XXIX

4.1K 303 59
                                    

×××
Pov. Louis

– Harry. – Potrząsnąłem lekko chłopakiem. – Jesteśmy spóźnieni do szkoły. – Zaśmiałem się, widząc, jak odgania moją rękę.

– Nieprawda, zostało nam dwadzieścia minut, a jesteśmy na jej parkingu – odparł.

– Musiało ci się to śnić. – Zachichotałem, wtulając się w ramię loczka. – Odpuszczamy sobie?

– No nie... muszę mieć dobrą frekwencję. – Westchnął, całując mnie w głowę.

– Jeden dzień możesz odpuścić – mruknąłem, jeżdżąc dłonią po jego nagim brzuchu.

– Nie mogę – odparł stanowaczo, podnosząc sie i ruszając nago w stronę szafy.

– Styles! – krzyknąłem za nim. – Zostań ze mną – jęknąłem, opadając na poduszki, czując ból w dolnych partiach ciała.

– Po nazwisku to po pysku, Tomlinson – powiedział, wyjmując ciuchy i rzucając nimi we mnie. – Nialla... powinny być dobre.

– Nigdzie się stad nie ruszam – mruknąłem, zakopując się w łóżku Harry'ego.

– Mówiłem, że dziś idziemy do szkoły – burknął i słyszałem, jak się ubiera.

– Nie dam rady usiąść – westchnąłem.

– Pytałem, czy jesteś pewien – prychnął, zdejmując ze mnie kołdrę. – Pójdziesz tam i pokażesz, jak wczoraj zabalowaliśmy.

– N–nie! – pisnąłem, czując się zawstydzony.

– Czego się wstydzisz? – zachichotał. – Nie ma tutaj niczego, czego bym wcześniej nie widział.

Zaśmiał się, gdy zabrałem mu kołdrę i z powrotem się przykryłem.

– Ale to ciągle krępujące – furknąłem.

– Louis, albo wstajesz, albo zostajesz sam – powiedział, nakładając buty.

– Tylko zostaw mi klucze, żebym mógł zamknąć twój dom! – krzyknąłem, układając się wygodniej.

– Drzwi działają jak w domach. Na zatrzaski.

– Mhm – mruknąłem, nakrywając się bardziej kołdrą.

– Idziesz, Louis. – usłyszałem.

– Harry, ja nie potrzebuję mieć stuprocentowej frekwencji – westchnąłem.

– Ale i tak idziesz. Dziś Liam ma urodziny, więc musisz iść do szkoły – odparł, zdjemujac mi kołdrę – albo znowu cię zleje.

– To jest twój znajomy, nie mój – warknąłem, odwracając się do niego.

– Nie? A kto, kurwa, ostatnio ciągle na przerwach z nim chodził?

– Harry... – westchnąłem. – Nigdzie nie idę – mocno zaakcentowałem, jednak gdy poczułem silnego klapsa, od razu zmieniłem zdanie. – Dobrze! Daj mi chwilę, tylko się ubiorę.

– Masz pięć minut. Dobrze, że mam szybki samochód – prychnął, wychodząc z pokoju.

Wstałem i z cichymi przekleństwami w stronę bruneta, wziąłem ciuchy Nialla i zamknąłem się w łazience.

– Louis, jesteś gotowy? – usłyszałem po chwili.

Nie odzywając się do niego, ruszyłem w stronę zaparkowanego przed domem auta.

– Aha, teraz będziesz się obrażał? – prychnął, wsiadając do samochodu.

– To nie ciebie piecze tyłek – warknąłem, zapinając pasy.

– Pytałem, czy jesteś pewnien... sam wybrałeś klapsy.

– Nie wiedziałem, że dostanę ich aż tyle...

– Dobra, miej mi to za złe. Zachowuj się dalej jak księżniczka dramatu – warknął, wysiadając z pojazdu. O, dotarliśmy już do szkoły? Zdążyłem jedynie zauważyć, jak Harry trzaska drzwiami szkoły.

Przewróciłem oczami. Ja też miałem prawo być na niego zły! Z tymi myślami ruszyłem w stronę budynku.

***

Pov. H

Od tamtej pory minęła godzina. Byłem zły na Tomlinsona za jego ostatnie teksty. Z zamyśleń wyrwało mnie szturchnalem Nialla który pokazał głową na drzwi przed nami.

Zobaczyłem, że Louis wszedł do pomieszczenia i pewnie kierował się w naszą stronę. Czego znowu chciał? Pożalić się? Powyzywać mnie? Widziałem zdziwione spojrzenia ludzi. Przecież każdy wiedział, że się nienawidziliśmy.  Uśmiechnął się do mnie cwanie i usiadł naprzeciwko mnie, koło Liama.

– Louis? Co ty tu robisz? – spytał Liam, patrząc zdziwiony raz na mnie, raz na szatyna. Każdy z nas zastanawiał się co ten szatyn kombinuje.

– Chciałem złożyć ci życzenia, Liam. – Uśmiechnął się do chłopaka. Dobra coś tu nie tak...

– Nie trzeba – odparł brunet, patrząc na mnie z piorunami. Super, mam przesrane u swojego najlepszego przyjaciela. Dzięki Tomlinson.

– Louis, możemy porozmawiać? – warknąłem do niego, i nie czekając na odpowiedź, szarpnąłem jego ręką i wyprowadziłem z sali. – Po co przyszedłeś? Przecież to nie jest twój znajomy – prychnąłem, przytaczając jego słowa.

– Sam mi kazałeś – mruknął, mrużąc na mnie oczy.

– O matko! Posłuchałeś mnie? O Chryste!

– Jakbyś nie zauważył, to słucham się ciebie za każdym razem! – warknął. – I puść mnie, to boli!

– Nieprawda. Nie słuchasz mnie za każdym razem –odparłem, puszczając go i kręcąc głową w obie strony. Prychnąłem tylko i postanowiłem wrócić na stołówkę skąd wyszliśmy. Muszę porozmawiać z chłopakami. Może oni mi jakoś pomogą. Odwróciłem się plecami od Louisa i zacząłem iść szybkim krokiem w kierunku drzwi.

– Już nie jest tak fajnie, jak nie jestem uległy, prawda, Styles?! – usłyszałem za sobą, a gdy się odwróciłem, chłopka już nie było.

***

Leżałem na trwie przed szkołą. Była dluga przerwa, więc postanowiliśmy posiedzieć na świeżym powietrzu. Śmieliśmy się z chmur, które wyglądały czasem komicznie. Jednak moja wypowiedź na temat jednego kształtu przerwała wibracja w kieszeni. Przeprosiłem chłopaków na chwilę i podniosłem się wyjmując telefon. Zmrużyłem oczy widząc wiadomość od Louisa.

[SassyL91]: Przepraszam...

[DaddyH94]: Za co?

[SassyL91]: Za wszystko.

[DaddyH94]: Za to, że pyskujesz? A może, że zachowujesz się źle w stosunku mnie?

[SassyL91]: Za złe zachowane.

[DaddyH94]: Gdzie jesteś?

[SassyL91]: W sali od matmy.

[DaddyH94]: Chodź do mnie...

[SassyL91]: Tam jest za dużo ludzi, Harry...

[DaddyH94]: Wstydzisz się mnie?

[SassyL91]: Nie chcę jeszcze ujawniać się jako gej, musisz to zrozumieć.

[DaddyH94]: Yhym.

*DaddyH94 jest niedostępny*

×××

ᴘᴇʀꜰᴇᴄᴛ ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz