O7. and I know, where I gotta stay

926 55 63
                                    

Wstałam rano z okropnym bólem głowy, i prawdę mówiąc, od kiedy dowiedziałam się o ślubie Brada, działo się to coraz częściej. Oczywiście, mógłbym to wszytko zrzucić na kac, gdyby nie to, że prawie nigdy go nie miałam. Może i po alkoholu szybko traciłam nad sobą kontrolę i równie szybko urywał mi się film, ale następnego dnia czułam się normalnie.

Podniosłam się do pozycji siedzącej i z przerażeniem odkryłam, że jestem naga. Spojrzałam w prawo. Moim oczom ukazał się młody brunet, a wspomnienia z poprzedniej nocy uderzyły we mnie jak grom z jasnego nieba.

- Fuck.- wyszeptałam.

Wstałam więc i zarzuciłam na siebie satynowy porannik (taki szlafrok (?) tylko cięki). Połknęłam tabletkę przeciwbólową i postanowiłam pozbierać porozrzucane po podłodze ubrania. Gdy skończyłam usiadła po turecku na łóżku, przpatrując się chłopakowi.

Zastanawiałam się, jak mogłam być tak głupia, by iść do łóżka z chłopakiem, którego nawet nie znam, i który na dodatek jest ode mnie o trzy lata młodszy?

W prawdzie nie można było powiedzieć, że nie jest przystojny. Doskonale uwydatniona żuchwa, dość duży, choć wcale nie szpetny nos i usta, które choć były małe, dodawały chłopakowi urody. Ciemne, niemal, że czarne włosy, które wyglądały na niesamowicie miękkie. Wszytkie wady Blake'a sprawiały, że był jeszcze piękniejszy. Z pewnością był miłością wielu nastolatek, nigdy w to nie wątpiłam. Nie był jednak brązowookim, dziecinnym, loczkiem, którego znałam od dzieciństwa, i którego kochałam.

- Dzień dobry.- usłyszałam zachrypnięty głos chłopaka, a wszytkie moje mięśnie natychmiastowo się spięły.- Coś się stało?- spytał po chwili.

- Blake - zaczełam i niemal od razu spusciłam głowę. Te jego oczy były nie do zniesienia. - wczoraj... Wczoraj nas poniosło i to nigdy nie powinno się zdarzyć. Przepraszam.- powiedziałam i odważyłam się na niego spojrzeć. Chłopak przeczesał ręką włosy, po czym tylko się uśmiechnął.

- Phoebe, ja wiem, że kochasz Brada. Z resztą, cholera, ja też nie jestem narazie gotowy na związek i nawet tego od ciebie nie wymagam.- powiedział, a ja zmarszczyłam brwi. Próbowałam to wszytko przetrawić i zrozumieć, lecz nie do końca mi to wychodziło, co zauważył Richardson.- Hej, przecież liczy się to co tu i teraz, prawda? Nie musimy spędzać ze sobą całego życia.

- Czy ty właśnie proponujesz mi przyjaźń z korzyściami?- spytałam żartobliwie.

- Ty to powiedziałaś.- zaśmiał się, całując mnie.- Ale coś czuje,że twoje usta zostały moim nowym nałogiem i tak szybko z niego nie zrezygnuje.

- Jesteś popieprzony, Blake.- zaśmiałam się.

- Ty też, Phoebe.- powiedział, po czym zaczął składać pocałunki na mojej szyi.

Odchyliłam głowę, by dać chłopakowi lepszy dostęp, po czym usiadłam na nim okrakiem.

- Wiesz co, może jednak bycie singlem nie jest takie złe?- powiedział, ściskając moją pupę.- Wtedy nie poznał bym ciebie.

- Gołąbeczki! - usłyszałam głos mojego współlokatora.

- Tak, Tris?! - spytałam, poirytowana. Że też musiał sobie o mnie przypomnieć w takim momencie.

- Ja idę do sklepu, a jakby ktoś dzwonił to otwórz, bo to goście na rodzinny obiadek. I nie zmajstrujcie mi dzieciaka! Jestem za młody na bycie najlepszym wujkiem ever!-wykrzyczał, a ja przewróciłam oczami.

- Jasne, tatusiu!

- To na czym skończyliśmy?- wymruczał Blake, przygryzając płatek mojego ucha.

Are you in friendzone? || Bradley Simpson Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz