Opis: Louis ma problemy z narkotykami i to Harry jest tym, który musi mu pomóc
*
- Kurwa mać, oddaj mi je, Harry! To moja własność i nie masz prawa mi ich zabierać! - wrzasnął dziewiętnastolatek, patrząc wściekłym wzrokiem na chłopaka przed nim. Szybko przeskakiwał oczami z twarzy do ręki chłopaka, w której była jego własność. - Przestań tak stać tylko mi je oddaj, do cholery! - szybko podszedł do starszego chłopaka i pchnął go na ścianę, starając się wyrwać mu saszetki.
- Robię to dla twojego dobra, nie zachowuj się tak, kochanie. - powiedział spokojnie, nie chciał na niego krzyczeć. Nastolatek po śmierci mamy wpadł w bardzo złe towarzystwo, a branie narkotyków było jego skutkiem. Wiedział, że musi mu pomóc, inaczej jego miłość przedawkuje, a wtedy zostanie sam. - Skarbie... - szybko wypuścił woreczki z ręki i złapał dłoń szatyna, kierowaną w stronę jego twarzy. Mógł się domyślić, że tak to się skończy. - Nie szarp się, nie chcę ci zrobić krzywdy, Lou. - sięgnął do tylnej kieszeni swoich spodni i wyciągnął strzykawkę z lekiem usypiającym. Odsłonił ramię swojego chłopaka i wbił ją, wstrzykując jej zawartość. W takich chwilach cieszył się, że jest pielęgniarzem w szpitalu i czasami udaje mu się wykraść kilka fiolek z lekiem. Wiedział, że jeśli ktoś go złapie będzie miał przejebane, ale robi to dla dobra swojego chłopaka, którego w każdej chwili może stracić.
Gdy nastolatek zaczął zamykać oczy, Styles chwycił go w stylu panny młodej i zaniósł na kanapę w salonie. Następnie przykrył go kocem i kucnął na ziemi, pocierając kciukiem jego policzek. Skóra jego chłopaka była bardzo blada, a pod worki pod oczami robiły się co raz bardziej widoczne. Musnął delikatnie wargi chłopca i podniósł się, idąc do kuchni. Zdecydował, że zrobi na obiad ulubione danie Louisa, jakim jest ryż z kurczakiem.
*
Po dwóch godzinach szatyn zaczął się wybudzać. Nerwowo się rozejrzał, szybko siadając. Poczuł zapach jedzenia i aż zaburczało mu w brzuchu, gdy rozpoznał, że to jego ulubione danie. Okrył się kocem, gdy zrobiło mu się zbyt zimno i spojrzał na Harry'ego wchodzącego do salonu.
- Dobrze, że już wstałeś, słoneczko. Zrobiłem twój ulubiony obiad. - powiedział czule, stawiając przed nim talerz i całując go w czoło.
- H-harry, czy ja znowu... no wiesz, byłem pod wpływem? N-nic nie pamietam. - szepnął, zagryzając wargę i spojrzał na swoje dłonie.
- Byłeś. - skrzywił się i złapał nastolatka za dłoń. - Ale jak zwykle musiałem ci podać lek usypiający, więc było okej. - potarł jego kostki.
- Przepraszam, tak bardzo chciałbym z tym skończyć, ale nie mogę. Nie daję rady. Nawet teraz myślę o narkotykach. - pociągnął nosem i skulił się w rogu kanapy. - Tak bardzo bym chciał, żeby mama tutaj była, Harry. B-bardzo mi jej brakuje, chciałbym jeszcze usłyszeć jej głos. Żeby na mnie nakrzyczała, że jestem aż tak głupi, aby ruszać to świństwo. - rozpłakał się, nie patrząc na chłopaka przed sobą. Czuł się tak żałośnie. - Chcę z tym skończyć, błagam. - wyszeptał i niemal od razu rzucił się, aby wtulić się w ciało starszego.
- Pójdziemy na odwyk, tak? Wszystko będzie dobrze, aniołku. Jesteś taki silny. - przycisnął usta do głowy chłopaka i przytrzymał je tam przez kilka sekund.
*
Louis od ponad roku nie brał narkotyków i nie mógł być bardziej szczęśliwy. Jego oczy znowu miały w sobie ten błysk, skóra odzyskała swój kolor, a włosy blask. Szatyn często się uśmiechał, a kiedy tylko czuł się gorzej, szedł do swojego chłopaka, aby się wygadać. To dzięki niemu udało mu się skończyć z narkotykami i był mu tak strasznie wdzięczny. Sam by przez to nie przeszedł a z Harrym zawsze wszystko jest łatwiejsze. Szatyn sam nie wie czym sobie zasłużył na taki skarb, ale nie mógł narzekać. Czuł, że teraz będzie już tylko lepiej.
*
Mam nadzieję, że wam się spodoba, kochani x