Minął tydzień, podczas którego mój kontakt z Bradley'em znacznie się pogorszył, a ja nie wiedziałam dlaczego. Od tygodnia nie odzywaliśmy się do siebie. Z resztą, nie tylko my - Simpson nie rozmawiał też z chłopakami. Nie odbierał telefonów, nie podpisywał na wiadomości, a gdy przychodziliśmy pod jego dom, nikt nie otwierał drzwi.
Była sobota, a ja właśnie wracałam do domu, po rozmowie, która kończyła moją relację z Blake'iem i sprawiała, że byliśmy tylko przyjaciółmi. Oczywiście, nie byłam na niego zła, cieszyłam się, że on i Cloe w reszcie sobie wszystko wyjaśnili, a móc obserwować jego szczęście, gdy opowiadał o ich rozmowie, było dla mnie prawdziwą radością. Jeśli kiedykolwiek znajdziecie chłopaka, który pokocha wa tak mocno, jak Blake swoją dziewczynę - nieodpuszczajcie.
- Hej, skarby!- rzuciłam, wchodząc do domu i wieszając swój płaszcz na wieszaku.- Nadal nic?- spytałam Anastasii, która chwilowo u nas mieszkała.
- Nic.- odpowiedział Tristan, niemal rzucając telefonem o stół.- Jak przyjedzie na próbę, to go rozszarpie.- westchnął, a ja przygryzłam od wewnątrz policzek.
Przez tydzień Bradley nie dawał znaków życia, co nas doprowadzało do szaleństwa. No bo wyobraźcie sobie - od dziewięciu lat nasza piątka jest nierozłączna, widzimy się praktycznie codziennie, a tu nagle… Cisza.
- Pojadę z tobą.- stwierdziłam, wiedząc, że właśnie tam spotkam mojego przyjaciela.
Bradley Will Simpson nie ominąłby ani jednej próby zespołu. Kochał The Vamps nad życie i - choć zazwyczaj się spóźniał - nie przegapił nawet jednego spotkania.
Spojrzałam na Tristana, który tylko pokiwał głową i ponownie chwycił za komórkę, znów wybierając numer loczka.
- To się musi skończyć, Phoe.- zaczęła Anastasia, gdy tylko blondyn zszedł schodami do garażu.- Z jego stanem, on nie może się denerwować.
- Cholera, ja to wszytko wiem!- stwierdziłam, ruszając do kuchni, gdzie wyjęłam z szafki szklankę i nalałam do niego soku.
Odkąd w byłym już związku Tristana i Sydney pojawiły się problemy, chłopak praktycznie cały czas był przy rudej, co ta postanowiła wykorzystać. Ciągłe kłótnie, kazania i stres, doprowadziły perkusistę do choroby i choć lekarz powiedział, że blondyn z tego wyjdzie, kazał mu ograniczyć denerwowanie się do minimum.
- Jedziemy, Phoe.- rzucił Tristan, po czym podszedł do swojej dziewczyny, składając na jej ustach pocałunek.
- Uważaj na siebie.- westchnęła brunetka, podczas gdy ja zakładałam kurtkę.
Dwadzieścia minut później razem z Jamesem i Connorem - których spotkaliśmy przed studiem - szliśmy w stronę pomieszczenia 347 C, w którym, jak nas poinformowano, znajdował się Joe.
- A to właśnie reszta zespołu!- O'Neil powiedział do jakiegoś szatyna.- Chłopcy, do nasz nowy wokalista.- dodał, a na twarzy moich przyjaciół malowało się zdziwienie.
- Kto?- wydusił w końcu Connor i tym razem to Joe zmarszczył brwi, nie rozumiejąc całej sytuacji.
- To ja was zostawie. W razie czego, jesteśmy w kontakcie.- rzucił szatyn wychodząc z pomieszczenia.
- Nie powiedział wam?- spytał w końcu menedżer i kontynuował, widząc na naszych twarzach zupełną dezorientację.- Cholera, wiedziałem, że tak będzie! Kilka dni temu przyszedł do mnie Bradley, zrywając swoją umowę, podobno wyprowadzają się z tą Alice do Hiszpanii. Zapewnił mnie, że wam powie, więc zacząłem szukać nowego wokalisty, w końcu, za miesiąc kończymy nagrywki, a za dwa ruszamy w trasę.
- Czekaj…- wydusił w końcu James.- Chcesz mi powiedzieć, że Bradley rzucił zespół?
- Na to wygląda.
Spojrzałam na Tristana, który tylko kiwnął głową, dając mi pozwolenie i kluczyki od swojego samochodu.
Najszybciej jak się dało wybiegłam z siedziby EMI Records i wsiadłam do samochodu Tristana, w duchu przeklinając się, że jestem aż tak przyzwyczajona do mojej Škody.
Dom Bradley'a nie znajdował się daleko, dlatego kilka minut później wjeżdzałam na osiedle. Stanęłam przed szarym budynkiem i zaczełam walić w drzwi. Nie pukać, walić. Wiedziałam, że brunet jest w środku i nie dawałam za wygraną. W końcu drzwi się otworzyła, a stanał w nich nie kto inni, jak moja ukochana Alice.
- Zwariowałaś? Co sobie sąsiedzi pomyślą?!- pisnęła, a ja wewnątrz cała się gotowałam, walcząc z chęcią przywalenia jej drzwiami.
- Mam gdzieś to co sobie pomyślą i co ty myślisz. Nie przyszłam do ciebie, więc łaskawie zejdź mi z drogi!- niemal wykrzyczałam.
- Bradley nie chce cię widzieć.- stwierdziła i, okey, zabolałoby, gdyby nie cząstka we mnie, która wiedziała, że to kłamżycie,
- Nie odpuszcze, Alice.- powiedziałam twardo i niemal w tym samym momencie zza brunetki wyłonił się Bradley.
- Daj spokój, Al.- rzucił, na co dziewczyna wywróciła oczami i z rękoma założonymi pod biustem, ruszyła w głąb mieszkania.
Chłopak natomiast gestem zaprosił mnie do środka, po czym poszedł do swojego biura, a ja bez słowa poszłam za nim.
Omiotłam wzrokiem pomieszczenie i pokręciłam głową, widząc, że wszystkie książki zostały już spakowane i nawet gitara, którą brunet zawsze trzymał na wierzchu, teraz leżała w futerale.
- Ty naprawdę chcesz nas zostawić.- wyszeptałam, nie wierząc w to co widzę.
Znałam Bradley'a od dziecka, był obecny w każdym, nawet najbardziej trudnym momencie mojego życia. A teraz? Teraz miał tak po prostu zniknąć i - jak za sprawą czarodziejskiej różdżki - zostawić za sobą wszystkie swoje wspomnienia.
- Ojciec Alice mieszka w Sevilli, kupił już dom i załatwi mi pracę w swojej firmie, a Alice w końcu będzie z rodziną.- powiedział, nie spuszczając ze mnie swojego wzroku.
- A ty, Bradley? Co z tobą? Co z muzyką, rodziną, przyjaciółmi? Chcesz nas wszystkich zostawić?- spytałam, nawet nie zauważając, kiedy z moich oczu zaczęły spływać łzy.- To już pewne?
- Phoe, nie będzie tak źle, przecież mamy internet, będę dzwonił codziennie i…- mówił na jednym wdechu, a ja nie mogłam już dużej znieść widoku jego smutnych oczu.
- Na zawsze, Braddy.- rzuciłam, wychodząc z pokoju i z domu, wcześniej jednak odkładając na biurko nieśmiertelnik, który podarował mi w wesołym miasteczku.
Wsiadłam do samochodu, a łzy zaczęły lać się z moich oczu strumieniami. Ostatni raz spojrzałam na dom mojego przyjaciela, dostrzegając w kuchennym oknie uśmiechniętą Alice.
Już wtedy wiedziałam, że wygrała. Zabrała mi go, a ja tylko patrzyłam jak odchodzi, bojąc się, że każdy mój ruch zepsuje naszą przyjaźń.
🌹🌹🌹
Odpowiadając na pytanie o Q&A do bohaterów : planowałam zrobić następny dopiero rozdział przed końcem, ale jeśli chcecie, może zrobić jeszcze jeden nieco wcześniej.PS powiem wam, że zerkam na plan akcji i zostały nam tylko 4 punkty i epilog.
Wesołego nowego roku,
fallen ❤
![](https://img.wattpad.com/cover/109285377-288-k613882.jpg)
CZYTASZ
Are you in friendzone? || Bradley Simpson
FanficTo historia o przyjaźni i friendzonie tak głębokim, że nie można ujrzeć jego wszytkich stron. Phoebe i Bradley znają się od piaskownicy. Cały czas byli nierozłączni i nie zmieniło się to nawet gdy weszli w dorosłe życie. Mogło by się wydawać, że to...