Rozdział 23

3.9K 133 17
                                    

Gdy dojechałem na miejscu,  wzrok wszystkich zebranych, został zwrócony na mój samochód. Ci, którzy nie byli na wyścigach od dobrych trzech lat, byli zaciekawieni kto siedzi za kierownicą, tej sportowej maszyny. Osoby, które bywają czasami, albo zawsze na wyścigach wiedzą,  że kierowca jestem ja. Ale pod postacią Salope, a właśnie tak powinno być i pozostać jak najdłużej.

To prawda, mieszkam w Sydney, ale nie znaczy to, że nie mogę się ścigać w innych miejscach. Bo chcąc utrzymać fakt, że jestem nie do pokonania, musze być aktywna na wyścigach w różnych miejscach na świecie. Choć nie wszędzie się ścigałam,  ale i tak jestem rozpoznawalna, praktycznie wszędzie.

Lubie, wręcz kocham to uczucie, gdy ktoś się mnie boi, albo unika jak tylko można.

Ale wracając. Podjechałam kawałek dalej, do organizatora wyścigów, który był też moim dobrym znajomym, ale myślę, że mogę nawet go nazwać swoim przyjacielem.

Był to wysoki, porządnie umięśniony dwudziesto trzy latek, na którego leciała większość lasek. Nie powiem był przystojny, że słodkimi zielonymi oczami i dołeczkami w policzkach, które pojawiały się gdy uśmiechał się szczerze. Ale to i tak tylko przyjaciel, nie ma żadnych szans na więcej, niż tylko to co jest teraz. Poznałam go dzięki chłopakom z gangu.

Będąc na miejscu, zapisałam setną listę i wpłaciłam odpowiednią sumę pieniędzy, którą były wpisowe. Choć wiem, że i tak to mi się zwróci, nawet kilku krotnie,  bo na pewno wygram.

Dzisiejszy wyścig jest za pieniądze, ale muszę przyznać szczerze, wole nowe perełki do mojej kolekcji, bo maszyn nigdy nie za wiele. A kasy mam i tak wystarczająco dużo,  żeby żyć w luksusach do końca swoich wspaniałych dni, a nawet mogła bym utrzymać z tego kilka następnych pokoleń. Ale to raczej nie możliwe, żebym mogła je komuś dać z rodziny. Ponieważ nie planuje dzieci, jak ja ich po prostu nie znoszę ughh. Nie chce mieć nigdy dzieci, to tyle na ten temat.
Taaa, moja pewność siebie, jest po prostu boska. Prawda?

Wracając do żywych, otworzyłam okno do końca, stoję w takim miejscu, że nikt mnie nie zobaczy.

- hejka Harry, co tam? Długo się nie widzieliśmy... - zaczęłam mówić do mojego przyjaciela, przez otwarte okno.

- no siemka kochanie! A dobrze, ciesze się, że wreszcie do mnie przyjechałaś, no i oczywiście wygrać. A u ciebie ci słychać miśka?  -zapytał schylając się nade mną,  dając buziaka w policzek.

-ej ej, nie zapędzaj się tak księżniczka, zawsze tak go nazywałam, ah stare dobre czasy.  - zaśmiałam się, pokazując mu język,  bardzo dorosłe.

- tylko nie księżniczko,  wiesz jak ja tego nie znoszę.  Jak już, to księżniczką jesteś ty. - mówiąc ostatnie zdanie, puścił mi oczko. - a dlaczego nie mogę się tak nazywać, co? - zapytał zaciekawiony.

- bo ktoś może być zazdrosny...

- no na pewno ja,  bo nie ma kto więcej, choć nie mogę być zazdrosny o samego siebie c'nie? - mówiąc to popatrzyłam się na niego jak na kompletnego idiotę. Choć nim właściwe jest od zawsze, dodałam sobie w myślach. - no chyba, że nasza nieposkromiona Martyna, dała się do siąść jakiemuś gladiatorowi. Ale wiem, że to nie możliwe z tobą w roli głównej. - mówiąc to jego brwi, tańczyły jakieś gówno na jego twarzy. On jest jednak pojebany...

~♥~

(Love) Normal Sister VS Bad SisterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz