XXIV

4.6K 319 73
                                    

×××

Zdenerwowany wziąłem swój telefon wybierając właściwy numer. Jednak Louis odebrał dopiero za drugim razem.

– Masz pół godziny, żeby dotrzeć tam gdzie zawsze – mruknąłem, rozłączając się. Westchnąłem ciężko, przygotowując wszystko na ostatni guzik. Wczoraj kupiłem wszystkie potrzebne rzeczy. Zobaczymy czy woli kary.

Po dokładnie trzydziestu minutach do pokoju wbiegł zdyszany szatyn.

– J-ja naprawdę... To było silniejsze od mnie! – bronił się, choć dobrze wiedział, że to nic nie da.

– Rozbierz sie i na łóżko – warknąłem, pociągając rękawy koszuli. Zrobił to w zaskakująco szybkim tempie. Podszedłem do niego, łapiąc za jego kostki i pociągnąłem go w swoją stronę.

– Za co dostaniesz karę? – spytałem.

– Za nieposłuszeństwo – szepnął. Sięgnąłem po potrzebne mi rzeczy ze stolika nocnego. Małe, metalowe klamerki na sutki przyczepiłem dość mocno, napawając się jego piskami.

– Byłeś bardzo niegrzeczny, kochanie – odparłem, patrząc na niego.

– W-wiem – sapnął.

– Jak myślisz, co cię teraz czeka? Jak mam cię ukarać, Louis? – zapytałem, krążąc dłońmi po jego torsie.

– N-nie wiem – odparł cicho, bojąc się wykonać najmniejszy ruch. Jednym ruchem odwróciłem go na brzuch, podnosząc jego biodra.

– Choćby nie wiem co, masz zostać w takiej pozycji – mruknąłem, sięgając po bambusowy kijek.

– C-co planujesz? – spytał, patrząc na mnie przez ramie. Oh, Louis. Żebyś tylko wiedział.

– Dostaniesz piętnaście uderzeń. Za każde uciekniecie biodrami, czy opadnięcie na materac, doliczam ci dwa – wytłumaczyłem. – A jeśli pomylisz sie w liczeniu, zaczynam od nowa. – dodałem.

– R-rozumiem – odparł, łapiąc równowagę, tak by w każdej chwili nie upaść. Wymierzyłem pierwsze uderzenie, patrząc, jak chłopak piszczy z bólu i odwraca się na brzuch w szoku.

– Myślałem, że wytrzymasz trochę dłużej – prychnąłem, zmuszając go do wcześniejszej pozycji.

– N-nie jestem przywyczajony do bólu – zaczął.

Bo sam wymierzasz mi ból codziennie w szkole – dodałem w myślach.

– Nie rozumem w jakim celu się tłumaczysz, to nic nie zmieni – mruknąłem, uderzając go ponownie.

– Ch-chciałem, żebyś... – zaczął, ale moje uderzenie przerwało mu wymowę.

– Hej, zrozumiałeś zasady? Dlaczego nie liczysz? – zapytałem, gładząc jego pośladek, wiedząc, jak bardzo to boli.

– Juz jest dwa... – szepnął ze łzami w oczach.

– Nie, nie ma nawet jednego. – Uśmiechnąłem się. – Zacznij w końcu współpracować, bo będziemy tu siedzieć do rana – westchnąłem.

– Proszę... ja nie chcę... – szepnął Tomlinson, patrząc na mnie ze łzami w oczach.

– Nie słuchałeś się mnie – mruknąłem, uderzając go ponownie, czując, że mogę mu ulec.

– Przepr-przepraszam! – krzyknął. – Proszę... wybacz mi, tatusiu – szepnął głośno.

– Louis – warknąłem ostrzegawczo. – Przestań w końcu z tym walczyć, musisz dostać karę, żeby się nauczyć, że mi nie wolno się przeciwstawiać. – Westchnąłem, widząc, jak cały drży.

– Już nie będę... proszę, tatusiu – jęknął, patrząc na mnie tymi oczami. Zamachnąłem się i mocno uderzyłem go kijkiem, tak że upadł na materac. Westchnąłem głośno, odrzucając patyk i kładąc się koło niego.

– T-tyle? – spytał, na co pokiwałem głową.

– Na razie tak – odparłem. Przybliżył się do mnie, ściskając moją rękę.

–To nie znaczy, ze kara cię ominie – mruknąłem. – Tylko nie będzie aż tak bolesna. Pokiwał głową i zaczął patrzeć na mnie.

– Mam coś na twarzy? – spytałem.

– Nic, tatusiu. – Uśmiechnął się. Podniósł sie na łokciach i pocałował mnie z ogromna pasją. Czułem, że próbuje dominować w pocałunku. Zamruczałem cicho, przejmując kontrolę. To było łatwe. Szczerze? Uwielbiałem się z nim całować.

– Hej. – Zaśmiałem się, gdy jego ręce znalazły się niebezpiecznie blisko mojego krocza. – Dalej jestem na ciebie zły – mruknąłem, choć dobrze wiedziałem, że tak nie jest.

– Wiem, tatusiu... ale chcę, byś już nie był – powiedział cicho, całując mnie po szyi.

– Uspokój się, Louis – jęknąłem, czując, jak mimowolnie twardnieje.

– Tatusiu... – szepnął mi do ucha, ale przerwał mu dźwięk telefonu z mojej bluzy. Sięgnąłem do kieszeni, sprawdzając, kto nam przerwał.

Niall?

O co chodzi?

– Hallo, barbie? – spytałem, odbierając.

– Liam się najebał i nie dam rady sam, bo też nie jestem trzeźwy – płątał mu się język. – Przyjedziesz po nas?

– Teraz? Jestem trochę zajęty, durniu. – Westchnąłem, czując, jak ręce Louisa zmierzają w dół.

– Taaaaaaak? – Zaśmiał się pijacko. – A co robisz? – zapytał. Sapnąłem, gdy Tomlinson złapał mnie mocno za krocze.

– J-jestem trochę zajęty – powtórzyłem.

– Wstawaj, Harold, i jedziesz po nas. Masz u nas dług – prychnął, rozłączając się.

– Louis, muszę iść – westchnąłem, przegryzając wargę i patrząc na niego.

– C-co? Czemu? – spytał zawiedziony i smutny.

–Muszę pojechać po moich znajomych – mruknąłem, wstając i przelotnie całując go w usta.

– A... a nasza zabawa? – spytał, patrząc na mnie tymi błękitnymi oczami.

– Zabawa? – Podniosłem brwi. – To miała być kara, ale ci uległem. – Zaśmiałem się, ubierając bluzę.

– No wiem... Co mam zrobić? Wrócisz? Czy mam iść do domu? – szepnął, podnosząc sie z syknięciem.

–Nie wiem, o której wrócę... – westchnąłem, patrząc, jak powoli się ubiera.

– To do zobaczenia innym razem, tatusiu – powiedział, cmokając moje usta, i wyszedł, nakładając swoją jeansową kurtkę.

×××

ᴘᴇʀꜰᴇᴄᴛ ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz