Erick:
Nie patrząc na zwłoki u mych stóp, błyskawicznie wyszedłem z pomieszczenia, kierując się ku lecznicy. Nie miałem żadnego planu, co mam powiedzieć, co zrobić, chciałem jedynie, by to zniknęło, by było jak dawniej. Lecz wiedziałem, że to już niemożliwe.
Rozważałem różne opcje, najchętniej bym zabił tę kobietę, ale nie mogłem, gdyż to zniszczyłoby moją wilczą stronę, która jej pragnie. Znalazłem się w beznadziejnej sytuacji. Postanowiłam zamknąć ją w bezpiecznym miejscu i zapomnieć o ostatnich dniach. Tak było najlepiej, a ja postanowiłem pojąć za żonę wilczycę i wmówić ojcu, iż to moja mate. Jedno było pewne- nie dam ślepemu losowi decydować o moim życiu.
Stanąłem pod drzwiami pokoju, w którym znajdowała się ta kobieta, po czym biorąc głęboki wdech, wszedłem do środka. Uważnie przesunąłem wzrokiem po całym pomieszczeniu, jednak nie dostrzegłem nigdzie drobnej brunetki, która jeszcze wczoraj leżała tu podpięta do tych wszystkich urządzeń.
Warknąłem wściekły, a gdy po moim karku poczułem lekki powiew powietrza, rozejrzałem się za jego źródłem i ujrzałem otwarte okno. Podbiegłem do niego i omiotłem wzrokiem otoczenie, jednak kobiety nigdzie nie dojrzałem. Szczęście w nieszczęściu, że byliśmy na parterze, a ja nie czułem, by coś jej się stało. Wiedziałem, że muszę ją odnaleźć, nim wpadnie w ręce wysłanników Moultona.
Wybiegłem z lecznicy i przemieniłem się, a mój wilk zawył donośnie, przywołując Iana i Michaela, po czym pobiegłem w stronę lasu.
Mallory:
Biegłam, nie patrząc za siebie, pędziłam w głąb lasu, nogi plątały mi się, a gałęzie drapały moje ręce i twarz jednak nie zatrzymywałam się. Musiałam uciec, nie zniosłabym więcej bólu i życia w zamknięciu. Nie jestem zwierzęciem, które można zamknąć w klatce, potrzebowałam wolności i choćbym miała uciekać, przez resztę życia to zachowam ją za wszelką cenę.
Gdy tylko Michael opuścił salę, w której się znajdowałam, odczekałam chwilę, a później rzuciłam się, by otworzyć okno, a następnie wymknęłam się przez nie na zewnątrz. Wciąż byłam słaba, zawroty głowy męczyły mnie, jednak wola walki o własną wolność była silniejsza, adrenalina dawała mi kopa. Tylko dzięki niej nie opadłam bezsilna na ziemię.
Nie wiem, jak długo biegłam, gdy usłyszałam wycie za sobą- odkryli moją ucieczkę. Musiałam dotrzeć jak najszybciej do drogi, nie chciałam znów ryzykować przejażdżki stopem, ale wiedziałam, że nie zbliżą się w wilczej postaci do głównej ulicy. Gdy moje zawroty głowy wzmogły na sile, przystanęłam na chwilę, chcąc złapać oddech jednak zaraz po tym, jak zatrzymałam się, ogromny rudy wilk powalił mnie na ziemię, zawarczał groźnie, po czym unieruchomił moje ręce swoimi wielkimi łapami. Zaczęłam wyrywać się i krzyczeć, a chwilę później zamilkłam, słysząc obcy głos:
-Dobra robota Felix, przejmujemy ją.- odwróciłam głowę i ujrzałam dwóch mężczyzn idących w naszym kierunku. Wilk zszedł ze mnie, a jeden z nowo przybyłych chwycił mnie i przewiesił przez ramię:
-Bez numerów, pan Moulton i tak jest niezadowolony, że tyle musi czekać.- wyszeptał w moje ucho, po czym zaśmiał się, a mnie przeszły dreszcze.
-Głupia Mallory, znów wpakowała się w kłopoty.- pomyślałam zrezygnowana.
Erick:
Była blisko, czułem zapach wiśni, coraz wyraźniej. Przyśpieszyłem, przekazując telepatycznie Ianowi i Michaelowi, by dokładnie się rozglądali. Moją sierść rozwiewał wiatr, a ja biegłem, aż w końcu poczułem, że zbliżam się do źródła zapachu. Momentalnie ogarnęła mnie wściekłość, gdy ujrzałem dwóch mężczyzn i jednego wilka:
~To oni patrolowali granice, to wysłannicy Victora.- przekazał mi telepatycznie Bein, a moją uwagę zwrócił jeden mały, lecz istotny szczegół. Wysoki łysy wilkołak miał przewieszoną przez ramie drobną brunetkę-od razu ją rozpoznałem, zawyłem wściekły, nakazując moim betom atak.
Ian bez chwili wahania rzucił się na pierwszego wilka, natomiast Santez obrał za swój cel drugiego z nich, dla mnie zostawili tego z moim utrapieniem na ramieniu. Widząc, że biegnę w jego stronę, rzucił dziewczyną o drzewo. Widziałem, że uderzyła o nie plecami, a ja od razu poczułem bolesne dreszcze, wzdłuż kręgosłupa.
Rzuciłem się na wroga, gryzłem, drapałem, aż w końcu wbiłem swoje kły w jego tętnice i rozerwałem mu gardło. Krew ściekała z mojego pyska. Rozejrzałem się dookoła, lecz natychmiast ogarnął mnie spokój, gdy zauważyłem, że Bein i Santez doskonale sobie radzą z pokonaniem obcych, którzy wkroczyli na nasz teren.
Przesunąłem wzrok na nieprzytomne ciało dziewczyny i przemieniłem się, po czym podbiegłem do niej i chwyciłem jej kruche ciało w ramiona. Była nieprzytomna, odgarnąłem z jej twarzy ciemne loki i spojrzałem na jej twarz. Poprzednio nie miałem okazji się jej przyjrzeć, ale teraz..
Miała małe, lecz pełne usta, drobny nos był pokryty jasnymi piegami. Nie była dla mnie atrakcyjna, ale coś w niej mnie przyciągało, wydawała się taka krucha i delikatna. Dotknąłem jej policzka i poruszyłem lekko dłonią, chcąc ją ocucić, a ona otworzyła oczy- i to był mój koniec. Zatopiłem się w tej zieleni, ciepło wypełniało moje wnętrze, czułem spokój, nic innego do mnie nie docierało. Nic nie widziałem poza tą głęboką zielenią jej tęczówek, które zaczęły iskrzyć.
Byłem tylko ja i ona, a ja już wiedziałem, co się stało:
-Dopełniło się.- wyszeptałem.-Nasze dusze zostały połączone.
Data opublikowania:
7 grudnia 2017
CZYTASZ
Uratuj mnie
WerewolfMallory Stadfort jest uciekinierką. Zostawiła daleko w tyle rodzinę i najbliższych. Ukrywa się, posługuje fałszywymi tożsamościami, nigdzie nie zostaje dłużej niż tydzień. Drży na myśl, że ktoś odkryje jej tajemnice bo wie, że jej dar jest jej przek...