Rozdział 4

575 50 3
                                    

Leciałem prawie jedenaście godzin. Nienawidziłem takich długich lotów. Przez większą część podróży zastanawiałem się czy to co właśnie robię jest właściwe. Analizowałem wszystkie za i przeciw, wpatrując się w widoki za oknem. Nie pamiętam nawet kiedy zasnąłem. Obudziła mnie stewardessa , która poprosiła o zapięcie pasów, ponieważ przygotowujemy się do lądowania. Wszystko działo się tak szybko, dlatego dopiero po chwili zauważyłem, że moje policzki były wilgotne od łez.

Po odebraniu bagażu, zadzwoniłem do hotelu, w którym miałem się zatrzymać, by potwierdzić rezerwację. W Manchesterze była druga w nocy, ale mimo tej późnej pory szybko udało mi się złapać taksówkę, za co byłem ogromnie wdzięczny losowi. Byłem strasznie zmęczony podróżą jak i zmianą strefy czasowej. Czy już wspominałem jak nienawidzę tych stref? Jakby na całym świecie nie mogła być jedna godzina.

Nawet nie zauważyłem, kiedy byliśmy już pod hotelem. Zapłaciłem kierowcy z nawiązką, za co zostałem obdarowany uroczym uśmiechem.

Nie macie pojęcia, ile musiałem przekonywać swojego ochroniarza, że nie potrzebuję, żeby ze mną leciał. W tym momencie musiałem być sam. Potrzebowałem tego. Nie zamierzałem zatrzymywać się tutaj na długo, więc nie musiał się o mnie martwić. Maksymalnie dwa dni i wracam, niezależnie od tego czy wszystko pójdzie po mojej myśli, czy wręcz odwrotnie.

Odebrałem swój klucz, po czym poszedłem do pokoju. A środku stało ogromne łóżko, na którego widok mimowolnie się uśmiechnąłem. Tak, to było to, czego aktualnie najbardziej potrzebowałem.

Wziąłem szybki prysznic i w samych bokserkach położyłem się spać. Jednak mimo zmęczenia, było mi zimno i niewygodnie. Nie da się ukryć, że samemu śpi się o wiele gorzej.

Kiedy otworzyłem oczy, zegarek wskazywał godzinę dwunastą... Chwila. Czy ja właśnie spałem jedenaście godzin? Chyba życie chciało mnie odpowiednio przygotować do dzisiejszego dnia. Założyłem na siebie ubranie i udałem się do hotelowej restauracji aby coś zjeść. Spotkałem tam trzy moje fanki, które chciały zrobić sobie ze mną zdjęcie, porozmawiać i poprzytulać się. W pamięci zapadła mi jedna z tych dziewczyn, która na tapecie w telefonie miała zdjęcie Louisa. Poczułem lekkie ukłucie w sercu. Dalej nie przyzwyczaiłem się do myśli, że każdy na świecie może mieć jego zdjęcie w telefonie. „Śniadanie" przedłużyło się do dwóch godzin. Dziewczyny były tak sympatyczne, przez co straciłem poczucie czasu. Dla odmiany, nasza rozmowa nie polegała tylko na wypytywaniu mnie o wszystko, ponieważ dziewczyny opowiadały również o sobie. Dowiedziałem się na przykład, że są przyjaciółkami od pięciu lat i spędzają właśnie swoje pierwsze, wspólne wakacje. Doceniałem fakt, że nie zależało im tylko na tym, żeby zrobić sobie ze mną zdjęcie, aby móc wrzucić je później na jeden z portali społecznościowych. Rozmowa była naprawdę przyjemna i pomogła mi się nieco rozluźnić, czego aktualnie naprawdę potrzebowałem.

Gdy się żegnaliśmy, dostrzegłem spływające łzy u dziewczyn, więc ucałowałem każdą w policzek i wróciłem do pokoju.

~*~

Ostatni raz gdy stresowałem się tak bardzo był występ na Stadionie Wembley. Byłem już prawie ma miejscu gdy dostałem wiadomość od Nialla. Wysłał mi swoje zdjęcie z misiem koala, zawsze miał idealne wyczucie czasu.

- Jesteśmy – usłyszałem głos starszego mężczyzny.

Pokiwałem tylko głową i zacząłem wychodzić z auta.

- Proszę na mnie poczekać tyle ile będzie trzeba, zapłacę więcej za fatygę – powiedziałem i trzasnąłem drzwiami.

Co ty Harry właściwie robisz? - zapytał cichy głosik w mojej głowie

Ratuję sens swojego życia, to właśnie robię.

Drzwi otworzyła mi Lottie. Czy spodziewałem się kogoś innego? Nie. Czy czułem rozczarowanie, że to nie Louis? Może trochę. Ale poczułem coś innego, szczęście, ponieważ dziewczyna gdy tylko zobaczyła mnie w drzwiach, rzuciłam mi się na szyję, piszcząc i wykrzykując moje imię.

- Jak dobrze Cię widzieć!

- Ciebie też, Lott – odsunąłem się od niej i obdarzyłem ją takim samym, wielkim uśmiechem, jak ona mnie.

Jak na muzyka przystało, miałem bardzo dobry słuch, więc z daleka słyszałem tupot maleńkich stópek, biegnących w naszą stronę. Nie był to nikt inny jak Doris i Ernest. Dzieciaczki od razu uwiesiły mi się na nogach, krzycząc coś na wzór mojego imienia.

- Dzień dobry, słoneczka. - Uklęknąłem i bardzo mocno ich do siebie przytuliłem.

Uwielbiałem rodzeństwo Louisa, ale niestety nie miałem możliwości spotykania się z nimi za często. Wiecie, jakby to wyglądało gdyby internet obeszły moje zdjęcia u Lou w domu? Jedna wielka drama i domysły. Woleliśmy tego uniknąć. Chwilę się tak poprzytulaliśmy, gdy Lottie odciągnęła ich ode mnie i kazała wracać do domu. Zanim wyszli, dostałem od nich po dwa, wielkie całusy.

- Domyślam się, że to nie nas przyszedłeś odwiedzić – powiedziała, uśmiechając się szeroko, akcentując jeden wyraz, żeby zaraz po chwili spojrzeć na mnie smutnymi oczami. - Nawet gdybym chciała Ci powiedzieć gdzie jest Louis, to naprawdę tego nie wiem. Chyba wyczuł, że przyjedziesz, bo dzisiaj po śniadaniu powiedział, że wychodzi i nie wie kiedy wróci. Gdy tylko przyjechał wczoraj, wiedziałam, że coś jest nie tak, bo wyglądał okropnie, ale sam nie chciał nic powiedzieć. Domyślam się, że ty również nic mi nie powiesz? Mhm, spokojnie, nie oczekuję tego od ciebie. - Kończąc wypowiedź, pogłaskała mnie po ramieniu.

Uśmiechnąłem się do niej smutno, nie wiedząc co odpowiedzieć.

- Wiesz, Harry, zaprosiłabym Cię do domu żebyś mógł na niego poczekać, mimo że on by tego nie chciał, ale mama strasznie źle się ostatnio czuje i muszę się nią zaopiekować.

Nie kłamała. Widziałem to w jej oczach. Gdyby chciała, zrobiłaby to bez mrugnięcia okiem, jednak teraz mówiła prawdę.

- Rozumiem Lott, nic się nie dzieje. Mógłbym mieć do Ciebie prośbę? - Nic nie odpowiedziała, czekając, aż będę kontynuować. - Louis ma wyłączony telefon, więc chciałbym abyś mu coś przekazała. Przyniosłabyś mi kartkę i długopis, żebym mógł mu to napisać?

- Pewnie, poczekaj chwileczkę. - Gestem ręki zaprosiła mnie na korytarz.

Oddałem dziewczynie długopis oraz zapisaną kartkę, na której napisałem:

Jestem w Manchesterze do jutra do 15. Jeżeli nie odezwiesz się do tego czasu, będę rozumiał, że wszystko skończone. H.

- Uściskaj ode mnie Jay! - krzyknąłem, wchodząc do taksówki.

Π Π Π

I mamy czwarty rozdział!  Jak myślicie, Harry dobrze zrobił, że pojechał do Louisa? Louis powinien spotkać się z Harrym? 

Cieszę się z każdego wyświetlenia i gwiazdek! 

Your place is by my side // LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz