Rozdział 6

221 18 0
                                    

- Wendy uważaj. - Ostatecznie druga grupa rozdzieliła się na dwie kolejne. Gajeel oraz Levy szukali na obrzeżach miasta, w miejscach trudniej dostępnych. Juvia i Wendy weszły w sam środek festiwalu mając nadzieję, że Zeref ukrywa się w tłumie.

- Yhm...- Dziewczynka po raz kolejny przytaknęła, ale nadal chodziła z wzrokiem wbitym w ziemie płacząc. Nigdy więcej nie chciała widzieć Natsu w tym stanie. Obiecała sobie, że zrobi wszystko żeby kolejny raz nie dopuścić do cierpienia przyjaciela.

- Poważnie kiedyś cię zgubię. - Wendy poczuła ciepły dotyk na swojej mokrej od mimowolnie cieknących łez ręce. Wtedy pierwszy raz spojrzała w górę. Widziała setki straganów, jeszcze więcej ludzi przechadzających się leniwie po całej alejce i piękne fajerwerki na niebie oraz uśmiechającą się w jej stronę Juvię. Spojrzała się w bok dostrzegając rodzinę, a dokładnie dwójkę rodziców z małą dziewczynką, którą oboje prowadzili za rączki. Poczuła, że robi się czerwona, jej przyjaciółka nadal nie puszczała jej ręki, a zacisnęła ją mocniej.

- Możemy iść? - Marvell przytaknęła i tym razem z szeroko otwartymi oczyma ruszyła na dalsze poszukiwania.

***

- Gajeel zwolnij! Nie nadążam. - Jednak chłopak nijak zareagował na prośby. Szedł po prostu dalej. Levy powoli zaczęła przyzwyczajać się do jego tempa, szła równo za nim, więc kiedy on stanął, dziewczyna wpadła prosto na niego.

- Co się dzieje?

- Widziałem coś. - To prawdopodobnie nie mogły być zwidy. Gajeel jest smoczym zabójcą, ma wyostrzone zmysły, w tym coś musi być. Chłopak zaczął powoli podchodzić. Im bardziej oddalał się od Levy tym bardziej dziewczyna bała się o niego. Był coraz bliżej ślepej uliczki, nie wytrzymała. Podbiegła i pociągnęła go za skórzaną kurtkę, aby nie szedł dalej. W tym momencie zza rogu nieoświetlonego budynku wyskoczyło trzech średniej postury ludzi. Nawet w mroku nie wyglądali przerażających.

- Huh? Kto to? - Dziewczyna musiała wysoko zadrzeć głowę do góry, aby zobaczyć Redfoxa. Chłopcy (bo raczej tylko tak można było ich nazwać) uciekli zaraz po tym jak Gajeel „przyjacielsko" uśmiechnął się do nich.

***

- Poważnie on musi tu gdzieś być, już nie daję rady.

- Nie przemęczaj się Juvia-san! Usiądźmy, poobserwujemy okolice, dobrze? - tak też zrobiły. Dziewczyny zeszły z głównej alejki i usiadły na moście. Niełatwo było znaleźć miejsca na oblężonym obiekcie, w końcu każdy chciał mieć dobry widok ma piękne fajerwerki i po prostu cieszyć się tą cudowną nocą. Im również udzielił się nastrój, choć nie był to odpowiedni czas i miejsce. Zaczęły rozmawiać w najlepsze, jakby ktoś rzucił na nie urok pięknego nocnego nieba czy iskrzących się fajerwerków. Trwało to jakby wieczność i wtedy zauważyły, że czas w pewnym sensie stanął. Obie poczuły chłodny oddech na swoich karkach. W jednej chwili stały się sztywne jak słup soli. Nie mogły niczym ruszyć. Wendy z wielkim trudem zwróciła oczy na swoje ręce, które leżące na kolanach drżały. Nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, kim jest Zeref. Wszyscy mieli z nim spotkanie, ale jakby od wpływem uroku zapomnieli, jakie to było uczucie. Bezgraniczny żal i frustracja. Człowiek niezdolny do jakiegokolwiek, najmniejszego ruchu. Uczucie odpuściło po paru sekundach. Obie opadły na drewno i zaczęły głęboko oddychać. Spojrzały na siebie i właściwie nie wiedziały co robić. Marvell powoli podniosła chłodne dłonie i z obu stron uderzyła się jak najmocniej mogła w policzki. Czerwone ślady zostały, jednak strach odszedł. Złapała Juvię za rękę. Ona również odrobinę się otrząsnęła. Zaczęły biec za Zerefem bez względu jakie będzie to mieć skutki.

Biegły w stronę, z której wyczuły jego magię. Prowadziła je ona do pustej - prawdopodobnie przez festiwal i późną godzinę - części miasta. Mijały kolejne uliczki i zakręty. Nie miały pojęcia gdzie się znajdują i jak wrócić z powrotem. W tej chwili myślały tylko o tym, aby znaleźć zbiegłego maga.

Pędziły ile tchu czując, że powoli się przybliżają i są już całkiem niedaleko. Wtem wbiegły i ślepą uliczkę.

- Gdzie on jest? - zapytała młodsza dziewczyna dysząc.

- Nie wiem... - Odpowiedziała jej starsza. Stały chwilę w milczeniu. Nagle obydwie aż podskoczyły.

- Dach! - wykrzyknęły obydwie niebieskowłose.

Szybko wspięły się na dach budynku na końcu uliczki i rozpoczęły ponowny bieg przeskakując między budynkami.

***

- Hej Gajeel co robisz? - spytała zdezorientowana dziewczyna, kiedy Redfox wskoczył na dach budynku.

- Czuję go. Choć. - wyciągnął rękę i pomógł jej się wdrapać. Ruszyli biegiem i przeskakiwali ziejące pod nimi szpary między ścianami.

- Hej! Poczekaj na mnie! Nie dam rady tego przeskoczyć! - krzyknęła drobna niebieskowłosa za chłopakiem, który wysforował się kilka metrów przed nią. Zatrzymał się i odwrócił. Levi stała przed sześciometrową szczeliną. Nie było szans, aby sama ją przeskoczyła. Dla niego była to pestka, wystarczyło wspomóc nogi swoją magią.

Wrócił do niej i wziął ją na ręce.

- Spokojnie pomogę ci Levi.

- Dz- Dziękuję - odpowiedziała rumieniąc się. Gajeel szybko ruszył przed siebie i chociaż już ominęli tamtą przeszkodę nie odstawił jej na ziemię. Ona nie protestowała tylko wtuliła się w niego i starała wsłuchać w rytm jego serca.


__________________________________


Do następnego!

Powrót mroku || fairy tailOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz