Dodatek ~ 01

452 13 0
                                    

- Ona będzie wściekła.- powiedziała Connor, gdy jechaliśmy w stronę domu Phoebe i Trisa

- Daj spokój.- stwierdziłem, wystukując palcami piosenke Arctic Monkeys.- Będzie szczęśliwa, znam ją.
Gdy w końcu dojechaliśmy pod dom, moje serce zaczęło szybciej bić. Wiedziałem, że ten dzień postawi moje życie na głowie.

- Idziesz, Simpson.- powiedział James, patrząc na mnie tym swoim cholernie irytującym, prawilnym wzrokiem.

Wysiadłem więc z auta i podszedłem do wielkich, bukowych drzwi, po czym nacisnąłem dzwonek.

Sekundy dużyły się w nieskończoność, a ja zacząłem odliczać sekundy do mojej śmierci. Budzenie dziewczyny w nocy nigdy nie kończy się dobrze.

- Dalej, gwiazdko.-wyszeptałem.

- Brad?- spytała, a ja uśmiechnąłem się na jej widok. Cóż poradzić, że zaspana Phoebe, w białej koszuli nocnej, wyglądała całkiem uroczo.

- Wszytkiego najlepszego!- powiedziałem i podałem jej granatowe pudełko z naszyjnikiem w środku. Mimo, iż prezent nie wyrażał tego, jak ważna dla mnie była, miałem nadzieję, że jej się podoba.

- Jesteś nienormalny... Chodź.- powiedziała i wciągnęła mnie do środka domu, który ze spokojem mógłbym nazwać swoim.- Czy ty wiesz która jest godzina?! Chcesz kawy, herbaty, nie wiem, czegokolwiek?

- Nope.- pokręciłem przecząco głową.- My i tak zaraz idziemy. Dlatego powinnaś się przebrać.- powiedziałem skupiając wzrok na jej koszuli nocnej.

- Co ty znowu kombinujesz, Simpson?- spytała, zapewne mając nadzieję, że nie usłyszę.

Weszliśmy na werande i oboje stanęliśmy jak wryci. Przed domem, tuż przy moim dzieciątku, stali James i Connor, oblizując się.

- McVey? Ball?- zwróciłem ich uwagę, a oni momentalnie się od siebie odsunęli. Byłem przerażony. Jakby nie patrzeć moi przyjaciele to geje, a ja tego nie zauważyłem.- Możecie nam to wytłumaczyć?

- Ymm... Tak jakoś wyszło.- powiedział speszony James i szczerze mowiąc było to najgorsze, co mógł powiedzieć.

- Wisisz mi dwie stówy, Simpson. Mówiłam, że "Jonnor is real"!- pisnęła Phoebe, a już mogłem przywalić głową o ścianę, że wtedy jej nie wierzyłem.

- Może już pojedziemy?- spytał Connor.

- Ta... Chodźmy.- powiedziałem.- Panie przodem.

- To dowiem się co wymyśliliście?- spytała Phoe, już po kilku minutach jazdy. Taka już była. Od dziecka lubiła wszytko mieć pod swoją kontrolą, co, nie powiem, czasem mnie inrytowało.

- Dowiesz się na miejscu, Phoe. - powiedział James typowym dla siebie, spokojnym głosem.

- No ale James...- powiedziała, przyciągając literkę "a" w jego imieniu, niczym czteroletnie dziecko. Czasem cieżko było uwierzyć, że ta wredota kończyła dzisiaj dwadzieścia pięć lat.

- Nie. Ma. Mowy! - niemal wykrzyczałem.

- Jesteśmy. - oznajmił po chwili Connor, otwierając drzwi.

Wysiadłem z auta i zamknąłem go pilotem. Mimo, że byliśmy w miejscu w którym nikt nie bywa, zwłaszcza w nocy, nie wybaczył bym sobie, gdyby ktoś je ukradł.

- Hej, będzie fajnie!- usłyszałem głos szkota i postanowiłem się wtrącić.

- No jasne, że będzie fajnie! W końcu organizował to twój najlepszy na świecie przyjaciel!

- Tak, najlepszy na świecie przyjaciel. - powtórzyła.

Ruszyliśmy w stronę magazynu, w którym miała obyć sie urodziny. Gdy tylko ujżałem w oknach budynku kolorowe światła, wiedziałem, że impreza będzie udana. James pchnął drzwi, a do naszych uszu dotarł dźwięk muzyki i fajerwerków.

- Wszytkiego najlepszego!- wykrzynęli zaproszeni goście, a Phoebe momentalnie zniknęła mi z oczu.

- Choć, znajdziemy Trisa.- powiedział James, ciągnąc mnie za rękaw koszuli.

Przycisnęliśmy się przez tłum tańczących ludzi i w końcu znaleźliśmy Tristana przy "loży". W rzeczywistości były to jednak kanapy, poustawiane w kształcie litery U.

- Co to za beznadziejny DJ?- zapytałem, gdy do moich uszu dotarł kawałek z ubiegłego roku.

- Nie wiem. Ty to załatwiałeś.- perkusista wzruszył ramionami, po czym wykrzyknął.- Wszytkiego najlepszego, mała.

- Dziękuję, duży!

Odwróciłem się i gdy zauważyłem uśmiechniętą mulatkę, wiedziałem, że nadeszła pora.

- Dobra, dobra. Starczy miziania, musicie kogoś poznać.- powiedziałem starając się zachować pozory najszczęśliwszego chłopaka pod słońcem.
Już po chwili znaleźliśmy się przy drobnej brunetce.- Tak więc to jest Alice - moja narzeczona, z którą chcę spędzić resztę życia.

- Czy ty chcesz przez to powiedzieć...- zaczął Tris.

- Za dwa miesiące bierzemy ślub!- przyznałem.

I choć wtedy o tym nie wiedziałem, tak oto nadszedł mój koniec.

Tak jak zapowiadałam, publikuje tutaj fragmenty z perspektywy Bradley'a, bo głupio byłoby je stracić.

Are you in friendzone? || Bradley Simpson Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz