Dodatek ~ 03

309 9 2
                                    

Było po trzynastej, gdy Alice wyszła z sypialni, przebierając oczy. Na mojej twarzy momentalnie pojawił się uśmiech, gdy brunetka podeszła do mnie, przytulając się do moich pleców.

- Nigdy więcej nie tknę alkoholu. - mruknęła, a wyciągnąłem z szafki tabletki przeciwbólowe i sok, podając je dziewczynie. - Jak bardzo nawaliłam? - spytała, odkręcając butelkę soku.

- Całowałaś się z Connorem. - mruknął, a brunetka zaprzestała swoich działań, podnosząc wzrok na mnie.

- Co? - wyszeptała, chwilę później przeczesując włosy. - Boże...

Uśmiechnąłem się delikatnie, zabierając napój z rąk dziewczyny i przyciągając ją do siebie.

- Zapomną, oni też po alkoholu nie są święci. - zaśmiałem się, całując ją w czoło. - Tak właściwie, idziemy do Phoe i Trisa na obiad? - spytałem, przez co Alic utkwiła wzrok w ziemi.

- James i Connor też tam będą? - spytała, na co ja pokiwałem głową. - Okey, więc będę mogła ich przeprosić. Daj mi chwilkę. - uśmiechnęła się, znikając w garderobie.

Westchnął, siadając na ziemi ścisnese, która bacznie się wszystkiemu przyglądała.

- To miało wyglądać inaczej. - westchnął, głaszcząc psa po głowie, na co ta podniosła się i położyła łeb na mojej nosze.

Uśmiechnąłem się na ten gest, mimo że ktoś mógłby uznać mnie za nienormalnego, Jesse zawsze była przy mnie, gdy tego potrzebowałem.

- Gotowa. - powiedziała Alice, z uśmiechem wychodząc z garderoby, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech, gdy tylko na nią spojrzałem.

Alice niesłychanie różniła się od moich wcześniejszych partnerek, w tym od Phoebe.

Na przykład podczas kiedy Perkins ubierała ciemne ubrania i robiła mocny makijaż, moja narzeczona preferowała lekkie, zwiewne ubrania w delikatnych kolorach i równie delikatny makijaż, który tylko podkreślał jej brwi, rzęsy i usta.

- Mowiłem ci już, że jesteś oszałamiająca? - spytałem z uśmiechnem, wstając z ziemi.

- Teraz już tak. - zaśmiała się, całując mnie w usta. - Kocham cię.

- Wiem, ja ciebie bardziej. - powiedziałem, podnosząc dziewczynę, przez co ta oplotła mnie nogami, mocniej łapiąc za moje ramiona. - Na pewno chcesz iść? Zawsze możemy zostać. - uśmiechnąłem się, wchodząc do sypialni i kładąc brunetkę na łóżku.

- Braddy, Braddy, Braddy. - westchnęła. - Muszę przeprosić twoich przyjaciół. Chodź już. - powiedziała, a na mojej twarzy pojawił się grymas, gdy dostałem tylko krótkiego buziaka w policzek.

Kilka minut później znaleźliśmy się pod domem, w którym mieszkali Tristan i Phoebe.
Zadzwoniłem dzwonkiem, a Alice spojrzała na mnie wyraźnie zdenerwowana.

- Hej. - rzucił z uśmiechem Tristan, otwierając drzwi.

- Po co przyprowadziłeś tu tą wywłokę?! - spytał James, gdy tylko pojawiliśmy się w salonie.

- To nie jest żadna wywłoka, Jamey. - wycedziłem, a Alice lekko ścisnęła moją dłoń.

- Już dobrze, Braddy. Tak właściwie, to chciałam was przeprosić. - uśmiechnęła się, a ja oniemiałem. - Mogłam przewidzieć konsekwencje i nie pić tyle

- Jasne. - prychnął James. - Bradley doceniam to, że kazałeś jej nas przeprosić, ale to niczego nie zmienia!

- Słucham?! Czy ty siebie słyszysz?! Na miejscu Aly przywaliłbym ci w twarz, a nie przepraszał! - wykrzyczałem i jestem pewien, że któryś z nas skończyłby z podbitym okiem, gdyby nie Phoebe, która właśnie wyszła ze swojego pokoju.

- Hej. - powiedziała niepewnie, analizując sytuację.- Jak tam?

- James obraził Alice. - wytłumaczyłem, a mulatka pokiwała głową.

- Należało jej się.- wymamrotał Connor, na co ja zacisnąłem szczękę.

Connora i Jamesa znałem od początku liceum, byli dla mnie jsk rodzina i nigdy nie zrobiłbym niczego wbrew im, ale nie pozwolę, by ktokolwiek obrażał moją narzeczoną.

- Jesteście przyjaciółmi, chyba nie będziecie się kłócić o takie błachostki, prawda?- wtrąciła Alice, uśmiechając się, gdy w pomieszczeniu zapadła cisza - Phoebe, Bradley mówił, że jesteś nauczycielką.- powiedziała, chcąc rozluźnić atmosferę m

- Co? Ymm, tak. Jutro zaczynam. - odparła Phoebe, a ja zmarszczyłem brwi, słysząc w jej głosie lekkie zakłopotanie.

- Podziwiam cię, nie wiem jak można z nimi wytrzymać. - stwierdziła Alice, a ja westchnąłem, chwytając ją za dłoń.

- Aly nie lubi dzieci.- wytłumaczyłem, uśmiechając się delikatnie, już wtedy wiedząc, że to spotkanie nie przebiegnie w spokoju.

Phoebe uwielbiała dzieci, z resztą, nie ma co się dziwić, kto nie lubiłby tych małych, słodkich aniołków? No właśnie, moja przyszła żona.

- Czyli nie będziecie mieć małego Simpsona Juniorka?- zażartował Connor, przez co spojrzałem na niego znacząco.

- Miałabym mieszkać w jednym domu z jakimś śmierdzącym bahorem, który cały czas by się darł?! - spytała nieco wzburzona Alice, a Phoebe, która do tej pory robiła dobrą minę do złej gry, zakrztusiła się napojem i szybkim krokiem ruszyła w stronę łazienki.

Uśmiechnąłem się przepraszająco do Alice, po czym wstałem z kanapy, idąc za mulatką.

- Wszytko gra?- spytałem, analizując twarz Phoebe.

- Jasne.- uśmiechnęła się słabo.- Ale lepiej pójdę spać, nie chcę jutro źle wypaść, rozumiesz.

- Jasne.- wymamrotałem, a dziewczyna mnie przytuliła, chwilę później wracając do swojego pokoju.

- Bradley! - krzyknęła, zatrzymując się przy drzwiach.- Jutro przyjadą moi rodzice! Jesteś oficjalnie zaproszony!

Are you in friendzone? || Bradley Simpson Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz