Rozdział 6

573 47 5
                                    

[Koniec września]

Minął pierwszy tydzień, a po nim kilka kolejnych. Czułem się jak wrak człowieka, choć z zewnątrz nie było tego widać. Jedyną osobą, która wiedziała dokładnie o wszystkim była moja mama. Najważniejsza kobieta mojego życia. Gdy tamtego dnia wróciłem do domu, rzuciłem się w jej ramiona i płakałem. Płakałem z bezsilności.

Kiedyś sam mówiłem innym, że czas leczy rany i w końcu wszystko się ułoży. Teraz wiedziałem, że jest to drugie, największe kłamstwo, zaraz po słowach „kocham Cię", które słyszałem niejednokrotnie od Louisa. Gdy się kogoś kocha to się go nie zostawia. Nigdy. Nieważne czy wydaje ci się, że masz powód. Louis na pewno miał. Wierzyłem, że nie zostawił mnie, dlatego że nic już do mnie nie czuł.

Na samo wspomnienie jego imienia, czułem dreszcz i fale smutku przeszywającą moje ciało. Mieliśmy już końcówkę września. Liście zmieniały swoją barwę i spadały z gałęzi na trawę. Sam czułem się jak taki listek, który oderwał się od czegoś, co utrzymywało go przy życiu. Z dnia na dzień musi pożegnać się z tym i lecieć. Przebyć drogę i upaść. Jeszcze nie upadłem, ale potrzebowałem go, aby mnie złapał.

Nie powiem ci synku, żebyś zrezygnował, bo wiem, że to niemożliwe. Nie każę ci również go zrozumieć, bo nie masz takiego obowiązku. Czekanie to jedyna dobra opcja Harry. Z czasem Louis zda sobie sprawę, jak wielki błąd popełnił, zostawiając cię bez słowa wyjaśnienia... Oby tylko nie było za późno.

Jedynym moim źródłem informacji o nim, były zdjęcia dodane przez paparazzi na stronach plotkarskich. Nie było ich zbyt wiele, bo zaledwie trzy. Wszystkie z Eleanor. Byli akurat na romantycznym spacerze w środku Central Parku, trzymali się za ręcę, międzyczasie popijając swoje napoje z Starbucka. Po ich uśmiechach można było zobaczyć, że cudownie czują się w swoim towarzystwie. Na pewno była to miłość na całe życie. Śmiałem się gdy czytałem te wszystkie pochlebne komentarze, pełne zachwytu. Związek Louisa z El był ustawką, ale byłem zazdrosny. Byłem zazdrosny o to, że mimo że nie są parą, mogą pokazywać się razem. Chodzić publicznie na „randki", podczas gdy my musieliśmy się ukrywać, a na randki wybierać do prywatnych restauracji, gdzie mieliśmy zapewnioną prywatność. Z początku nam to nie przeszkadzało, ale z czasem czułem się okropnie z tym, że nie mogłem wykrzyczeć całemu światu, że Louis jest całym moim światem i że kocham go najmocniej na świecie. Nie mogłem pocałować jego cudownych ust, będąc na spacerze. Nie mogłem przytulić go mocno do siebie, stojąc na moście i szeptać mu do ucha słodkie słówka. Louis nie mógł mnie złapać za rękę lub objąć w pasie idąć do kina.

Jezu, o czym ja w ogóle marzyłem? Przecież my nie mogliśmy pokazać się publicznie sam na sam, nawet jeżeli mielibyśmy tylko stać obok siebie i nic nie robić.

Niczego nie pragnąłem bardziej niż to, żeby wszyscy wiedzieli, że to słodkie stworzenie należy do mnie.

Z każdym dniem kochałem go coraz bardziej. Nie sądziłem, że to w ogóle możliwe, ale czułem, że stworzono mnie, do kochania tylko tej jednej, konkretnej osoby. Może było to dziwne, ale lubiłem czasem wyobrażać sobie, jak spędzam z nim resztę swojego życia. Nigdy nie czułem się bardziej zraniony niż przez te ostatnie tygodnie, ale wiedziałem, że wystarczyłoby mi jedno, sensowne wyjaśnienie i znowu stanąłbym u jego boku. Udając, że nigdy mnie nie skrzywdził i wierząc, że kocha mnie tak mocno jak mówi. 

Your place is by my side // LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz