzieje, kiedy całe półrocze macie daleko w swoim nastoletnim zadku nauczyciela, jego ciężką pracę, starania i wiedzę, którą niestrudzenie staramy się wam wbić do tych pustych łbów. Widzimy się jutro albo w przyszłym roku". Dupek.
Zimne powietrze owiało moją skórę, sprawiając, że nawet na jej osłoniętych grubą warstwą ubrań częściach pojawiła się gęsia skórka. Oczy zaczęły łzawić mi od mrozu, a moją największą obawą było to, że z tego przeszywającego zimna po prostu mi zamarzną.
Zrezygnowałem z wyciągnięcia słuchawek, bo nie chciałem narażać moich palców na odmrożenia i szedłem przez puste ulice i chodniki. Sam. Z cholerną gęsią skórką i chujowym humorem. Z masą zadań domowych, nauki i przygotowań do matur. Mając za sobą jeden z gorszych dni w tym roku szkolnym, do domu, w którym zapewne nawet nie czekał na mnie ciepły obiadek. Przewróciłem oczami z poirytowania i bezradności. Jeszcze do końca nie wkroczyłem w dorosłość, a już straciłem ochotę na dalsze życie.
-Lou... Louis... Louis!- usłyszałem za sobą zasapany głos Harry'ego, który rozpoznałbym chyba wszędzie. Poczułem, jak żołądek wykręca mi się na lewą stronę, ale w całkowicie pozytywnym tego sformułowania znaczeniu. Serce podskoczyło mi do gardła i zaczęło bić tak szybko, iż miałem ochotę je przytrzymać, by czasem nie wyskoczyło z mojej klatki piersiowej prosto na Harry'ego. Fala motyli w moim brzuchu momentalnie poderwała się do lotu, jakby Styles właśnie nie podbiegł do mnie, ale do stada jakichś cytrynków czy innego latającego cholerstwa, tym samym płosząc je.
-Biegnę tak za tobą już z pół kilometra...- wysapał, łapiąc się za serce i zatrzymując się zaraz przede mną. Spojrzałem na niego z udawaną krytyką w oczach.
-Szkoła jest może sto metrów stąd- odparłem lekceważąco, na co spojrzał na mnie z wyrzutem.
-Pół kilometra, Louis, nie słyszałeś? Pół kilometra!- starał się mnie przekonać, choć jego dość ironiczny wyraz twarzy mówił sam za siebie. Zaśmiałem się cicho, co on zauważył i odpłacił tym samym. Na kilka sekund w jego policzkach pojawiły się dołeczki, nadające jego twarzy, co wydaje się niemożliwe, jeszcze bardziej uroczy wyraz. Nie po raz pierwszy i pewnie nie po raz ostatni zapatrzyłem się na niego, co nie uszło jego uwadze.