[ten rozdział jest pisany w trzeciej osobie!]
Louis nie chciał, żeby Harry został tego dnia w szpitalu, dlatego zaproponował mu, aby pojechał razem z jego dziadkami i najmłodszą trójką sióstr do hotelu i pomógł im zająć się wszystkim. Wiedział, że ten się zgodzi, więc pół godziny po spędzonym czasie na balkonie, gdy obydwoje milczeli, a Louis trzymał dystans do Harry'ego, on był w drodze do hotelu, w którym rodzina Tomlinsonów się zatrzymała. Okazało się, że Lottie o to samo poprosiła swojego chłopaka, więc Tommy również opuścił mury szpitala.
Dwójka rodzeństwa siedziała aktualnie przy łóżku Jay, razem z jej mężem i patrzyła jak kobieta, podłączona do kilku maszyn i kroplówek, delikatnie, i spokojnie oddycha. Zmęczona wszystkimi badaniami i wywiadami, zasnęła, nawet jeśli bardzo tego nie chciała, ponieważ zdawała sobie sprawę, że wszystkie spędzone minuty czy sekundy są na wagę złota. Zaledwie trzy dni, dzieliły ich od rozłąki na zawsze. Jednak wszyscy zgodnie upierali się, że Jay musi odpocząć, chociaż na chwilę.
Po niespełna godzinie, Jay zaczęła się budzić, witając wszystkich, którzy znajdywali się w pokoju, ogromnym uśmiechem. Tylko ona potrafiła uśmiechać się w takich chwilach, niemniej Louis, Lottie i Dan odwzajemnili ten gest, pomimo tego, ze w głębi duszy, ich serca rozrywały się na miliony kawałeczków. Co sekundę jeden pustak odpadał od muru i spadał głęboko w dół, bez możliwości ponownego poskładania. Nic nie mogło być już takie samo, gdy najważniejsza osoba w życiu każdego z nich, odchodziła i pozostawiała po sobie jedynie niezapomniane wspomnienia, które nigdy nie będą wystarczające.
- Jak się czujesz? - zapytała Lottie. Zanim jednak Jay zdążyła jej odpowiedzieć, Dan zakomunikował, że pójdzie powiadomić lekarza, że ta się obudziła.
Personel szpitala od razu poinformował rodzinę, że wszystkie maszyny, do których jest (jeszcze) podłączona chora, są na chwilę. Mają one jedynie dostarczyć do jej serca ostatnie potrzebne chemikalia, które mają sprawić, że śmierć nie będzie bolesna. Chociaż w przypadku mamy Louisa, nie musieli się o to martwić. Choroba przebiegała bez wyraźnych skutków zewnętrznych, dlatego małżeństwu dość długo udawało się trzymać informacje o stanie jej zdrowia w ukryciu. Fakt, kilka razy chorowała, chociażby wtedy, gdy Harry przyjechał w wakacje do Louisa, chcąc się z nim spotkać, ale wyglądało to jak zwykła grypa, czy przeziębienie, więc nie budziło to żadnych podejrzeń.
- Lottie, nie zadawaj takich pytań – fuknął Louis.
- Ej, ej. Słońca, spokój mi tu! - odpowiedziała szorstko Jay, po czym kazała im obu usiąść obok niej na łóżku.
W oczach Lot widać było napływające łzy, więc kobieta szybko wzięła w ramiona swoją córkę, drugą ręką łapiąc Louisa, którego wyraz twarzy nie przedstawiał nic. Jednak mamy wiedzą wszystko. Nie potrzeba im słów, żeby rozumieć co ich dzieci czują.
- Musimy porozmawiać, tak? Proszę, słońce, nie płacz. - Lot pokiwała delikatnie głową na znak, że się zgadza. Pociągnęła ostatni raz nosem i odsunęła się od mamy, łapiąc ją za drugą rękę. - Wiem, że możecie być na mnie źli, że wam wcześniej o niczym nie powiedziałam. Ale postarajcie się mnie zrozumień. Gdybym zrobiła to te pół roku temu, jedyne co bym widziała na waszych pięknych buziach, to smutek. A to jest ostatnie, co mama chce widzieć na twarzach swoich dzieci. - Ani Lottie ani Louis, nie odezwali się ani słowem czekając aż ich mama ponownie zacznie mówić. - Uprzedzę wszystkie wasze pytania, choroba jest nieuleczalna – oznajmiła, a gdy Louis chciał się odezwać, Jay mu przerwała. – Nie słońce, pieniądze nic by nie dały. Zanim zapadł ostateczny wyrok, sprawdziliśmy wszystkie możliwości. Zanim odejdę, chcę porozmawiać z wami wszystkimi, dobrze? Możecie przyprowadzić jutro do mnie maleństwa i dziewczynki?
CZYTASZ
Your place is by my side // Larry
Fanfiction- Niedługo północ, a ja chce dostać noworocznego buziaka Lou. - wyszeptał mu do ucha, całując je delikatnie. - Jak ja mam cię puścić po tych pięknych słowach jakie usłyszałem? Nie potrafię i nie chce. Harry tylko pokręcił czule głową i wzmocnił uści...