37

2.2K 135 4
                                    

SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU, MOI DRODZY!

DZIĘKUJĘ ZA 67 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ!

MAM NADZIEJĘ, ŻE ZOSTANIECIE ZE MNĄ DO KOŃCA <3

***

       

Mięśnie paliły ją żywym ogniem.

Po raz kolejny podniosła się z ziemi i spojrzała na trenerkę, którą była jej ciotka. Kobieta podciągnęła rękawy koszuli i zapięła materiał na malutki guziczek, by dobrze się trzymał. Przeczesała włosy i spojrzała na podopieczną.

Katie ciężko oddychała. Podparła ręce na kolanach i spuściła głowę w dół. Przymknęła oczy i zaczerpnęła głęboko powietrza.

— Kondycja czy zmęczenie?

— To i to — odparła szczerze.

America kiwnęła głową. Dała Katie jeszcze kilka sekund i przybrała obronną pozycję. Fioletowowłosa stanęła w rozkroku i spojrzała z miną męczennicy na ciotkę.

Znajdowały się w samym sercu ogrodu, gdzie wykoszone zostało miejsce na przyjęcia. Miały dużo przestrzeni, czego nie mogła im zapewnić sala balowa w domu. Bo choć była ona duża, to miała niski sufit. Co, jak się Katie w trakcie ćwiczeń dowiedziała, było im niezbędne.

Po raz kolejny zaryła o ziemie. Tym razem siła uderzenia była na tyle duża, że Katie przeleciała przez niemal całe pole do ćwiczeń i przesunęła się parę metrów po trawie. Westchnęła głośno i skoczyła na nogi. Poprawiła kitkę, która zdążyła jej się poluźnić już kilka razy.

Podbiegła do ciotki.

Kobieta zlustrowała całą jej sylwetkę. Od góry do dołu. Zatrzymała wzrok dłużej na poharatanych nogach. Ranki, choć już się zagoiły, pozostawiły po sobie ślad w postaci zaschniętej krwi.

— Kiedy się przemieniłaś? — spytała ciotka.

— Nie cały miesiąc temu.

— To by wyjaśniało, dlaczego twoja skóra jest podatna na zranienie, ale nie usprawiedliwia to braku koordynacji ruchowej.

Katie przewróciła oczami.

— Umiem szybko biegać — rzuciła, licząc, że ciotka spojrzy na nią z mniejszym rozczarowaniem.

Nie, żeby ją to w ogóle obchodziło.

— Jutro sprawdzę, czy mówisz prawdę.

Klasnęła trzy razy w dłonie, a Katie zacisnęła mocniej palce na rękojeści. Odetchnęła głęboko i przystąpiła do ataku. Ciotka stwierdziła, że obrona pójdzie Katie łatwiej, więc zaczęły od ataku. Typowe.

America z łatwością położyła fioletowowłosą na łopatki. Dziewczyna niechętnie podniosła się po raz kolejny z ziemi. Przejechała ręką po twarzy i spojrzała na ciotkę. Nie miała ochoty na dalszy trening, więc wbiła ostrze miecza w ziemię i zaplotła ręce na klatce piersiowej.

— To może inaczej. — America powtórzyła ruch Katie. — Usiądźmy.

Ruszyła w stronę białej ławki umiejscowionej na linii drzew. Katie sceptycznie przyglądała się jak ciotka siada i klepie dłonią miejsce obok siebie. Przewróciła oczami i podążyła w tamtym kierunku. Zostawiła miecz wbity w ziemie nie przejmując się jego dalszym losem. Jak dla niej to mógłby zniknął, a najlepiej z nim wszystkie jej problemy.

Trawa, po której szła, była równo przystrzyżona. Miała wrażenie, jakby podążała po mięciutkim dywanie. Usiadła na ławce wyciągając nogi przed siebie. Nie patrzyła na ciotkę, lecz rozglądała się po ogrodzie. Kwiaty tworzyły główną dekorację. Nie było żadnych zielonych krzaków poobcinanych w niesamowite wzory, ponieważ były niepotrzebne. Kolorowe rośliny tworzyły przeróżne kondygnacje. Były jak niebo pełne gwiazd.

Wybrana z ciemnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz