O. in the middle of the night

2.1K 83 62
                                    

Był środek nocy, nie pamiętam która dokładnie była godzina. Wiem tylko tyle, że smacznie spałam, a w moim domu rozebrzmiał dźwięk dzwonka.

- Kto tam?- wymamrotałam zaspana, jednak gdy dźwięk nie ustawał, postanowiłam uciszyć osobę, która zakłócała mój sen.

Wstałam więc z łóżka i powędrowałam w stronę głównych drzwi, przy okazji niemal nie zabijając się o porozrzucane po moim pokoju zeszyty.

- Brad?- spytałam widząc czupryne bruneta.

- Wszytkiego najlepszego!- powiedział szczerząc się i podał mi malutkie pudłeczko z -  jak się domyślałam - przezentem urodzinowym.

- Jesteś nienormalny... Chodź.- powiedziałam i wciągnęłam chłopaka do środka domu.- Czy ty wiesz która jest godzina?! Chcesz kawy, herbaty, nie wiem, czegokolwiek?

- Nope.- pokręcił przecząco głową.- My i tak zaraz idziemy. Dlatego powinnaś się przebrać.- mówił patrząc na moją koszulę nocną.

- Co ty znowu kombinujesz, Simpson?- spytałam pod nosem i poszłam do sypialni by ubrać bieliznę, czarne leginsy i za dużą bluzę z logiem Rolling Stonesów. Uczesałam włosy i byłam już gotowa do wyjścia.

Weszliśmy na werande i oboje stanęliśmy jak wryci. Przed domem stał czerwony Suv Bradley'a, a przy nim James i Connor, którzy, delikatnie mówiąc, okazywali sobie uczucia.

- McVey? Ball?- na głos bruneta chłopcy niemal od razu się od siebie oderwali, a ja uśmiechnęłam się widząc rumieniec na twarzy Connora. Prawdę mówiąc, Bradley był jedynym, który nie wiedział o ich związku.- Możecie nam to wytłumaczyć?

- Ymm... Tak jakoś wyszło.- powiedział speszony James, a ja postanowiłam się wtrącić.

- Emm, czy my czasami nie mieliśmy gdzieś jechać?

- Ta... Chodźmy.- powiedział Bradley.- Panie przodem.- mówiąc to uśmiechnął się tym uśmiechem, przy którym moje nogi stawały się jak z waty.

Siedząc w samochodzie pogrążyłam się w myślach. Nie lubiałam niespodzianek głównie z tego powodu, że nie mogłam znieść myśli, że dzieję się coś o czym nie wiem. Mówiąc wprost, lubiłam mieć wszytko pod kontrolą.

Ciszę panującą w aucie przerywał jedynie dźwięk jednej z piosenek Arctic Monkeys.

- To dowiem się co wymyśliliście?- spytałam zaciekawiona, mając nadzieję, że chodź jeden z nich zmięknie i powie mi co się tu wyprawia.

- Dowiesz się na miejscu, Phoe. - powiedział James typowym dla siebie, spokojnym głosem.

- No ale James...- powiedziałam, specjalnie przyciągając literkę "a" w jego imieniu.

- Nie. Ma. Mowy! - wykrzyczał Bradley, nie tracąc nawet na moment, kontroli nad kierownicą. Można było powiedzieć o nim wszytko, ale kierowcą był nieziemskim. Nie raz całą grupą jeździliśmy na wycieczki i nie raz miałam okazję widzieć Bardley'a jako wokalistę, tancerza, rozmówcę i kierowce w jednym.

- Jesteśmy. - oznajmił po chwili Connor, otwierając drzwi.

Wysiadłam z auta i podeszłam w strone szkota, którego i tak ledwo widziałam w ciemności.

- Con? To będzie duże, prawda?- spytałam zaciskając usta w wąska linię. Generalnie rzecz biorąc, powinnam się tego spodziewać. Chłopcy co roku organizowali mi bez mojej zgody urodziny, których szczerze mówiąc nie lubiłam. No bo kto by się cieszył z tego, że jest rok bliżej do śmierci? Wracając do tematu urodzin, samo przyjęcie zawsze było robione na wielką skale i zapraszani byli ludzie, których w większości nie znałam. W tym roku jednak miało być inaczej - błagam ich, by nic nie organizowali, jednak jak widać, i tak postawili na swoim.

- Za duże.- przyznał i mogłabym przyrzec, że wywrócił oczami.- Hej, będzie fajnie!

- No jasne, że będzie fajnie! - przyznał Bradley.- W końcu organizował to twój najlepszy na świecie przyjaciel!

- Tak, najlepszy na świecie przyjaciel. - powtórzyłam, a na mojej twarzy pojawił się grymas smutku. W tamtej chwili dziękowałam Bogu, że jest aż tak ciemno.

Ruszyliśmy w stronę magazynu, w którego oknach mogłam dostrzec różnokolorowe światła. James otworzył drzwi, a do moich uszu dotarł zdecydowanie za głośny krzyk i huk fajerwerków.

- Wszytkiego najlepszego!

Moment zajęło mi podziękowanie wszytkim i przywitanie się z nimi. Gdy już skończyłam, odnalazłam chłopaków wraz z Trisem.

- Wszytkiego najlepszego, mała.- powiedział perkusista, przytulając mnie.

- Dziękuję, duży!

- Dobra, dobra. Starczy miziania, musicie kogoś poznać.- mówił Brad z typowym dla niego uśmiechem.
Już po chwili znaleźliśmy się przy drobnej brunetce.- Tak więc to jest Alice - moja narzeczona, z którą chcę spędzić resztę życia.

- Czy ty chcesz przez to powiedzieć...- zaczął Tris.

- Za dwa miesiące bierzemy ślub!- przyznał brunet.

Ślub?!

Are you in friendzone? || Bradley Simpson Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz