Zgubiony?

1.8K 169 38
                                    

Idę przez mgłę. Nie było mnie w tym miejscu od kilku dni. Wiał zimny wiatr. Zauważyłem, że mam na sobie tylko koszulkę z krótkimi rękawami i wszystkie moje blizny są widoczne. Nie mogę już ich zliczyć. Czasami zastanawiam się, czy cokolwiek na ziemi ulegnie zmianie, kiedy umrę? Jestem świadomy tego, jak mało znaczę i wiem, że świat nie zatrzyma się tylko dla mnie. To trochę jak wyrzucanie zepsutej części z maszyny. Od razu cały mechanizm zaczyna działać lepiej. I tak też jest ze światem.

Moja wędrówka zdaje się nie mieć końca. Zdążyłem już przywyknąć do bycia tutaj. Do strachu, gdy w ciemności stajesz się ślepcem. Do uczucia, jakby coś miało zaraz się przed tobą pojawić. I do niewidzialnych postaci, poniżających mnie jeszcze raz.

"Bezużyteczny kawałek gówna."

      
Nagle, pierwszy raz od lat, usłyszałem głos mojego ojca. To dziwne, że tęskniłem, prawda? Tak, znęcał się nade mną seksualnie, werbalnie, fizycznie, ale nigdy nie chciał mnie zabić. A może jednak?

„Przez ciebie nie żyję!"

Tym razem odezwał się mój najlepszy przyjaciel. Przypomniała mi się chwila, gdy wyznałem mu swoje uczucia. Nie mogę pogodzić się z tym, że odszedł bez pożegnania.

„Jesteś obrzydliwy!"

Uśmiechnąłem się z kpiną. To jego była dziewczyna. Nazywa mnie obrzydliwym, ale to ona rozkładała nogi dla wszystkich chłopakow, którzy byli chętni. Ciekawe, jak wiele za małych ubrań ma w swojej szafie? Chyba nie chcę zgadywać.

Starałem się iść dalej, odcinając od siebie wszystkie głosy. Przyzwyczailem się do nich, przestały mi przeszkadzać.

„Jesteś tak cholernie bezużyteczny!"

Zawahałem się. Czy to głos któregoś z członków zespołu?

„Czy nie możesz zrobić czegoś dobrze?!"

Ten sam głos. Moje serce zaczęlo bić szybciej. To chyba nie może być prawda. Byłem już tutaj wiele razy, wiem, że to nie jest rzeczywistość. Tylko dlaczego nie wierzę w swoje własne słowa?

Osunąłem się na kolana i zakryłem uszy. Za każdym razem ich głosy stawały się głośniejsze. Rzucali we mnie słowami nasączonymi jadem. Czułem, jakby moje serce przeszywał gorący nóż.

Krzyczałem w myślach: „Zbudź się! Zbudź się!".

Niedługo później biel przykryła moje pole widzenia. Otworzyłem oczy, pozwalając im przywyczaić się do fluorescencyjnego światła, zalewającego pokój. Obróciłem głowę w lewo i zobaczyłem Namjoon-hyunga, drzemiącego na krześle. Z trudem usiadłem na łóżku, zrzucając z głowy zimny ręcznik. Podniosłem go i wrzuciłem do miski z wodą, stojącej na podłodze.

Bolała mnie głowa, więc zdecydowałem się udać do kuchni po jakieś leki. Powoli podniosłem się z łóżka, wstając na miękkich nogach. W drodze do drzwi musiałem przytrzymać się łóżka Jin-hyunga. Nagle potknąłem się, a dźwięk mojego upadku rozniósł się po pomieszczeniu.

Namjoon-hyung zerwał się z krzesła, mając zaskoczenie wypisane na twarzy. Jego oczy powędrowały do łóżka, na którym mnie nie dostrzegł. Próbowałem go zawołać, ale nie miałem na to siły. Szybko wyjął z kieszeni telefon i wybrał numer.

- Jin-hyung! Kookie zaginął! - krzyknął z paniką w glosie.

Słysząc go, zachichotałem wewnętrznie. „Hyung! Spójrz za siebie!" myślałem.

Nagle ktoś otworzył drzwi.

- Joon! – krzyknął Jin-hyung.

Namjoon-hyung w końcu odwrócił się i zobaczył mnie na ziemi. Jin-hyung podążył za jego spojrzeniem i obaj westchnęli ciężko.

- Joon, następnym razem najpierw się rozejrzyj, a później mnie wołaj – powiedział z rezygnacją.

- Dobrze, hyung...

- Teraz Kookie. Kochanie, co robisz na podłodze? Przyniesiemy ci  trochę wody i leków. – Jin-hyung podniósł mnie delikatnie, trzymając w ramionach jak księżniczkę.

Zaniósł mnie do stołu, sadzając na jednym z krzeseł. Lubię to ciepło, którym ciągle mnie teraz obdarzają. Chciałbym, żeby było tak zawsze. Wiem, że jestem samolubny, chcąc ich tylko dla siebie, ale ja też potrzebuję trochę troski. Chociaż rozumiem, że nie będę mieć ich dla siebie na zawsze. Ożenią się z pięknymi żonami i będą mieć cudowne dzieci, a ja zostanę sam, w końcu jestem gejem. To, co ona mówiła, było prawdą. Jestem obrzydliwy.

- Kookie? Trzymaj, to woda i twoje leki. Postaraj się ich nie zwymiotować, dobrze? – powiedział, ubierając swój różowy fartuszek. Wygląda na to, że dzisiaj znowu gotuje Jin-hyung.

Przerzuciłem swoją uwagę na przedmioty przede mną. Minęło sporo czasu, od kiedy ktoś się mną tak zajmował. Szybko popiłem tabletki wodą i spróbowałem stanąc na własnych nogach, bez skutku.

Jin-hyung pomógł mi umyć kubek i dał cukierka, mówiąc, że dostają je tylko grzeczni chłopcy, którzy ładnie biorą leki. Zaśmiałem się na jego dziecinne podejście. Wydaje mi się, że każdy w grupie ma w sobie coś specjalnego. Poza mną. Tak. Nie mam nic ciekawego w sobie.

- Kookie, co chciałbyś zjeść? – zapytał.

Powoli pokręciłem głową. Naprawdę, nie powinienem tyle jeść.

- Kookie, zjesz coś, czy tego chcesz, czy nie.

Wzdrygnąłem się, słyszać podniesiony głos hyunga, ale przytaknąłem. Racja, nie powinienem ich złościć, jeśli nie chcę, by znowu mnie krytykowali.

Po otrzymaniu satysfakcjonującej odpowiedzi, JIn-hyung wrócił do gotowania. Wkrótce jedzenie było już gotowe i oszałamiający zapach roznosił się po dormie, przywołując pozostałych do stołu. Gdy tylko zebrali się w jednym miejscu, dźwięk ich śmiechu i brzęk metalu uniosły się w powietrzu. Powiedzmy tylko, że wszyscy mieli świetny obiad.

Nowy [jk-centric, tłumaczenie polskie]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz