Prolog dla wytrwałych! No w sumie kiepsko z tym światem bez Geralta

416 16 21
                                    

Uwaga! Prolog tylko dla chętnych. Jest trochę nudny i w gruncie rzeczy, jest po prostu dłuższą wersją opisu książki. Polecam zacząć od kolejnego rozdziału.

No w sumie trochę kiepsko z tym światem bez Geralta

Kruki odleciały do Tousaint, najpewniej piją teraz najlepsze dworskie winko z jaśnie oświeconą Anną Henriettą. Pławią się w luksusach i zerkają półgębkiem na dumne z siebie gołębice. Z resztą ptaki od zawsze były w centrum tego co kiedyś nazywaliśmy "światem"(mówię o tobie Jaskółeczko). No może ptaki i wilki...

Przepraszam, nie o tym zamierzałem pisać, jak zwykle odchodzę od tematu. Geralt lubił mi to wypominać. Chciałem opisać wam te wszystkie okropności jakie w tym mlekiem i miodem płynącym kraju się dzieją. Wytężcie wzrok, bo to co zaraz przeczytacie pośle was prosto na słoneczne piaski Koviru.

Królestwo Redani - wspaniałe doliny, bujne lasy, kwieciste łąki - jednym słowem kraina ballad i pieśni. Niestety tylko w teori. Nie umieściłbym jej w swojej najgorszej pieśni- "Utopiec i Krwawa Dziewica". Gdybyście widzeli jak daleko temu miejscu do choćby fraszki...

Na północnym wschodzie tegoż zacnego państwa wśród gajów, pagórków mieści się wysoki budynek. Mocne rusztowania, zadbany drogi marmur- wspaniała forteca, widać że ktoś wyłożył sporo grosza. Przejezdni podróżni mogliby się zastanawiać po co ktoś miałby stawiać tu taki zamek. Czyżby Redania bała się najazdu ze strony Kaedwen? Cóż nie do końca, a samej odpowiedzi należy szukać na królewskim dworze. Dokładnie u samej głowy, jaśnie pana, promyczek nowego świata i wszystkie inne durne tytuły. To on wymyślił tę idiotyczną Akademie Wiedźmaków. Nie pytajcie czemu "wiedźmaków", to po części moja wina. Ostrzegali mnie przed piciem ze skrybą Jeremim, ale co ja poradzę, że mnisi i piękne kobiety tak do mnie lgną. Nie mogłem odmówić szklaneczki alkoholu...

Na bogów ile ja bym dał za jeszcze jeden kufel grzańca! To znaczy wina, książęta nie piją grzańca, tylko wysoko jakościowe wino i już na pewno nie z kufla tylko z kieliszka. Tylko nie mówię tu o takich z taniego szkła jakie dostaję się na "czwartkowych obiadkach" u Brandona, a o ręcznie zdobionych naczyniach sprowadzonych prosto z za morza.

Znów oddchodzę od tematu, powinienem skupić się na głównym wątku. Muszę opanować myśli i jeszcze raz wszystko poskładać. Pozwólcie, że zacznę wam opowiadać od początku. Rozsiądźcie się wygodnie, bo historia jest długa i zawiła jak ilość i jakość łóżkowych przygód Geralta.

Na świecie jest już coraz mniej potworów, głównym zagrożeniem w lesie są dzikie wilki, a nie południca czy mglak. Oczywiście wciąż stwarzają niebezpieczeństwo, ale rzadko kiedy atakują zbiorowiska ludzi. Ponad to dochodzi jeszcze uprzedzenie wieśniaków(ale i mieszczan) do odmieńców. Zmierzam do tego, że zawód wiedźmina już dawno nie przynosi oczekiwanych zysków. Wielu zrezygnowało z zabijania potworów by zająć się profesją najemnika, alchemika, a nawet rzemieślnika. Co nie jest wcale takie złe, dlaczego mieliby ginąć w boju tylko ze względu na prawo niespodzianki? Mimo wszystko, wielu wolałoby nadwyrężyć karku niż zrezygnować z zarobków. W końcu zostali odcięci od przypływu pieniędzy, nie wszyscy potrafili odnaleźć się w nowej sytuacji. Niektórym brakowało funduszy na chleb czy czystą wodę. Wiedźmini chwytali się wszystkich możliwych sposobów by jakoś związać z koniec z końcem.

Roman Moczymorda był wiedźminem ze szkoły kota, jak mówią inni był chudy jak szczapa, a i miał dwie lewe ręce. Nie jest niespodzianką, że nie nadawał się do ubijania upiorów czy wampirów. Dlatego został wyznaczony przez najstarszego z zakonu do opieki nad fortem. Dbał o ogród, trenował młodych i ostrzył miecze. Czas mijał mu wolno i upojnie, bez żadnych zmartwień. Niestety któregoś dnia Roman zorientował się, że wszyscy z jego przyjaciele opuścili zamek. Moczymorda od dawna nie prowadził rekrutacji, bo i nie wiedział jak, był to jeden z obowiązków jego przełożonych. Należało podjąć decyzję: zostać w opuszczonym zamczysku, żywiąc się złowionymi w stawie rybami czy zabrać najcenniejsze rzeczy, sprzedać i spróbować znaleźć swoje miejsce na ziemi. Roman wybrał drugą opcję, wyruszył do Oxsenfortu, pozwalając popaść w zapomnienie szkole kota.

Białe zimno is comingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz