#11-Plan doskonały

3.5K 173 33
                                    

ROZDZIAŁ POPRAWIONY

•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°

∆Wyspa Potępionych∆

~>Anna<~

- Dajcie spać, błagam! - wymruczałam z pod koca słysząc głośne rozmowy moich przyjaciół dobiegające z mojego pokoju jak i salonu.

- Wstawaj księżniczko - zaśmiała się Freddy rzucając we mnie swoją poduszką. Na szczęście nie oberwałam nią w głowę. To nie byłaby wymarzona pobudka.

- Nie księżniczkuj mi tutaj Facilier! - zdenerwowałam się na samą myśl o tym przeklętym słowie. Nie jestem już księżniczką Auredonu i dobrze mi z tym. Zostało pięć dni do powrotu do Auredonu. Do tego czasu jestem tylko i wyłącznie Alex.

- Nie zgadniesz co! - krzyknęła Hadi wchodząca do mojego pokoju. Kiedy wszyscy zauważyli, że już nie śpię, ich rozmowy ucichły. Ekipa zebrała się wokół mnie, a ja nie czułam się z tym komfortowo.

- Wal śmiało - powiedziałam od niechcenia. Jestem zaspana i jeszcze do końca się nie wybudziłam. Prawdopodobnie nawet ze zdjęcia bariery bym się nie ucieszyła w tym stanie.

- Dobra, przygotuj się na niezły szok - zaczęła Hadi z wielką ekscytacją w głosie. Miałam wrażenie, że dziewczyna za moment eksploduje. Nie mam pojęcia, co mogło doprowadzić do takiego stanu.

- Podobno Beniutek wstawił się dzisiaj u twoich rodziców! - powiedziała Ruby ciesząc się jak dziecko.

- Ja to chciałam powiedzieć - odparła Hadi patrząc ze złością i zrezygnowaniem na swoją przyjaciółkę.

- Czyli że co? - spytałam zaciekawiona tą informacją. Przeczuwam grubszą akcję.

- Czyli że około południa na Wyspę ma ktoś przyjechać - zaczął Nick - Nie wiemy do końca kto jednak przyjedzie tutaj tylko po to, żeby sprawdzić czy nic ci nie jest.

- Rozumiem - powiedziałam rozczarowana. Szczerze mówiąc, jeszcze kilka sekund temu myślałam, że przyjadą po mnie i zawiozą do Auredonu. Jest mi tu dobrze, ale to nie dom. Nie mój.

- Ej - szepnęła Hadi siadając przede mną i chwytając za mój podbródek - Chcesz wracać tak? - spytała z troską i smutkiem w głosie. Wysiliła się na mały, pocieszający uśmiech i przechyliła lekko głowę. Odwzajemniłam jej gest.

- Nie - odparłam po chwili - Chcę tu zostać, przynajmniej jeszcze te kilka dni. Jednak myślałam, że tamtym na mnie choć trochę zależy. W końcu nie pasuję tutaj. Nie jestem Potępionym.

Heatcher podeszła do nas. Oparła ręce na biodrach a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

- Nie jesteś - zaczęła z podejrzliwym tonem głosu - Ale możesz poudawać.

- To znaczy? - spytałam czując nagły przypływ energii - Jak to poudawać? Nie rozumiem.

- Miej z tego wygnania chociaż trochę fanu. Baw się dobrze i pokaż Auredończykom, że nie udało im się ciebie zagiąć.

***

Idąc ulicami Wyspy Potępionych, stosowałam się do rady Heatcher. Nawet jeśli nie jestem złoczyńcą z krwi i kości, to mogę takiego poudawać. Jednak dziwiło mnie bardzo zachowanie innych. Ludzie dziwnie na mnie patrzyli. Nie wiedziałam zabardzo o co chodzi, ale byłam na sto procent pewna, że to nie z powodu mojego udawania.

Szczerze powiedziawszy ludzie chowali się w ciemniejszych i mroczniejszych uliczkach lub stali gdzieś z boku. Krótko mówiąc jako jedyna szłam ulicą. Nawet jeśli ktoś szedł z naprzeciwka, widząc mnie od razu schodził mi z drogi i zatrzymywał się tam. I jeszcze te okropnie palące spojrzenia. To nie do wytrzymania. Chcąc jak najszybciej pozbyć się tego uczucia, przyspieszyłam kroku. Dzięki temu już po dziesięciu minutach byłam pod barem Urszuli.

Descendants - Wygnaniec [W TRAKCIE POPRAWY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz