Wiktoria znaczy zwycięstwo

67 9 3
                                    

Samopoczucie Wiktorii wa chało się między przerażeniem, a skrajnym gniewem. Ryszard prowadził ją związaną i zakneblowaną korytarzami zamku. Była już bardzo późna nocna godzina i niestety na korytarzu nie mijali żadnych strażników. Przejście, którym szli było bardzo ciche, szerokie i oświetlone wysokimi pochodniami. Na podłodze leżał czerwony, królewski dywan, a po prawej stronie od samej podłogi aż do sufitu rozciągały się ogromne okna. Wiktoria często spacerując pałacowymi korytarzami lubiła przystawać przy nich. Zostały one zamocowane na rozkaz królowej Cirilli, która wciąż tęskniła do wiedźmińskich przygód.

Trzęsący się jak galareta Ryszard zaprowadził Wiktorię pod jej pokój i niepewnie otworzył drzwi wpuszczając ją do środka.

- Musisz mi wybaczyć... - zajęczał - P powiedział, że konieczne jest wyczyszczenie twojej pamięci. Ja... obawiam się, że zrobiliście coś czego on nie chciał by żebyś pamiętała.

Wiktoria spojrzała błagalnie na chłopaka, a on przygryzł wargę.

- Ja... ja...przepraszam... bardzo przepraszam - powiedział i spuścił głowę.

Wiktoria nie odrywała od niego wzroku, ale poczuła, że coś nie tak dzieje się z jej głową. Jakby jakaś obręcz zaczęła uciskać jej głowę. Z przerażeniem i nie zważając na knebel krzyknęła ile sił w płucach i upadła na podłogę. nie obchodził ją już ból ręki, obolała łydka, ani zraniona szyja. Poczuła jak z jej wiekowych oczu całkowicie z premedytacją leją się łzy. Ryszard musiał również to dostrzec, bo zdała sobie sprawę, że nacisk na jej umysł zniknął, a chłopak do niej podbiegł.

- Ja... - zaczął - Nie płacz. Ja nic Ci nie zrobię. - Ryszard wziął ją w swoje patykowate ramiona i zdjął knebel. Nie rozwiązał jej jednak więzów na co kobieta miała wielką nadzieję.  - Musisz mi obiecać... nie możesz powiedzieć P, że...

Wiktoria spojrzała na niego przez łzy i kiwnęła głową wtulając się w jego pierś. Chłopak zaczął ją głaskać, po czym rozwiązał więzy i położył na łóżku. "Co za skończony kretyn" - pomyślała Wiktoria - "Naprawdę będę musiała pogratulować jego rodzicom, że spłodzili takie cudo". 

- Poczekaj tu chwilę, pójdę po bandaże i się tobą zajmę. - Kobieta nieśmiało kiwnęła głową i wpełzła pod kołdrę. Czuła się naprawdę fatalnie i nie miała nic przeciwko opiece Rysia.

***

Kiedy Ryszard wrócił Wiktoria prawie już spała. Pozwoliła mu jednak o siebie zadbać. Dała przemyć swoją chorą łydkę, łokieć i szyję, nałożyć bandaże. Przyniósł jej również gorący rosół za co była mu niezwykle wdzięczna i obdarzyła go jednym ze swoich popisowych uśmiechów.

Kiedy chłopak uporał się z jej dolegliwościami westchnął spokojnie i z ulgą.

- Wybacz mi, nie chciałem cię skrzywdzić... Ja czasem jestem taki uległy. Zupełnie nie wiem skąd się u mnie wzięła ta cecha.

"Jesteś pewny że nie wiesz?"  - pomyślała Wiktoria.

Ryszard sprawiał wrażenie zamyślonego, ale po chwili się odezwał.

- Spotkałem po drodze P. Powiedziałem mu, że wyczyściłem Ci pamięć... - spuścił głowę - na co on mi odparł, że rano do Ciebie zajrzy. - Wiktoria prawie opluła Ryszarda rosołem, a ten odsunął się przerażony.

- A jaką zamierza poczęstować mnie wymówką na swoją jutrzejszą wizytę? - zapytała czyszcząc usta z rosołu.

- Tego nie wiem... - odpowiedział Ryszard - P nie przejmuje się raczej takimi szczegółami jak wymówki.

Wiktoria czuła się kompletnie nieprzekonana, ale kiwnęła głową i wgramoliła się pod kołdrę dając Ryszardowi znak, że może już sobie iść. Minęła dłuższa chwila nim łóżko skrzypnęło, a chłopak ruszył w kierunku drzwi.

- Faktycznie twoje włosy wyglądają jak owcza wełna - szepnął zanim wyszedł za drzwi.

***

Kiedy Wiktoria się obudziła zdała sobie sprawę, że nie jest sama w pokoju. Jednak jako doświadczona aktorka postanowiła nie podejmować próby ataku na intruza tylko krzyknęła przykrywając się kołdrą po uszy.

- Uspokój się, to tylko ja - usłyszała głos Pawła. Co ciekawe nie było w nim tej wrogości, którą do tej pory chłopak ją darzył. Wyczuła w jego głosie wyuczony spokój, a także ( niemożliwe! ) nutkę rozbawienia.

- Co Ty robisz w moim pokoju?! O tej godzinie?! - krzyknęła z irytacją w głosie.

Chłopak przekrzywił głowę.

- Chciałem się upewnić, że z twoją nogą wszystko w porządku. - powiedział jak gdyby nigdy nic, cały przeszywając ją podejrzliwie wzrokiem.

- Mam się lepiej, dziękuję. - odpowiedziała udając, że obecność Pawła nic ją nie obchodzi. Tak rozpaczliwie chciała sobie wmówić, że jej przyspieszone tętno nic nie znaczy. Tak bardzo chciała wierzyć, że te blond włosy, ostre rysy twarzy i zapach zielonych kwiatów wcale nie przyciąga jej jak magnes. A ta jego nonszalancja...

- Świetnie. - powiedział beznamiętnie P przerywając rozmyślania Wiktorii - Mój nowy przyjaciel z niewiadomych przyczyn bardzo chciał Cię dzisiaj rano zobaczyć. Pisze piosenkę o jakimś białym zimnie i podobno go inspirujesz. 

P wstał i podszedł do drzwi.


Wyszedł, a ona została z łomoczącym sercem. Co się u licha z nią działo? Tak naprawdę ona doskonale wiedziała. Ale nie było w tej chwili takiej siły, która zmusiłaby ją do przyznania się do prawdy.

Białe zimno is comingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz