30

2.3K 202 13
                                    




Trochę większą aktywność poproszę, bo brakuje mi motywacji.

#wzcssq na Twitterze


Z westchnieniem rzuciła się na łóżko.

Siedemnaste urodziny były najlepszym i najgorszym dniem w jej życiu.

Po tym wszystkim, co wydarzyło się w tak krótkim czasie, miała ochotę położyć się do łóżka i spać przez najbliższe dwa wieki. Miała wrażenie, że ma jej umysł eksploduje od natłoku wiadomości, a kilku godzinne odcięcie się od wszystkiego tylko pogorszyło sprawę.

Nalała wody do miski, wsypała karmę i otworzyła lekko okno, gdyby Yoffrey chciał się przewietrzyć. Potem nie miała już siły. Padła na łóżko, tak jak stała i otulona różowym futerkiem – zasnęła.

Katie rzadko miewała sny, a jeśli już, to były to koszmary. Zazwyczaj budziła się zlana potem w środku nocy, czasami krzyczała, a jeszcze częściej nie działo się nic. Koszmar zapętlał się i trwał do samego rana, dopóki nie zadzwonił budzik.

Tym razem było jeszcze inaczej. Akcja koszmaru rozgrywała się na terenie szkoły. Było późno w nocy, a ona spacerowała w świetle księżyca.

Miała bose stopy. Przy każdym kroku czuła, jak zagłębia się w puchowym i mokrym mchu.

Były obłocone do łydek i poobklejane przez zgniłe liście.

Widziała wszystko swoimi oczami. Powyginane gałęzie, kryształowy księżyc w pierwszej kwarcie i czarne cienie tańczące wokół niej.

Nie bała się. Czuła dziwną odwagę biorącą się ze środka niej. Jakby... Jakby gdzieś z serca.

Szła przed siebie, a cienie razem z nią. Biegały wokół niej, tańczyły, co jakiś czas wychodząc z kręgu, lecz gdy tylko na nie spojrzała cofały się.

Uśmiechnęła się lekko, słysząc melodię. Głos bez wątpienia należał do kobiety. Nuciła pod nosem, a Katie wyłapywała to dzięki świetnemu słuchowi.

Nie szła za melodią, to melodia szła za nią.

Zrobiły krok.

Krąg się zacieśnił, ale nadal pozostawał szeroki.

Jeszcze nie czas, pomyślała.

Szła przed siebie stały tempem. Krok za krokiem, nie było pośpiechu. Gdziekolwiek szła, miała jeszcze czas.

Zrobiły krok.

Nie zaszczyciła ich spojrzeniem. Nie czuła takiej potrzeby.

Jej biała koszula nocna szeleściła przy każdym kroku. Zdawała się rozjaśniać swoją poświatą mroczny las. Była nieskazitelnie biała.

Jeden z cieni wysunął się przed krąg, a ona zmierzyła go spokojnym spojrzeniem. Wystarczyło.

Z drugiej strony wysunął się kolejny.

Pozwolił sobie, by znaleźć się trzy metry przed nią.

Uniosła do góry miecz, którego ostrze rozbłysło w na tle nocnego nieba.

Do tej pory ciągnęła go za sobą po leśnej ściółce.

Bez zawahania wbiła go w sam środek piersi cienia, nie czyszcząc z poprzyklejanej na czubku ostrza ziemi.

Postać zachwiała się na nogach i upadła na kolana, spuszczając w dół głowę okrytą czarną chustą.

Nocna ciszę przerwał dźwięk upadających kamieni – resztek po ciele śmiałka, który odważył się wystąpić z kręgu.

Unosiła się spokojnie na tafli jeziora. Fioletowe włosy okalały jej twarz, a biała koszula przylepiła się do ciała. Wyglądałaby niczym niewinna dziewica w stanie spoczynku, gdyby nie ślady krwi na całym jej ciele.

Nie miała ran, zagoiły się.

A krew nie należała do niej. Zdobiła ją krew zamaskowanych cieni, które zabiła poprzedniej nocy.

Obrzydliwa broń, która widziała więcej śmierci niż wschodów słońca, leżała na jej piersi. Ręce zaciśnięte miała na rękojeści z olbrzymią mocą i nawet Aresowi nie udałoby się jej wyswobodzić.

Twarz dziewczyny była spokojna, jakby wcale nie odbyła walki. Wyglądała jak bogini.

Harmonia. Uosobienie ładu i symetrii. O pięknej urodzie, lecz w dalszym ciągu córka boga wojny.

Przez szczeliny drewnianego pomostu przedostawały się promienie słoneczne.

Był ranek.

Sen stał się rzeczywistością.

Powieki dziewczyny zatrzepotały, niczym delikatne skrzydła motyla.

Oczy nadal spowiła mgła rzednąca z sekundy na sekundę.

Wreszcie zniknęła całkowicie.

Dziewczyna rozejrzała się na boki, a tafla wody wokół niej nerwowo zawirowała.

Palce pobladły zaciskając się mocniej na rękojeści.

Dotarło do niej, co się stało.

Wyszła na brzeg z mieczem w prawej dłoni. Woda skapywała jej z włosów i ubrania, a koszula była przezroczysta.

Nie obchodziło jej to.

Była zagubiona. Po raz pierwszy koszmar senny okazał się jawą.

Niepewnie ruszyła do przodu, podążając ścieżką między drzewami. Każdy kamyk i gałąź wbijała jej się w bose stopy.

Nie obchodziło jej to.

Doszła do domku nie napotykając nikogo na swojej drodze. Nie zastała przyjaciółek, co było jej na rękę. Nie chciała, żeby zadawały niewygodne pytania. Ona też chciałaby znać odpowiedzi.

NatkaSsq

Wybrana z ciemnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz