15. hey mum, I'm on a sinking ship, yeah

713 45 22
                                    

- Tak? - ziewnęłam, odbierając telefon. Była sobota, a właśnie dzwoniący człowiek postanowił brutalnie skrócić mój sen.

- Phoe, bo moja mama jest w szpitalu i zakazała lekarzowi wpuszczać do sali kogokolwiek, kto nie jest tobą.- mówił zdenerwowany Bradley.

- Mhm.- mruknęłam, wtulając się w poduszkę. - Zaraz... Co twoja mama robi w Londynie? I dlaczego zatrzymała się w szpitalu a nie u ciebie?

- Phoebe, błagam, nie kpij sobie.- westchnął do telefonu.- To przyjedziesz?

- Mhm.- mruknęłam.

- Dzięki, Phoe. Ratujesz mi życie.- powiedział, a rzuciłam telefon na materac, gdy usłyszałam dźwięk zakończonego połączenia.

Przykryłam się kołdrą aż po szyję, zamykając oczy z nadzieją, że znów pogrążę się w śnie, lecz gdy to nie nastąpiło zerwałam się jak poparzona z łóżka.

- Ciocia jest w szpitalu! - pisnęłam i najszybciej jak się dało podeszłam do szafy, ubierając się w pierwsze, lepsze ubrania, po czym związałam włosy i wyszłam z pokoju.

- Dzień dobry.- usłyszałam zdziwiony głos Tristana, który wraz z Anastasią siedział na kanapie.

- Dzień dobry.- odparłam, ubierając buty, po czym chwyciłam torebkę i leżące obok niej kluczyki od auta i wyszłam z domu.

Wsiadłam do mojej niezawodnej Skôdy, od razu ruszając w stronę szpitala, który był najbliżej domu Bradley'a. Przeklnęłam pod nosem, gdy trafiłam na olbrzymi korek. Nie było co się dziwić. W sobotnie południe miasto tętniło życiem. Wszyscy wybierali się gdziekolwiek, byleby tylko wyrwać się z codziennej rutyny. Minęło dwadzieścia minut, po których zapakowałam samochód, wcześniej siłując się z parkomatem, i wybiegłam do szpitala.

- Szukam pani Anne Simpson.- powiedziałam do rudowłosej pielęgniarki, stukając nerwowo palcami w blat recepcji.

- Obowiązuje coś takiego jak kolejka.- odparła chłodno ruda, spoglądając na stojąca przed nią kobietę.

- Słuchaj no, nie obchodzi mnie jakaś twoja kolejka. Po prostu powiedz mi w jakiej sali leży, rozumiesz?- stwierdziłam, uśmiechając się sztucznie. Co jak co, ale urzędnicy państwowi wiedzą jak utrudnić człowiekowi życie.

- Phoebe?- usłyszałam za sobą doskonale znany mi głos.

- Jeszcze tu wrócę.- rzuciłam w stronę pielęgniarki, po czym odwróciłam się w stronę bruneta, patrząc na niego wyczekująco.- Dlaczego twoja mama jest w szpitalu?

- To długa historia, chodź.- odpowiedział, uśmiechając się niezręcznie.

- Bradley! Wszędzie cię szukałam!- pisnęła Alice swoim, nie mniej niż zwykle, denerwującym głosem.

Zacisnęłam szczękę, nie chcąc zrobić czegoś, czego potem mogłabym żałować. W końcu, za nie cały miesiąc, zostanie panią Simpson, potem urodzi kilka małych słodziaków, które, szczerze mówiąc, mam nadzieję, że będą bardziej podobne do Bradley'a, niż do Alice, i będą żyć długo i szczęśliwie. Tak, to zdecydowanie jedyny czynnik, dla którego jeszcze się na nią nie rzuciłam, tylko stałam spokojna, jeśli można tak nazwać kipienie ze strachu.

Anne Marie Simpson była dla mnie jak druga mama, którą z resztą była (dop.autora. chodzi o matkę chrzestną). Już od najmłodszych lat uwielbiałam tą kobietę, co z resztą działało w obie strony. Jako dziecko zawsze chodziłam z mamą, Anne i Bradley'em na zakupy, na spacery, albo do parku, gdzie potrafiliśmy spędzać pół dnia. Potem, gdy podrosłam, ciocia zawodziła mnie na lekcje baletu, gdyż moja mama siedziała dłużej w szkole. Nie inaczej było, gdy razem z Bradley'em poszliśmy do liceum. On spędzał całe dnie, uprawiając z moim tatą najróżniejsze sporty, albo naprawiając samochody, które od zawsze były wielką miłością Henricka Perkinsa. Ja natomiast spędzałam w kuchni, w domu Simpsonów. Minęło naprawdę sporo czasu, zanim Anne zrozumiała, że nigdy nie będę nawet w jednej setnej tak dobrą kucharką, jak ona.

- Co się stało?- spytałam w końcu, zakładając ręce pod biustem.

- Um... Alice upiekła ciasto z kremem. Tyle tylko, że do kremu dodała zmielone, suszone morele.- powiedział zakłopotany Bradley.

- Czy ty jesteś jakaś nienormalna?!- spytałam nieco głośniej niż powinnam, przez co połowa oddziału teraz na nas patrzyła.- Mogłaś ją zabić!

- Phoebe ona nie wiedziała!

- Nie odzywaj się. To też twoja wina, zawsze mogłeś jej powiedzieć, Brad.- wzruszyłam ramionami, po czym udałam się do sali numer 582 - Cześć ciociu. Jak się czujesz?

- Phoe, skarbie, jak dobrze, że jesteś.- powiedziała brunetka, podpierając się na łokciach, by usiąśdź.- A czuje się całkiem dobrze, ale nie mów mu, niech się martwi, w końcu Bradley zasłużył sobie, oświadczając się temu czemuś.- wywróciła oczami, a ja się uśmiechnęłam. Wrócił stara, dobra Anne Simpson.- Wiesz, że dla mnie zawsze będziesz moją synową, prawda?

- Powinnaś się chociaż postarać ją polubić, ciociu.- westchnęłam, łapiąc dłoń kobiety, która zaczęła się dusić, w momencie, gdy do sali weszli Bradley i Alice.

- Mamo.- wykrzyknął brunet, momentalnie podbiegając do szpitalnego łóżka 

- Nic mi nie jest.- zapewniła Anne.- Po prostu chyba mam alergię na tworzywa sztuczne.- dodała, patrząc sugestywnie na stojąca przy ścianie brunetkę.- Mniejsza o to, Phoe, kochanie, jesteś samochodem? Mogłabyś odwieść mnie do domu?- spytała, na co ja od razu przytaknęłam.

- Zaraz... Wypuścili cię?- spytał Bradley, gdy kobieta wstała z łóżka.

- Właściwie to dostałam wypis jakieś pół godziny temu.

Chwile później razem z Anne wsiadłyśmy do samochodu. Przekręciła kluczyk w stacyjce i ruszyłam w stronę mojego rodzinnego miasta, przy okazji włączając radio, do którego podłączony był pendrive.

Spojrzałam przelotnie na siedzącą obok mnie kobietę, która, opierając głowę o szybę, utkwiła wzrok na przewijających za oknem budynkach. Mimo wieku, nie zmieniła się w ogóle. Wciąż była uśmiechniętą wariatką, którą pamiętałam z dzieciństwa. Prawda jest taka, że u Simpsonów, nie zależnie od wieku, każdy członek rodziny był bardziej zwariowany, niż nie jeden nastolatek.

Uśmiechnęłam się, na wszytkie wspomnienia, wspólnie spędzonych chwil.

- Co sądzisz o tym ślubie?- zapytała, poprawiając się tak, że teraz opierała się o okno plecami.

- To jego wybór, ciociu. Nie znam Alice na tyle dobrze, by móc sądzić cokolwiek.- powiedziałam, starając się robić dobrą minę do złej gry.

Bo co niby miałam powiedzieć? Jestem po uszy zakochana w Bradzie i jak tylko widzę go z tą ścierką, mam ochotę skoczyć z mostu? Dodatkowo uważam cały ten ślub za jedno wielkie nie porozumienie, nie mam pojęcia jak Bradley to sobie wyobraża, ale jestem naiwną kretynką i mam nadzieję, że kiedyś w końcu to zaakceptuję i przestanę marzyć o tym, że kiedykolwiek mogłabym być dla niego kimś więcej niż tylko przyjaciółką.

- Nadal bronisz go na każdym kroku i starasz się go usprawiedliwiać, Phoe.- zaśmiała się Anne.- To dobrze, że nic się nie zmieniłaś, skarbie. Lubię tą małą, zadziorną, ale jednocześnie całym sercem oddaną przyjaciołom, Phoebe Natalie Perkins - Simpson.

🌹🌹🌹

Podziękujcie Madziulda z całego serca, bo to dzięki niej wróciła moja wena, której nie było już od wohoho.

Potraktujcie ten rozdział jako prezent na Mikołajki.

PS z kim się widzę w Warszawie?

Are you in friendzone? || Bradley Simpson Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz