Rozdział złoty jak włosy Andriew

46 4 1
                                    

Felicja Wyzwolicielka podziwiała piękno łazienkowych kafelków, podczas wypluwania z siebie resztek żołądka. Lniany sweter, który dostała od Tamlina, wywował u niej silną reakcję alergiczną. Ledwo co zdołała się odwrócić, nim do pokoju wbiegł Lucjan. Kobieta chciała go przegonić. Słyszała o tym co próbował zrobić Eli. Kiedy mężczyzna przysiadł przy niej przytrzymując jej włosy, rodziło się w jej głowie milion myśli. To pewnie ze względu na jej nie do końca zrównoważoną psychikę. Felicja starała się wytłumaczyć Lucjanowi sytuację, ale zabrakło jej tchu. Czuła się bezsilna, niewątpliwie wątła, poddana temu lisiemu spojrzeniu itp. Mężczyzna kompletnie nie zrozumiał problemu Felicji. Zresztą, tak jak i Ryszard, który chwilę po nim wpadł do pokoju. Wyzwolicielka czuła jak rozpada się na kawałki, a potem scala te kawałki, by zaraz potem znów rozpaść się na kawałki.

- Idziesz z nami - zakończył tymi słowami Ryszard (między innymi, było tam jeszcze parę innych słów). Przez ten przydługi wywód, Felicja zdążyła już zdjąć alergiczny sweter i złapać oddech. Wyprostowała się i spojrzała na umięśnioną, przystojną szyję Rysa. Felicja była bardzo niska.

- Czego chcesz Ryszard? Przychodzisz tu, obrażasz mnie i mojego męża. A teraz? - zapytała kobieta, ledwo trzymając się na nogach. Żołądek podchodził jej do gardła i wywoływał nową falę nieprzyjemnych emocji z delikatną domieszką strachu i zamieszania.

- Zabieram cię ze sobą, Felicjo. Potrzebujemy twoich mocy w ratowaniu świata - odpowiedział chłodnym tonem Rys, wciąż jeszcze przeżywając rozstanie z byłą ukochaną.

- Nie ma mowy - zaczęła Felicja, trzymając się za brzuch i modląc w myślach o utrzymanie równowagi. Ostatnią rzeczą jakiej chciała to ponowne klękanie przed muszlą klozetową - dobrze mi tutaj, nie mam już siedemnastu lat, Rys. Potrzebuje stabilizacji. Zawsze myślisz tylko o sobie!!!

- Właśnie wypluwasz żołądek w łazience, tak działa na ciebie chęć stabilizacji? - Ryszard uniósł jedną brew. Starał się brzmieć naturalnie ze swoim zwyczajowym rozbawieniem i spokojem w głosie, mimo to jego barwa nie zdradzała nic poza srogą irytacją.

- To przez ten swet... - Felicja zachwiała się na wspomnienie o swetrze - niech ktoś mi przyniesie wyciąg z krwawnika - zwróciła się między innymi do Lucjana, który i tak nie miał większej ochoty ingerować w kłótnie byłych kochanków - Ryszard, posłuchaj mnie. Moje życie jest świetne, Tamlin się zmienił. Tak szybko zapomniałeś jak ci uratował życie? W każdym razie, nie zmusza mnie do związku. Powiedział, że muszę tu zostać, bo jestem matką jego syna, ale daje mi wolną rękę. 

Ryszard zmarszczył brwi, nie wierzył w ani jedno jej słowo. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z jak infantylną, egoistyczną i niedoświadczoną dziewczyną się związał. Jak to miał w zwyczaju- dał Felicji wolność wyboru i wyleciał przez okno niczym Thor za swoim młotem.

***

P42 leżał w pokoju. Może przesadził wtedy z Wiktorią, ale był niebywale wściekły, smutny i przeżywał szereg innych różnych emocji. W końcu, czarodziejka była po części winna temu zamieszaniu- wysłanie syna Ciri do Akademii, zapomnienie jego numeru, kompletny brak organizacji itp. P42 powinien przeprosić Wiktorię. Chłopak wstał z kocią zwinnością z łóżka, na tyle cicho by nie obudzić Ryszarda. Kolega wiedźmaka wydawał się spać jak kamień. Zresztą, nawet gdyby przypadkiem się obudził, wystarczyłoby zmyślić pierwszą lepszą ściemę i chłopak znów pogrążyłby się w głębokim śnie. Wiktorii nie było w pokoju. Najwyraźniej musiała się przewietrzyć. P42 nie miał najmniejszej ochoty myszkować w rezydencji Tamlina, ale jaki miał wybór? Gdy kierował się ku drzwiom, spostrzegł w oknie ciemną posturę. Wytężył swój doskonały, wiedźmakowy wzrok i dostrzegł kota. Ale nie byle jakiego kota- jego kota! Kota pocztowego!

Białe zimno is comingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz